Wreszcie po kilkunastu godzinach lotu znaleźliśmy się na ziemi, a dokładniej w Las Vegas. Mieście najbardziej zaludnionym w amerykańskim stanie Nevada, znanym ze swoich drogich i luksusowych kasyn, hoteli, restauracji i innych grzesznych rzeczy.
Byłam ubrana w czarne legginsy z białymi lampasami i małymi znaczkami Strikas przy kostkach oraz białą bluzkę na ramiączkach. Natomiast włosy związałam w kitka, a rzęsy pociągnęłam tuszem do rzęs.
Shaker natomiast był ubrany w klubowy dres i bezrękawnik, dopełniony pasującymi trampkami. Przez dosyć długi czas starałam się go do tego mówić, gdy on uparcie protestował.
Powoli wyszliśmy z prywatnego samolotu, schodząc po jego białych schodach. Od razu uderzyło w nas gorąco i skwar, ale w mniejszym stopniu niż myśleliśmy na początku. Zaczęliśmy iść w kierunku drugiego Strikajet'u, stojącego nieopodal. Momentalnie szerzej się uśmiechnęłam, kiedy dojrzałam wychodzącą z niego drużynę.
- Dalej, dalej... Śmiało... Okej~ Hej! Hej! Ostrożnie! - momentalnie mój wzrok przykuł pilot wypychający stos walizek, ustawionych na wózku bagażowym, z kabiny pasażerskiej i kierującego go El matadora. Przelotnie spojrzałam na swojego chłopaka, który również patrzył na mnie z miną pod tytułem: „On nigdy się nie zmieni..."
- El matadorze, Stary... Spędzamy tu tylko trzy dni.
- Nie przesadzasz? Po co Ci te wszystkie torby. - spytałam zaciekawiona, przy okazji posyłając kolegom z drużyny miły uśmieszek.
- ...Na sprzęt, na dresy, na piżamy, na kosmetyki, na suszarki, na kapcie i na zapasową torbę. - zamrugał parę razy, następnie zaczynając wymieniać wnętrze swoich wszystkich toreb z akcentem, którego pożałowały profesjonalny prowadzący telewizyjny.
- Chwila, nasz nawet torbę...na zapasową torbę? - uciął jego wypowiedź mój partyzan, gdy stawał obok mnie.
- Eee... A ty nie? - zapytał wyraźnie zdziwiony Matador.
- Pfft... - Shaker jedynie prychnął w odpowiedzi, odwracając się w stronę podchodzących do nas pracowników ubranych w złoto-czekoladowe uniformy.
- Witajcie serdecznie Supa Strikas! Życzę Wam udanego pobytu w naszym wspaniałym mieście! - zawołał jeden z pracowników, miło się uśmiechając.
- Dzięki, na pewno nam się spodoba.
- Tak, zwłaszcza kiedy złoimy skórę Kosmosom! - wtrącił rozweselony Joe, wieszając się na barkach Rasty i Shakera. Cicho zachichotałam, widząc, że Shaker jak zwykle przewraca na to oczami z uśmieszkiem pod nosem.
- Tak, tak... Zgadza się mon.../ Taa... Masz rację...
W tym czasie wąsaty mężczyzna pstryknął palcami, dając swoim podwładnym polecenie do odebrania naszego bagażu. Dwójka mężczyzn podeszła do wózka z bagażami El matadora, łapiąc jego platformę z obydwu stron. Jednak walizki okazały się o wiele cięższe niż myślałam, wnioskując po reakcji personelu.
- Chwila państwo Mokena... - spojrzałam z powrotem na mężczyznę, który był czymś wyraźnie zakłopotany. Już samo to, że nazwał nas państwem Mokena wydało mi się z lekka niecodzienne. - Gdzie reszta waszego bagażu? - zapytał, patrząc na torbę, przerzuconą przez ramię Shakera i moją niewielką torebkę na ramieniu.
- Mamy tylko to. - odpowiedzieliśmy jednocześnie, uśmiechając się gdy zdaliśmy sobie z tego sprawę. W jednej sekundzie doszły do nas zszokowane wdechy będących za nami pracowników.
CZYTASZ
„Anioł ze złamanym sercem || Supa Strikas fanfic ||"
FanficJeden dzień, ta jedna chwila. Od tych obu rzeczy zaczęła się nić, która połączyła dwie osoby. Obie z nich mijały się przez wiele dni. Obie czuły to samo, ale dopiero tego pamiętnego dnia życie Laury zaczęło się tak naprawdę zmieniać na lepsze nawet...