Shaker*
- DOSYĆ! - do moich uszu dotarł czyiś głos, a w drzwiach do sali zauważyłem znajomą sylwetkę.
Wciąż kręciło mi się w głowie, a po całym ciele ciekł pot, mieszający się ze łzami. Metal ciążył na moich nadgarstkach, brutalnie trzymając je przy ziemi. W ustach czułem nieprzyjemny metaliczny posmak, pomieszany z krwią, która rozlewała się po mojej twarzy.
Kawiński stanął prosto, opuszczając pas, który po raz kolejny szykował do uderzenia w moje plecy. Zacisnąłem powieki, zagryzając zęby przez ból, pulsujący w całym moim organizmie.
- Co tu robisz? Nie powinieneś prowadzić swoich zajęć? - parsknął, gapiąc się z pogardą na stojącą w drzwiach postać.
- Tak się składa, że to szef kazał mi tutaj przyjść. I z tego, co widzę to bardzo dobrze się stało. - podniosłem głowę, patrząc w tamtą stronę, ale mój widok wciąż był zamazany. - Uriah, Thomas, Mayson, pomóżcie mi. - zwrócił się do dwójki chłopaków, stojących przy ścianie oraz do rekruta, który był za nim.
Chwilę później do ringu podbiegli Uriah razem z Thomas'em, starając się oderwać blokady, trzymające moje ręce od ziemi.
- Bez klucza tego nie zrobicie bałwany. - zaśmiał się blondyn, kręcąc pękiem kluczy na swoim palcu.
- Zamknij mordę Hamilton. - warknął Travis, wyrywając mu je z rąk. Na co chłopak obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. Mężczyzna odwrócił się do starszego chłopaka, rzucając w jego stronę klucze.
Odetchnąłem z ulgą, czując jak metal znika znad moich rąk, wolno je puszczając. W tym czasie ciemno-skóry chłopak z tatuażem węża przy małżowinie usznej, razem z blondynem brali mnie pod ramionami, podnosząc do góry.
- Weźcie go do jego pokoju. Zaraz tam przyjdę. - rozkazał Travis, gdy Ci wynosili mnie z sali, a moje nogi bezwładnie ciągnęły się za mną. Czułem się jak jakiś diabeł po epizodzie egzorcystycznym. W uszach może i słyszałem czyjeś głosy, ale na początku w ogóle nie zrozumiałem ich rozmowy. Wtem dwójka chłopaków stanęła, patrząc na nauczyciela. Zauważyłem, że na ich twarzach pojawił się szok. - Czy tobie do reszty odwaliło!? On ma się uczyć, jak ją obronić, a nie być katowanym niczym zwierze na rzeźnię! - wrzasnął zdenerwowany mężczyzna.
- Masz na myśli tą śmieszną, małą pokrakę, która jest jego drugą połówką? - mocniej zacisnąłem zęby, kiedy doszła do mnie jego „obelga" na temat Laury. Akurat pod tym względem byłem wyjątkowo porywczy. - Chyba zbyt mocno bierzesz sobie do łba, że on jest synem Jomo. W rzeczywistości jest tak samo leniwy i arogancki, jak on. Nie będzie z niego dobry partyzan tak samo jak z tamtego dupka. Pfft! Minął tydzień, gdy ten idiota nareszcie opuścił mury tego budynku, wracając do swojej debilnej żony i smarkatego synalka tylko po to, by zaraz skończyć w piachu. - Kawiński spojrzał na mnie. - On i jego dziewczyna skończą tak samo. I ta ich śmieszna moc wcale im w tym nie pomoże.
- Mylisz się... Traktując go tak samo, jak Zack'a sprawiasz tylko cierpienie niewinnej kobiecie, która nawet nie miała pojęcia co się z nią działo przez te parę minut temu. - momentalnie oczy szerzej mi się otworzyły. Czy jemu mogło chodzić o Laurę? - Jesteś w stosunku do nich taki sam, jak do swojego własnego syna i córki. Tuszujesz swoje winy, zwalając na innych. - Kawiński jest ojcem mojego niedawnego współlokatora? To oznacza, że był i jest tym samym człowiekiem, przez którego zginęła jego porwana bliźniaczka.
- Bo był rozpuszczonym bachorem, którego jedyne co bawiło w życiu to pogrywanie z moimi nerwami i bezczelnie nadużywał przywilejów razem z jego śmiesznymi kumplami. To sprawiło, że w końcu wyleciał stąd, pomimo moich starań! - każdy ze studentów na sali zamilkł, gapiąc się na Kawińskiego, który chyba dopiero zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Potwierdzając tym samym, że to on przez cały czas był osobą, przez którą blondyn się tutaj znajdował.
CZYTASZ
„Anioł ze złamanym sercem || Supa Strikas fanfic ||"
FanfictionJeden dzień, ta jedna chwila. Od tych obu rzeczy zaczęła się nić, która połączyła dwie osoby. Obie z nich mijały się przez wiele dni. Obie czuły to samo, ale dopiero tego pamiętnego dnia życie Laury zaczęło się tak naprawdę zmieniać na lepsze nawet...