rozdział dziewiąty, czyli jak wyglądają rozmowy rodzinne

407 32 1
                                    

— Aldona — wyszeptał, podszedł bliżej i chciał podnieść dłoń, by pogładzić ją po opalonym policzku, jednak ona była szybsza i uderzyła go w zewnętrzną jej część swoją ręką. Wyraz jego twarzy zmienił się jedynie na chwilę.

— Don brzmi lepiej — wtrącił swoje trzy grosze Jack — Prawda cudna, Don? — rodzeństwo nie zwróciło na niego uwagi, może jedynie James rzucił mu wstrętne spojrzenie.

Nie potrafił pojąć co działo się z jego ukochaną siostrą przez tak długi czas, czy te lata spędziła w towarzystwie plugawego pirata, czy sprzymierzyła się z nim dopiero teraz? Dlaczego podjęła takie środki i w ogóle zaczęła się z nim zadawać. Miał do niej tyle pytań.

— Byłem pewny, że nie żyjesz — stwierdził, kręcąc głową z niedowierzaniem. Miał pewność, że wraz ze śmiercią ojca pozostał sam na tym świecie, matka umarła lata temu na śmiertelną chorobę, Aldonę pochłonęło morze, a jednak...

— Ja jestem pewna, że żyję — odparła luźno, podnosząc wysoko ręce, by obejrzeć je, a potem spojrzała na swoje nogi — Na pewno żyję, James — dodała bardzo pewnie. Jack mógł być z niej dumny, bo wszystko to było jego szkołą.

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo tęskniłem — stwierdził prawdziwie wzruszony i mimo jej protestów mocno ją przytulił. Skrzywiła się ponad jego ramieniem i niezgrabie poklepała po plecach.

W jej głowie niezliczona ilość myśli toczyła batalie.

Spisali twój jakże cenny żywot na straty, tak powiedział do niej Jack lata temu na pokładzie Bursztynowego Pyłu. Oni ciebie nie kochają... Podczas swojego życia, które spędziła z piratem starała się nie wspominać rodziny, a jeśli jakieś myśli pojawiały się w jej głowie to Sparrow skutecznie je wybijał. Przez cały czas wierzyła w jego słowa, że nie kochają jej, że nie była potrzebna, więc spisali jej cenny żywot na straty, ale James i jego nieukryte emocje, które nim kierowały mówiły jej coś całkiem innego...  

Wszyscy żołnierze pilnowali, oczywiście, Jacka, ale drugim okiem czujnie przyglądali się scenie z ich dowódcą w roli głównej.

— Uroczo — skomentował Sparrow, a po chwili dodał — Skończcie już, bo będę zazdrosny — to stwierdzenie wzburzyło nerwy Norringtona, bo puścił on siostrę i zamaszystym krokiem podszedł do pirata, po czym chwyciwszy go za ramię, pociągnął w kierunku Gillette'a, który miał już naszykowane kajdany. Protestować jednak zaczęła dziewczyna, którą Jack i Don uratowali.

W wybitnie niemądry sposób odwróciła się plecami do pirata, jakby myślała, że zakuty już w ogóle nie stanowi zagrożenia. Myliła się jednak, o czym przekonała się już chwilę później czując zimną stal - łańcuch kajdan na swojej szyi.

— Nie strzelajcie! — wykrzyknął spanikowany gubernator, widząc swoją córkę w takim położeniu.

Jack wyszeptał do ucha szlachciance: "Wiedziałem, że mnie polubisz", a Aldona przeciskając się przez tłum żołnierzy, stwierdziła, że teraz to ona jest zazdrosna — Komodorze, moja broń, kapelusz... i cudna Don — zażądał Jack. Gdy James nie poruszył się zacisnął łańcuch na szyi dziewczyny jeszcze mocniej — Komodorze!

Aldona chciała podejść do Sparrowa, jednak poczuła mocny uchwyt na swojej dłoni. James chwycił ją, a drugą ręką wziął od Mullroy'a rzeczy pirata.

— Elizabeth, zgadza się? — spytał córki gubernatora.

— Panna Swann!

— Będzie pani tak dobra...

Elizabeth przyjęła pas i kapelusz od Norringtona. Jack w błyskawicznym tempie wygrzebał ze swoich gratów pistolet i przyłożył go do skroni dziewczyny. Ona, już nieźle wnerwiona, podobnie jak Aldona, w której buzowała zazdrość, wcisnęła mu na głowę kapelusz i zabrała się za zapinanie pasa.

𝖓𝖎𝖊   𝖒𝖆   𝖗𝖚𝖒𝖚  ✶ ✶ ✶  𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz