𝗖𝗵𝗮𝗽𝘁𝗲𝗿 𝗫𝗫𝗜𝗜 - Zatrzymaj się

530 77 51
                                    

— Jakim cudem ty zawsze wygrywasz?! — Jęknął Dream patrząc na starszego z jego przyjaciół

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


— Jakim cudem ty zawsze wygrywasz?! — Jęknął Dream patrząc na starszego z jego przyjaciół. Może na początku trochę mu się nogi podsunęły, ale teraz nie dało się zgadnąć czy ten klanie czy nie. Cóż... Nie tylko Dreama to dziwiło. Co prawda Nick okazywał to w dość dziwny sposób. Niemal zabijał wzrokiem George'a.

— Nie pytaj się go. On zawsze psuje dobrą zabawę. — odrzekł z wyrzutem Nick zbierając karty. Chciał znowu rozgac je, ale do ich stolika podszedł wysoki mężczyzna w wieku dobrych 50 lat. Popatrzył na nich i od razu poprosił by ci poszli za nim. Było to może trochę dziwne dla nich, ale ostatecznie i tak to zrobili bez słowa. W końcu nie powinni się tu nikomu stawiać.

Szli za nim niczym kaczki za swoją mamą. Pierwszy szedł oczywiście owy mężczyzna, potem Dream, a na końcu Nick. Za nimi za to szło jeszcze dwóch mężczyzn trochę starszych od nich. Byli zapewne ochroniarzami, którzy na wszelki wypadek, gdyby ich gościom zachciało się gdzieś uciec, pilnowali ich.

— Ej, ty! — Zawołał Nick zauważając chłopaka, który go z impetem wcześniej potrącił. Już miał do niego biec, ale ochroniarze go przytrzymali. Chłopak był im znany i nie mogli pozwolić by rozpętało się tu jakieś zamieszanie. Czarnowłosy nie wyglądał na takiego co głaszcze po główkach. Przez swój styl wygląda raczej na jakiegoś gangstera.

Ten zaczął się im wyrywać bo czuł potrzebę podejścia do chłopaka i zamienienia z nim kilku zdań. Mężczyźni jednak nie ulegając nie pozwolili mu na to i pociągnęli dalej by nie opóźniać rozmowy ich szefa z nowymi przybyszami. Nick nadal rzecz jasna walczył, ale bez skutku. Pewnie trochę się wygłupił w oczach wszytskich tam zebranych, ale było warto, bo ten chłopak także zwrócił na niego uwagę.

— Panie Davidson i panie Armstrong, wy poczekacie w specjalnie przygotowanym pokoju. Wasz przyjaciel musi porozmawiać z nami na osobności — Odchrząknął stając w miejscu, gdzie korytarz rozchodził się w dwie inne strony.

— O nie, nie! Ja nigdzie bez nich nie idę! — powiedzial blondyn zakładając rękę na rękę. Ustal też prosto i podniósł głowę. Wokoło jego przyjaciół nagle pojawiła się zielona powłoka i ci zostali uniesieni i postawieni koło niego. To jednak nie była rozmowa jednak dla nie wtajemniczonych i Dream sola zeczy I tsk musiałby ich pożegnać.

— Będziemy czekać — Pomachał mu najniższy i ruszył za jednym z ochroniarzy, ciągnąc za sobą przyjaciela — Ile go nie będzie? Zaczyna marudzić gdy za długo nie zje jakiegoś posiłku — Oznajmił trochę matczynym głosem, co było trochę komiczne. Brakowało mu jedynie torebki, korali i obcasów.

— Zadbają o niego. Powinien wrócić za jakiś czas. — odpowiedział ochroniarz i wyminął ich. Potem wyprowadził z budynku na jakieś jakby osiedle mieszkaniowe gdzie pokazał im ich własny domek. Ten był przygotowany pod trójkę nowych lokatorów i znajdował się niezwykle blisko szlaków komunikacyjnych i większych budowli. Dla George'a znaczyło to, że Dream może być tu bardzo ważnym gościem.

𝐀𝐥𝐢𝐪𝐮𝐢𝐬 𝐈𝐠𝐧𝐨𝐭𝐮𝐦 ||DreamNotFound||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz