— James — westchnęła cicho i uśmiechnęła się smutno — Co się z tobą stało, bracie?
Mały chłopiec swoimi czarnymi oczami przyglądał się pani Kapitan i brudnemu człowiekowi, który był w ogóle do niej nie podobny, chyba że spojrzało się w ich takie same tęczówki. Pociągnął za rękę kobiety, niecierpliwiąc się, mieli iść do kapitana, a nie zatrzymywać się przy brudnym człowieku.
— Posunąłbym się do stwierdzenia, że polowanie na twojego mężulka się nie powiodło — uśmiechnął się fałszywie, a w Aldonie się zagotowało sama nie wiedziała czy ze złości czy ze zmartwienia. Mimo że starała się tego przed sobą nie przyznawać, to ostatnimi czasy często myślała o bracie. Odkąd parę miesięcy temu, po narodzinach Charlotte wróciła na Perłę to nie widziała już na horyzoncie galeonów i fregat swojego brata co z jednej strony ją cieszyło, bo marynarka wojenna nie siedziała im już na ogonie, lecz Jack opowiedział jej wszystko o wielkim sztormie i o tym jak najprawdopodobniej skończyły czerwone kubraki.
— Ścigałeś nas, ty przeklęty szczurze lądowy, przez huragan?!
— Wpłynąłeś w huragan? — zapytał zaciekawiony chłopiec, zwracając na siebie uwagę rodzeństwa. Dwie pary niebieskozielonych tęczówek wpatrywały się w niego przez chwilę.
— Kim jest to dziecko? — zapytał, w ogóle nie spodziewając się widoku pięciolatka na Czarnej Perle.
— Majtkiem — odparła szybko kobieta, licząc na to, że będzie mogła porozmawiać z bratem o sprawach w większej mierze dotyczących jej i jego. Chłopiec pokiwał głową uśmiechając się do nich szczerbatym uśmiechem — Idź do pierwszego oficera, Gibbsa, powie ci co masz robić... Jak ci w zasadzie na imię, skrzacie? — kucnęła przed chłopcem, a były komodor nie wiedział co ma myśleć o tym dziwnym zjawisku. Wprawdzie zaciągając się na statek piratów spodziewał się wielu rzeczy, ale na pewno nie swojej siostry niańczącej małego podrostka, który plątał się pod jego nogami w barach na Tortudze.
— Alfred, psze pani kapitan — odpowiedział.
— Daruj sobie "proszę pani" — pokiwał głową zadowolony — Gibbs to ten co wygląda jak nawalony wujek i stoi... — rozejrzała się, by znaleźć mężczyznę — Stoi z kapitanem przy sterze.
Alfred w podskokach pobiegł w stronę steru i rodzeństwo już po chwili straciło go z oczu pośród pracujących marynarzy.
— Coś jeszcze, Aldono, czy mogę wracać do pracy — spytał sarkastycznie, nie żywił żadnych pozytywnych uczuć do ludzi z tego statku, ale jego siostra...
Jego siostra była zupełnie inną bajką. Stracił ją na kilkanaście lat, a gdy odzyskał ją okazało się, że sprzymierzyła się z plugastwem najgorszym z najgorszych, że żyje jako człowiek wyjęty spod prawa w towarzystwie piratów. A mimo wszystko, mimo tego czym się stała nie chciał, nie potrafił widzieć w niej kogoś złego, nie schwytał jej i nie skazał na śmierć, choć tak, według prawa, powinien był zrobić.
Ale nie była mu nic dłużna, to on zostawił ją na pastwę morza, które pochłania i nie oddaje.
꧁༺〰〰〰༻꧂
— Ojcze? — młoda ciemnowłosa kobieta cicho zapukała do gabinetu Cutlera Becketta.
— Wejdź — usłyszała, więc popchnęła ciężkie dębowe drzwi i przekroczyła próg pomieszczenia. Jej ojciec siedział w wysokim obitym skórą fotelu przy duży biurku pełnym map, listów i wielu innych pergaminów.
CZYTASZ
𝖓𝖎𝖊 𝖒𝖆 𝖗𝖚𝖒𝖚 ✶ ✶ ✶ 𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫
Fanfiction·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ ·˖ ✶ ·˖ ✦ 〰〰༻〰〰༻〰〰༻〰〰 Aldona nie spodziewała się, że morska podróż z Londynu na Jamajkę przebiegnie w towarzystwie bardzo niefortunnych wypadków, a w szczególności nie spodziewała się spotkać por...