rozdział czternasty, czyli jak zeszli na ląd

354 26 3
                                    

Ulewa.

Padało.

Lało.

Błyskało.

Grzmiało.

Wiało.

Ogólnie było niezbyt przyjemnie.

Szczególnie dla Aldony, która nie lubiła takiej pogody aż nadto. Wszystkie sztormy i jakiekolwiek burze na morzu przypominały jej o wypadku, który miał miejsce lata temu, a mimo to zachował się w pamięci kobiety.

Stała obok Jacka przy sterze. Mężczyzna, w przeciwieństwie od niej, wydawał się być zadowolony. Patrzył to na kompas, to przed siebie i zerkał na Aldonę, która również uparła się, że kieruje statkiem. Oboje zręcznie manewrowali sterem, tak by uniknąć wszelkiego rodzaju skał i głazów, wystających spod wody. Na pokładzie marynarze krzyczeli do siebie, ale najbardziej darł się William i Gibbs, którzy zamiast skupiać się na robocie plotkowali. Po chwili jednak Joshamee pojawił się przed nimi by zasugerować, że należałoby spuścić żagle. Jack stanowczo temu zapobiegł, bo był, Aldona także, pewny, że materiał wytrzyma.

- Co was wprawiło w taki dobry nastrój? - spytał, przekrzykując wiatr i deszcz.

- Doganiamy ją - odparli równocześnie, mając na myśli Czarną Perłę. Deszcz lał dalej, jednak wyraźnie było czuć i widać, że burza już się oddala. Zaczęło się rozjaśniać i sama woda, kapiąca z nieba nie sprawiała nikomu kłopotu.

Wkrótce jednak sztorm odszedł w niepamięć. Wpłynęli we mgłę gęstą jak mleko. Większość załogi leniła się, patrząc przed siebie, opierając się na burcie. Jack nadal nie opuścił stanowiska przy sterze. Stał nad nim Cotton Niemowa, za którego gadała papuga.

Aldona zeszła z mostku kapitańskiego i zaczęła uwijać się z linami. Po chwili potowarzyszyć jej przybyli Gibbs i Turner. Nie odezwała się jednak do nich, bo ta dwójka była już pochłonięta rozmową, co oczywiście nie znaczyło, że blondynka nie zwracała na nich uwagi.

- Nie znałem Jacka Sparrowa, gdy zjawił się Tortudze, by wyruszyć po skarb ukryty na Isla de Muerta. Był wówczas kapitanem Czarnej Perły - wyznał po czym napił się rumu. Will wydawał się być równie zaskoczony, jak ona zirytowana.

- Gibbs! - zbeształa go.

- Co? - zapytał niezbyt inteligentnie, w tym samym czasie Turner. A po chwili w stronę Aldony dodał. - Nigdy o tym nie wspominaliście.

- Nie lubią odsłaniać kart - odparł za nią pierwszy oficer, trochę zdenerwowany, bo wiedział, że pani kapitan nie należy podpadać.

- Kart nie powinno się odsłaniać - sprecyzowała kobieta - kto odsłania, ten przegrywa. Prosta i prawdziwa reguła.

Mężczyźni, w zasadzie tylko Will pokiwał głową zastanawiając się nad sensem jej słów, a Gibbs potwierdził jej słowa.

- Mów dalej - poleciła Aldona Joshamee'owi. - Jak już połowę zna to będzie chciał znać i drugą - przewidziała, bo Turner rzeczywiście wydawał się być zainteresowany.

- Dostał tęgą nauczkę - stwierdził starszy mężczyzna, zerkając w stronę Aldony, która po raz kolejny zajęła się sznurami i wiązaniem węzłów, by żagle dobrze się trzymały. - Już pierwszego dnia na morzu pierwszy oficer oświadczył, że skoro dzielą się równo, chce wiedzieć gdzie jest skarb - mówił, a chłopak go słuchał, słuchała też Aldona, mimo że znała tą historię, a po części była jej uczestniczką i świadkiem - I Jack mu powiedział. W nocy załoga wszczęła bunt. Porzucili Jacka na jakiejś wyspie by tam umarł, gdy już oszaleje z gorąca. Tam spotkał Aldonę, którą parę dni wcześniej wyrzuciło tam morze...

𝖓𝖎𝖊   𝖒𝖆   𝖗𝖚𝖒𝖚  ✶ ✶ ✶  𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz