rozdział czwarty, czyli jak Aldona i Jack sobie żyli

425 40 4
                                    

Aldona przyzwyczaiła się do ciągłego bólu głowy, który nieustannie jej towarzyszył. Nie wiedziała, nie zastanawiała się, czy to przez słońce, czy przez alkohol buzujący we krwi.

Czuła pulsujący ból, gdy wstała na nogi zakręciło jej się w głowie i podparła się na Jacku stojącym obok niej.

— Znamy się niecałą dobę, Don, a ty już się na mnie rzucasz — mruknął wprost do jej ucha. Dziewczyna poczuła ciarki na całym ciele, a potem prychnęła zniesmaczona. Odsunęła się od niego i utrzymała równowagę o własnych siłach. Gdy mroczki sprzed oczu zniknęły wzięła w dłoń duży kamień i z całych sił cisnęła nim w palmę, z której, chwilę później, spadł potężny orzech, a złapał go Jack.

— Nie! — wykrzyknęła i chwyciwszy swoją szablę, którą przywiązała sobie do pasa, natarła na kapitana, którego statek odpłynął — To mój kokos!

— Ależ, skarbie, ty masz już dwa — odparł spokojnie i odparował jej niedoskonały cios swoją szablą. Po tym stwierdzeniu nerwy w Aldonie wezbrały jeszcze silniej.

Ich ostrza spotkały się tylko dwa razy, bo po nich Jack wytrącił broń z rąk młodej kobiety.

— Sparrow! — krzyknęła i rzuciła się na niego, by odzyskać kokos. Mężczyzna odrzucił szablę, a chwilę później leżał na plecach powalony przez panienkę Norrington. Dziewczyna była jednak słaba i w ogóle nie obyta w świecie innym niż szlachecki. Jack chwycił ją za ramiona, przerzucił i usiadł okrakiem na jej biodrach. Kokos leżał obok jego czarnego, wysokiego buta. Blondynka zaczęła się szamotać, jednak nie miała szans, mimo że mężczyzna nie wykorzystywał pełni swojej siły.

— Spokojnie, Don — puścił jej ramiona, a ona podniosła się w błyskawicznym tępie, mocno uderzając w czoło Jacka swoim czołem. Wykrzyknął zaskoczony,  podczas gdy szlachcianka, rozmasowując swoją obolałą głowę, sięgnęła po kokosa i oddaliła się od Sparrowa. Siadła opierając się plecami o gruby pień palmy. Mężczyzna zdobył swojego orzecha w taki sam sposób jak Aldona chwilę temu i dosiadł się do niej.

— To było okropne— oceniła jego zachowanie, przeżuwając twardy kokosowy miąsz — Jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim — dodała, już go połknąwszy.

— Obracałaś się w innych strefach, kochanie — wytłumaczył — Teraz przyszło nam jeść kokosy w tej samej.

I oboje w ciszy żuli kokosy. Po kilkunastu minutach Jack wstał. Aldona śledziła go wzrokiem, a potem westchnęła, zdając sobie sprawę, że mężczyzna wraca z butelką rumu. Patrzyła na jego opaloną twarz, ciekawą brodę i wąsy, spojrzała w jego ciemne oczy i uśmiechnęła się mimo woli. Jack Sparrow był intrygujący. Siedząc z nim dwa dni na tej błogosławionej wyspie mogła stwierdzić, że naprawdę był intrygujący.

— Słuchaj Jack, jesteśmy ty tylko we dwoje, na jakiejś kupie piachu...

— Czy to nie romantycznie? — spytał.

— Bardzo — jej głos ociekał sarkazmem, a mężczyzna zaśmiał się cicho słysząc to — A ty potrafisz walczyć i się bić.

— Oczywiście, że potrafię, kochanie — odparł pewnie, podając jej butelkę rumu. Wzięła sporego łyka i skrzywiła się nieznacznie, czując przyjemne palenie w gardle.

— Więc mnie naucz, Jack — bardziej rozkazała niż spytała. Pomachał głową i dopiero po chwili na nią spojrzał. A potem spojrzał na paznokcie u swoich rąk.

— A dlaczego miałbym? — spytał, nie patrząc na nią. Aldona wzruszyła ramionami.

— Nie mamy nic ciekawego do roboty — stwierdziła po prostu.

Więc Jack Sparrow zaczął nauczać Aldonę Norrington walczyć szablą. Poszli w głąb wyspy, na jej środek, gdzie cienia było najwięcej. Mężczyzna raz po raz wytrącał jej broń z ręki, zaśmiewając się z jej zerowych umiejętności, a ona miała ochotę krzyknąć: "To bez sensu!", była jednak pewna, że w tym wypadku jej towarzysz przestałby robić cokolwiek. Lecz po kilkunastu razach, stwierdziła, że idzie jej coraz lepiej. Że już dłużej utrzymuje broń w ręku i czuje się bardziej stabilnie. Ale potem pot spływał z niej litrami i sama rzuciła broń na piach, kładąc się obok niej. Jack sięgnął po butelkę, którą odstawił zanim zaczęli się bić i napił się rumu, siadając koło Aldony. Dziewczyna już po chwili wyrwała mu z dłoni alkohol i sama do opróżniła butelkę, co spotkało się z wielkim niezadowoleniem Sparrowa.

— Nie masz serca, kobieto — żachnął się. Nie doczekał się odpowiedzi, chyba że za takową można by uznać nagły wybuch śmiechu, którym zaniosła się jego towarzyszka — Co jest tak śmiesznego w naszym cierpieniu...

— Ironio, nic! — wycharczała, wciąż dziko śmiejąc się — Kto by pomyślał, że ktoś taki jak ty będzie popijał rum i bił się z arystokratką mojego pokroju...

Ktoś taki jak ja?  — zapytał, jakby zawiedziony jej niskim mniemaniem o jego osobie.

— Dokładnie tak, ktoś taki jak ty, Sparrow.

Dziewczyna wstała jednak po chwili i zrzuciła z siebie bordową, już trochę potarganą, zniszczoną suknię.

Jack gwizdnął przez zęby, przyglądając się jej.

A Aldona zdała sobie sprawę, że straciła wszelkie cnoty, a minął przecież tylko tydzień. Żeby szanowana szlachcianka rozebrała się do samej bielizny przed jakimś łotrem porzuconym na bezludnej wyspie przez swoich byłych kompanów? Rzuciła materiałem w Sparrowa. A sama weszła do wody.

— Wiesz, Jack — krzyknęła do niego jeszcze — Gdybyś mnie uwolnił z tej przeklętej wyspy to może bym cię nawet ogrzała.

Och, tak. Aldona ewidentnie straciła resztki cnotliwości. Widać wystarczy dużo rumu, kokosy, tydzień na bezludnej wyspie i dwa dni z Jackiem Sparrowem...

Kapitanem Jackiem Sparrowem.


Komentarze, opinie i gwiazdki miło widziane

𝖓𝖎𝖊   𝖒𝖆   𝖗𝖚𝖒𝖚  ✶ ✶ ✶  𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz