rozdział osiemnasty, czyli jak Jack żył, będąc martwym

330 22 0
                                    

Aldonie serce łomotało w piersi. Zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli wszyscy tu zebrani piraci nagle, ponownie zaczną czuć - żyć zrzucą się na nią w jednym znanym celu. Nie była to przyjemna perspektywa, tym bardziej, że... jej ponure rozmyślania przerwały krzyki piratów i gadanie Hektora:

- Przez krew rzucona, przez krew... - a jego gadanie przerwało nieoczekiwanie pojawienie się jeszcze jednego pirata. Uśmiechniętego i nad wyraz zadowolonego kapitana Sparrow.

- Jack! - radosny krzyk Aldony rozniósł się echem po grocie. Will w tym tamym momencie podniósł głowę, nie mogąc uwierzyć, że pirat żyje. Kobieta zaś wyrwała się bosmanowi, któremu zaskoczenie odebrało siłę i podbiegła do Jacka. Stanęła przed nim i położyła dłoń na policzku, jakby chcąc się przekonać czy mężczyzna rzeczywiście żyje. Chciała podnieść głowę, by go pocałować, zrezygnowała jednak z tego pomysłu, bo miała dość wrednych spojrzeń piratów. Oboje podeszli bliżej skrzyni Corteza.

- To niemożliwe - wyrwało się Barbossie, który zrezygnowany opuścił dłonie.

- Wszystko jest możliwe - rozjaśnił mu sprawę Jack. William podniósł się cały. Twigg'a, który miał go trzymać także trochę zamurowało pojawienie się jego byłego kapitana.

- Gdzie Elizabeth? - spytał zdenerwowany, jakby sądził, że Jack sam uciekł i zostawił jego ślicznotkę na pastwę losu.

- Jest bezpieczna, jak przyrzekłem - Turner rozluźnił się - Wyjdzie za Norringtona, jak przyrzekła, ty za nią umrzesz, jak przyrzekłeś, widzę, że Aldona na mnie poczekała, jak przyrzekła, a Hektor jej nie zabił, jak przyrzekł - dokończył zdaniem, które zdziwiło niemal wszyskich - Mamy swój męski honor lub kobiecy, w przypadku naszych dwóch dam - gestykulował zawzięcie, a jego usta wciąż wykrzywione były w uśmiechu.

- Milcz! - rozkazał Barbossa, a bosman, który już odreagował ponownie chwycił Aldonę, a Jacka także przytrzymał. - Będziesz następny - Twigg naparł rękami na łopatki Willa i chłopak ponownie, skrzywiony w pół, pochylał się nad monetami. Hektor przyłożył ostrze noża do gardła Turnera.

- Nie zrobisz tego - mruknął spokojnie Jack, jednak na tyle głośno, by Hektor usłyszał. Aldona chwyciła jego dłoń i czuła jak mężczyzna mocniej ją ścisnął. Wiedziała, domyśliła się, że jeśli teraz Barbossa zdejmie klątwę sprawy potoczą się w bardzo złym kierunku.

- Owszem, zrobię - Jack wzruszył ramionami, nie puszczając dłoni Aldony, i tonem prawie obojętnym, jedynie blondynka stojąca po jego prawej mogła wyczuć w głosie napięcie, rzekł:

- To twój pogrzeb.

Aldona spojrzała na niego, chcąc połapać się w jego skomplikowanych planach i iluzjach. Jack jedynie uśmiechnął się przebiegle, bo wiedział już, że osiągnął swój cel. Barbossa przymknął oczy, nie mogą zrozumieć prześladującego go pecha i Jacka, który za żadne skarby nie chciał umrzeć i także go prześladował.

- Dlaczego tego nie zrobię? - spytał.

- Bo - strącił dłoń bosmana ze swojego i pociągnął za dłoń Aldonę, którą czarnoskóry także puścił - Bo Śmiałek, duma królewskiej floty czeka na ciebie tuż przy brzegu - wśród piratów rozległy się jęki niezadowolenia i pogróżki skierowane w stronę Jacka. Jego żona wreszcie ogarnęła jaki dokładnie plan miał Sparrow.

Barbossa machnął ręką w stronę Twigg'a, który puścił Willa i ten na powrót się wyprostował. Starał się nie okazywać emocji, które wywarło na nim stwierdzenie pirata, że Elizabeth wychodzi za mąż za Jamesa. Aldona jednak, której podpowiadała kobieca intuicja, widziała, że młodemu chłopakowi naprawdę zależy na sercu panienki Swann i ta informacja wcale go nie podniosła na duchu. Sama była dość zdziwiona.

𝖓𝖎𝖊   𝖒𝖆   𝖗𝖚𝖒𝖚  ✶ ✶ ✶  𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz