rozdział dwudziesty, czyli jak skończyła się ta opowieść

282 23 0
                                    

Blondwłosa kobieta leniwie uniosła powieki, otwierają  niebieskozielone oczy. Zamrugała kilkakrotnie, by rozbudzić się i ręką odgarnęła z twarzy pare kosmyków, które utrudniały widoczność. Zadrżała z doskwierającego jej zimna. Przewróciła się na drugi bok, spodziewając się zobaczyć Jacka. Mężczyzny w łóżku jednak nie było. Aldona westchnęła zawiedziona, miała ochotę położyć się na jego ciepłej klatce piersiowej i poczuć jego ramiona na swojej talii.

Kobieta usiadła, opatulając się szczelniej ciemnym kocem i rozejrzała się po kajucie. Na drewnianym stole, przykręconym bezpośrednio do podłogi, tak jak łóżko na którym siedziała, leżało parę zwojów map, cyrkiel i parę innych kompletnie nieprzydatnych przedmiotów. Na ciężkim dębowym krześle niedbale została rzucona długa granatowa chusta.

Pani kapitan wstała, rzuciła z siebie koc na jej skórze pojawiła się gęsia skórka, gdy poczuła zimne powietrze. Miała na sobie jedynie cienką, lnianą białą koszulę nocną. Podeszła do szafy stojącej przy ścianie pomieszczenia i wyjęła z niej koszulę i szerokie długie spodnie. Rzuciła je na łóżko i zdjęła strój na noc. Ubrała czym prędzej przygotowane ubrania, by nie marznąć dalej. Beżowy materiał koszuli kontrastował z czarnymi spodniami, był lekko napięty na jej wypukłym brzuchu. Aldona podeszła do krzesła i wygrzebała z chusty czarny, skórzany kapelusz z trochę zmiętym rondem, które mimo to trzymało się równo. Włożyła go na głowę i poprawiła włosy. Wskoczyła jeszcze w swoje kozaki, kilka centymetrów spodni włożyła do nich. Spodziewając się, że na po za kajutą będzie jeszcze chłodniej, wzięła granatową chustę i narzuciła na siebie.

Gdy już miała otwierać drzwi, by wyjść, zatrzymała dłoń kilka cali nad klamką. Prychnęła, bo nie była już taka pewna czy chce widzieć Jacka. Poprzedniego dnia pokłóciła się z mężem, może kłótnia była za dużym słowem, mieli krótką sprzeczkę, brzmiało lepiej. Aczkolwiek Aldona nie mogła być pewna, że cała załoga nie słyszała jej wzburzonego krzyku: "Nie nazwę dziecka na cześć rumu! Ruma, co za kretyńskie imię!". Jack ze swoją wybujałą wyobraźnią potrafił wymyślać naprawdę, jak to jego żona ujęła, kretyńskie imiona. Na szczęście Aldona nie zamierzała zgodzić się na Rumę. Wybrała Charlotte, tak miała na imię jej najdroższa przyjaciółka. A gdyby urodził się chłopiec... wciąż zastanawiała się nad Edwardem, ale bardziej pasowało jej jako drugie imię. Pierwszego jeszcze nie miała.

Naciągając kapelusz głębiej na głowę, wyszła z kajuty na pokład Perły. Na zewnątrz było wilgotnie, zimno i nieprzyjemnie, słońce dopiero wschodziło. Westchnęła zawiedziona pogodą. Załoga kręciła się przy czarnych, połatanych już żaglach. Aldona własnoręcznie, z pomocą marynarzy, nakładała kolejne warstwy ciemnych materiałów na dziurawe w wielu miejscach żagle. Teraz wszystkie były rozłożone, a statek mknął po morzu. Kobieta poczuła jak wiatr targa jej włosami i w ostatniej chwili chwyciła swój kapelusz, by nie został zwiany. Cotton przechodził obok niej i skinął głową na powitanie, a jego papuga zaskrzeczała coś niezrozumiałego. Kobieta także przywitała się z nim, zarzucając prawy koniec granatowej chusty na lewe ramię.

Weszła schodami na nadbudówkę, a jej obcasy stukały o drewno. Jack Sparrow stał przy sterze. Miał na nim tylko jedną rękę, utrzymując kierunek. Druga schował do kieszeni płaszcza. Nie spojrzał na Aldonę, choć, i on, i ona zdawali sobie sprawę z tego, że go kusiło. Kobieta stanęła więc przed sterem, by ten musiał ją zobaczyć. Uśmiechnął się do niej półgębkiem.

- Charlotte - powiedziała. -  Możesz wybrać drugie imię - dodała jeszcze. Pokiwał głowa i uniósł kącik ust.

- Nie będzie drugiego - odparł - Amaru - wybrał - drugie możesz wybrać.

- Edward - odparła mechanicznie.

- Świetnie.

- Świetnie. A teraz idź się połóż, bo znając ciebie stałeś tu całą noc.

- Stałem.

- Więc idź teraz spać - rozkazała. - Bo zaśniesz przed sterem i nas zabijesz!

- Nigdy nie zasnąłem przed sterem, cudna Don.

- Chce dopilnować tego, aby się to nigdy nie zdarzyło.

- A kto przejmie stery?

- Ja.

- Ty?

- Tak, ja.

- Ze swoim brzuchem wielkości beczki rumu?

- Jacku Sparrow!

- Już idę...

Poszedł i Aldona przejęła stery.

- Ku horyzontowi - mruknęła.

𝖓𝖎𝖊   𝖒𝖆   𝖗𝖚𝖒𝖚  ✶ ✶ ✶  𝔭𝔦𝔯𝔞𝔱𝔢𝔰 𝔬𝔣 𝔱𝔥𝔢 𝔠𝔞𝔯𝔦𝔟𝔟𝔢𝔞𝔫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz