#34 - Depth Charge

528 7 3
                                    


North*


Słońce już się budziło, przedzierając się przez krajobraz porannego nieba. W sypialni czuć było już ciepły i delikatny zapach świeżo skoszonej trawy oraz morskiej bryzy, wyjątkowo dzisiaj spokojnego, oceanu. 

Ja w tym czasie tak jak co dzień, leżałem rozwalony na całej długości łóżka z ledwo okrywającym mnie kocem. Gdyby nie to, że zostawiłem otwarte drzwi balkonowe to zamiast tej świeżości i czystości, czułbym tylko starą zimną pizzę z czwartku, która aż do dzisiaj leżała na komodzie w towarzystwie niedopranych i stęchłych dresów. 

Wtedy do tego całego bałaganu rozległo się jeszcze narzędzie tortur, bytujące aktualnie na mojej szafce nocnej. - budzik. Jęcząc pod nosem, wyciągnąłem rękę niczym zaspany niedźwiedź swoją łapę, kładąc ją na czujniku nacisku. Z powrotem padłem jak kłoda w swoją poduszkę, mając nadzieję na jeszcze parę minut snu. 


Pfft! Pomarzyć mi się zachciało. 


Jak na zawołanie do sypialni wpadł rozszczekany do granic możliwości Beagle, wskakując centralnie na moje plecy. - Mimo, że miał on uszczerbek w liczbie swoich łapek. Znowu wydałem z siebie zaspany jęk, gdy szczeniak zaczął obsesyjnie drapać i skomleć w poduszkę, którą miałem na głowie. 


- Chestnut...Chestnut! Woah, siad! Siad! - krzyczałem roześmiany, gdy małe stworzenie wreszcie się do mnie dokopało, obdarowując tysiącem mokrych buziaków. Po krótkotrwałej szarpaninie udało mi się go złapać i unieść nade mnie tak, żeby trzymać go z dala od twarzy. - Już wstałem, zadowolony? - zapytałem z uniesioną brwią, w odpowiedzi dostając głośne szczęknięcie. 


Powoli odstawiłem psa na jasne panele, czekając aż jego druga łapka złapie balans. Może i Chestnut nie miał tej jednej przedniej łapki, ale trzeba przyznać, że jak na malucha to całkiem nieźle wychodziło mu poruszanie się na trzech kończynach. Odrzuciłem nakrycie na bok, wyciągając ręce do sufitu. 

Zwlokłem się po schodach do kuchni, gdzie zjadłem bardzo wykwintne danie. A tak na poważnie to wyjąłem miskę z szafki, wsypałem do niej trochę corn flakesów i zalałem mlekiem do połowy. W tym czasie Chestnut spokojnie zajadał swoje śniadanie z niebieskiej miseczki. Przyznam, że widok mojej kompletnie zaspanej osoby i psa wielkości chihuahua siedzącego obok mnie na wyspie kuchennej mógł być dosyć komiczny. 


- Chyba jesteś jedynym psem domowym, który je śniadanie na blacie wyspy kuchennej niż na podłodze, co chłopie? - mruknąłem, przeżuwając jeszcze nierozciapciane płatki kukurydziane ze świeżymi borówkami, które tam dorzuciłem. Zwierzątko nawet na mnie nie spojrzało, dalej chrupiąc swoją karmę o smaku łososia i ryżu. (Przynajmniej tak twierdziło opakowanie.)


Raz przez przypadek pomyliłem karmę Beagle'a, samemu dając mu jogurt z malinami i chrupiącym ryżem obtoczonym w miodzie. - Muszę przyznać, że ja jakoś łososia to w tym czymś nie wyczułem. 

Akurat kończyłem dopijać mleko z dna miski, gdy wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Nieco się zdziwiłem, bo wyjazd na pływający stadion miał być dopiero po południu, gdyż tym razem płynęliśmy jachtem Strikas prosto ze Strikaland. Wstałem od blatu, niedbale ocierając ręką usta. 

Powoli przekręciłem klucze, znajdujące się w zamku, otwierając drzwi frontowe. Moje zdziwienie stało jeszcze większe, gdy przed sobą ujrzałem dobrze znaną mi kobietę. Moje oczy momentalnie spotkały się z ciemnymi niczym noc tęczówkami, po części zasłanianymi przez czarne kosmyki i gęste rzęsy. Jej długie włosy były związane w kucyk, który zarzuciła na lewe ramię.

„Anioł ze złamanym sercem || Supa Strikas fanfic ||"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz