Pobierzmy się.
Te słowa odpijałby się w umyśle Don, jakby były kompletnie nie na miejscu i jakby w ogóle nie rozumiała ich znaczenia. Ona jednak doskonale rozumiała ich znaczenie i były one tak bardzo na miejscu. Spojrzała na mężczyznę, który rzucił tą propozycję. Ich twarze od siebie dzieliło kilka centymetrów. Jack uśmiechnął się zawadiacko, a Aldonie zabrakło tchu. Patrzyła w jego błyszczące, mimo niebezpieczeństwa, tęczówki, w kolorze kokosów, które zbierali razem na wyspie. Z emocji ścisnęło się jej gardło, z trudem przełknęła ślinę, kiwając głową. W jej błękitnozielonych oczach pojawiły się łzy. Zamrugała kilkakrotnie by je odgonić. Jack dalej się jej przyglądał. W jego oczach nie widziała żadnego pytania. Wiedział, że się zgodzi. Był tego cholernie pewny i na szczęście się nie mylił. Aldona po raz kolejny kiwnęła głową.
- Dobrze. Tak, tak.
Sparrow przyciągnął ją do siebie tak, że stała plecami opierając się o jego klatkę piersiową. Czuła jego spokojny oddech na swojej głowie. Stach kompletnie minął. W pełni ufała mężczyźnie, który stał za nią. I choć był nieuczciwy, nieprzewidywalny, pijany, zbyt rozluźniony jak na to co się działo, był przeklętym piratem to ufała mu zbyt mocno. I zbyt mocno go pragnęła. Zbyt mocno chciała być panią Sparrow. Kochała go.
- Hektorze - powiedział Jack a pirat, który już odchodził, westchnął zmęczony rozmawianiem z swoim byłym kapitanem. - Stwierdziłem, że nie chce umierać jako kawaler więc spełni prośbę skazanych na śmierć i uczyń nam tą przysługę, udzielając nam ślubu - piraci zarechotali złośliwie, a Aldona oczami wyobraźni widziała i słyszała wszystkie plotki, które będę szerzyć się po portach i morzach.
- Słyszeliście chłopcy? - spytał Barbossa, odwracając się. - Kapitan Jack Sparrow chce umrzeć zniewolony szponami kobiety - szydził.
- Mam równo obcięte paznokcie! - wykrzyknęła do niego. Było to całkowitą prawdą, ponieważ po wizycie w dworze swojego brata i gubernatora Pory Royal miała naprawdę równo obcięte paznokcie. - A nie szpony!
- Ay, ślub da się załatwić - spojrzał na nich i ponownie uśmiechnął się szyderczo, pokazując szpetne zęby - Ragetti, Pintel znajdźcie kapitanowie i jego ślicznotce obrączki - polecił dwóm majtkom. - Przysięgi odmawiacie sami - mruknął do Aldony i Jacka.
- Panowie! zebraliśmy się tu dziś, żeby zakończyć żywot Jacka Sparrowa - zaczął - przypadkiem przypałętała się także dziewczyna, więc przebiegły kapitan stwierdził, że zrobi ją swoją żoną. Ja zostałem wybrany na świadka i druha - kontynuował. A potem kazał odmówić im przysięgi.
- Całujcie się! - wrzasnął już zniecierpliwiony Twigg - Chcemy już was zastrzelić - reszta tracących cierpliwość piratów poparła kompana.
Aldona Sparrow pocałowała swojego męża.
Męża.
Autentycznie wzięła ślub z kapitanem Jackiem Sparrowem. Była panią kapitan Sparrow, co brzmiało całkiem dobrze. Odetchnęła wciąż patrząc w te ciemne, błyszczące oczy, w których się zakochała.
- Odechciało mi się umierać - stwierdziła. Mężczyzna kiwnął jej głową, stwierdzając, że sądzi dokładnie to samo.
- Barbossa! - krzyknęła do mężczyzny, który naprawdę wyglądał, jakby miał któremuś z nich odstrzelić głowę.
- Zabijcie ich - polecił swoim kamratom. Jack jednak nadal miał sytuację pod kontrolą. W jego głowie zrodził się cudowny plan, ratujący cenne istnienia.
- Krew dziewczyny nie pomogła, prawda? - spytał jakby od niechcenia. Hektor zacisnął zęby.
- Nie strzelać! - po grocie echem poniósł się zbiorowy jęk niezadowolenia - Wiecie czyjej krwi nam trzeba.
CZYTASZ
𝖓𝖎𝖊 𝖒𝖆 𝖗𝖚𝖒𝖚 ✶ ✶ ✶ 𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫
Fanfiction·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ 〰〰༻〰〰༻〰〰༻〰〰 Aldona nie spodziewała się, że morska podróż z Londynu na Jamajkę przebiegnie w towarzystwie bardzo niefortunnych wypadków, a w szczególności nie spodziewała się spotkać por...