Sophie

1.7K 63 1
                                    

Usiadłam za biurkiem i przetarłam blat dłonią. Kilka minut zajęło mi dotarcie do biura bo wszyscy pytali mnie  o rękę. Nie chciałam opowiadać całej rodzinnej Histori dlatego mówiłam że to mały wypadek i szkoda czasu o nim mówić.  Spojrzałam w okno z którego na prawie cały gabinet padały promieni słoneczne. Lubiłam jego wygląd z samego rana. Rzadko zasłaniałam rolety, tak naprawdę za trzy, cztery godziny to światło zniknie. Słońce zmieni położenie i wtedy to w gabinecie Liama będzie piękne słońce. Ale on nie lubi pełnego słońca, zawsze gdy tam jestem większość rolet jest zasłonięta.
-Moge?-Zza drzwi wychyla się Michael.
-Tak, wchodź. Dobrze Cię widzieć.
Michael wchodzi do gabinetu i siada na fotelu obok.
-Długo Cię nie było, coś się stało?
-Moja prababcia zmarła. Byłam w domu.
-Przykro mi, moge Cię przytulić?
Unoszę głowę i patrzy na niego.
-Tak, myślę że tak.
Wstajemy prawie w tej samej minucie. Ale to on podchodzi do mnie i przytula mnie. Okrecam ręce wokół jego szyi. Pachnie papierosami. Wiem że pali ale ten zapach mi przeszkadza.
-Sophie, co z moim pytaniem sprzed świat?
Otwieram szerzej oczy. Oczywiście pytał mnie czy chce z nim być. Nie myślałam o tym. Nawet o tym zapomniałam. Całkowicie. To wypadło mi z głowy. Czemu pyta o to teraz? Dopiero co babcia mi zmarła a on pyta czy chce z nim być?  Powinnam się zgodzić, to dobry facet inny niż ON. Słucha mnie i szanuję. Nie dąsa się na mnie. Rozmawia o wszystkim traktuje na równi ze sobą. Lubię go. A czy kocham? Nie kocha się od razu tego trzeba się nauczyć.
-Tak.
Unoszę głowę i patrzę mu w oczy.
-Naprawde?
Widzę zdziwienie na jego twarzy.
-Tak.
Unosi, sądzą mnie na biurku i całuje.

Czy ja dobrze zrobiłam? Powinnam powiedzieć nie? Uciec. Wymigać się śmiercią babci. Najgorsze jest to że on już zaproponował abym się do niego wprowadziła, bo znamy się tyle czasu. Tyle o sobie wiemy. Ale co ja o nim wiem? Wiem, że studiowała zarządzanie i finanse. Pracuje tutaj już dwa lata. Wcześniej pracowała w firmie transportowej. Urodził się i pochodzi z Jacksonvill. Tam też chodził do liceum. Wiem, że ma matkę która jest chora i to chyba tyle. A on? Wie o mnie że mam matkę z którą rozmawiał, brata o którym mu opowiadałam.
-Sophie, gdzie ty do cholery jesteś?
Liam nie stąd nie z owąt pojawia się przed moją twarzą.
-Wołałem Cię chyba z piętnaście razy. A ty nic.
Siada na rancie mojego biurka i przygląda mi się.
-Co się stało?
Kręcę nieporadnie głową i wyginam sobie palce z flustracij.
-Nic, jaaaa myślałam o babci i odpłynełam.
-Jesli potrzebujesz wolnego weź go. Wiem ile dla ciebie znaczyła.
Będę się smażyła w piekle za te kłamstwa.
-Nie jest dobrze, dam radę. Czego potrzebujesz?
-Znajdź mi umowy dyrektorów poszczególnych działów.
-Po co Ci one?
-Muszę uefektywnić pracę firmy.
On chce ich zwolnić albo zagrozić zwolnieniem. Powinnam ostrzec Michael.
-Dobrze Panie Rodriguez, za godzinę będą w pańskim gabinecie.
Wstaję zostawiając go na rancie biurka podchodzę do regału obok drzwi. Jak dobrze pamiętam to umowy są na czwartej półce od góry. Siegam po segregator. Jednak ten wyszukuje mi się z ręki. Mrużę oczy bo wiem że zrobi wielkie bum ale to się nie dzieje. Odwracam się, Liam stoi kilka centymetrów ode mnie z segregatorem.
-Wiem, że w coś grasz. Nie myślałaś o babci. Dowiem się prawdy.
Wychodzi razem z dokumentami trzaskając drzwiami.
Powinnam napisać poradnik jak rozpętać piekło.


Wchodzę obładowana zakupami do mieszkania. Moja lodówka była prawie pusta po wyjeździe. Więc musiałam zrobić porządne zakupy. Bubo leżał na kanapie, Położyłam zakupy w kuchni i wróciłam do drzwi. Liam wpadł przez nie i prawie mnie przewrócił..
-Miałaś tego nie robić! Prosiłem.
Stoję wryta w podłogę i zastanawiam się o czy mówi.
-O co Ci chodzi?
Zamykam drzwi, żeby nie było słychać za bardzo naszych kłótni.
-Yy jeszcze pytasz.! Już wszyscy wiedzą! A ty teraz pytasz? Kiedy chciałaś mi powiedzieć! Powinienem wiedzieć!! Sophie-Podchodzi do mnie i potrząsa mną-Powiedz, że to nie prawda!
W moich oczach pojawiają się łzy, on nigdy mnie nie szarpał a jego uścisk boli.
-Puśśc too bbboli.
-Powiedz,  że to nie prawda.
- Ale ja nie wiem o czym mówisz? Powiedz mi.
Puszcza mnie i łapie się za głowę.
-Powiedz że z nim nie jesteś! Że to nie prawda.
-Ja z nikim nie jestem, nie wiem o czym mówisz.
Wiem że go oszukuje, ale nie mogę mu powiedzieć  że dałam szansę Michael. Tak będzie na razie lepiej. Michael powiedział mi że szuka innej pracy, lepszej. Ja też pewnie odejdę.
Liam zamiast wyjść zdejmuje kurtkę i wiesza.
-Co robisz?
-Zostaje.
Kieruje się do salonu bez niczego. Rozbieram się z butów i płaszczu. Zamykam drzwi, zawsze to robię, dla bezpieczeństwa. Choć Liam jest, to dmucham na zimno. Nie chce z resztą żeby ktoś go tu zastał przez przypadek.
Liam wyjmuje zakupy z toreb i wkłada do szafek. Bubo siedzi obok niego i bacznie obserwuje. Ja siadam za stołem i przyglądam się jego ramionom w koszuli, i chyba wolałabym żeby był bez niej.  Zagryzam wargę i uśmiecham się. Liam wykłada parę rzeczy z szafek, garnek i patelnie.  Bubo kładzie się wokół. A ja zrezygnowana wstaję i idę po ciuchy do sypialni. Zabieram moje codzienne ubranie w domu. Czyli dresy i bluzę.  Zamykam drzwi łazienki na klucz, zrzucam z siebie niewygodne ubrania. Odkręcam kran nad wanną i czekam aż będzie w połowie pełna. W tym czasie szczotkuje włosy i nakładam na nie olejki. Zakręcamy włosy i wchodzę do wanny. Opieram się o nią i zamykam oczy. Czuje jak sól musuje w wodzie, rozluźniając całe moje ciało.

W dresach i prawie suchych włosach wychodzę z łazienki. W mieszkaniu panuje półciemność i pachnie jedzeniem. Idę prosto do kuchni i widzę Liama w koszulce na krótki rękaw mieszającego coś na patelni..
-Co wolisz makaron z sosem pieczarkowo-śmietanowym z kurczakiem, czy wolisz kurczaka z ryżem po tajsku.? 
Moje oczy maja pewnie wielkość spodków. On zrobił kolację mimo iż nie prosiłam go o to. Ponadto dziwi mnie fakt że ma na sobie podkoszulkę a nie koszule. Bubo rozwalony leży na kanapie, pewnie Liam go dokarmił.
-Sophie?-Gwałtownie odwracam się do niego.-Pytałem co chcesz?
-Kurczaka z makaronem. Poproszę.
Kiwa głową i wykłada na talerz makaron. Siadam przy stole, przyglądam się mu kiedy stawia talerz przede mną. Siada po drugiej stronie i podaje mi widelec.
-Wstawie Ci resztę do lodówki i kurczaka po tajsku też.
Nabieram kawałek kurczaka i makaron na widelec i wkładam do buzi. Zamykam oczy delektując się smakiem. Kiedy je otwieram Liam dokładnie mi się przygląda.
-Zmieniałaś opatrunek?
-Nie, ale poradzę sobie.
-Ja to zrobię, kiedy zjesz. Wcinaj bo Ci wystygnie.
-Czego chcesz?
Unoszę wzrok na niego jedząc dalej.
-Wpadłeś tu, pytałeś o Michael, potem wszedłeś bez niczego. Zrobiłeś kolację i jeszcze się przebrałeś. Co jeszcze zrobisz?
Odkładam widelec i patrzę na niego.
-Muszę się tobą opiekować.
No dostaje szału czy on jest normalny? Opiekować się mną? On zwariował, i to tak że bardziej się nie da.
-Nie musisz tego robić, wiesz przecież..
-Przestań!-Uderza pięścią w stół.-Bede się tobą opiekować, bo chce! Nie powstrzymasz mnie! I nawet nie próbuj!
Wiem że zrobi to co chce i nawet moje krzyki, ani tym bardziej prośby nic nie dadzą. Walka z nim to walka z wiatrakami.
-Jedz, pomogę Ci zaraz zmienić opatrunek.
Walka z nim nic, nie da. Wręcz przeciwnie.
Po skończeniu kolacji odkładam widelec i prostuje się.
Liam przygląda mi się by zaraz po tym zrywa się z miejsca, zabiera talerze i wkłada je do zmywarki do innych naczyń. Postanawiam wstać i ocenić mój  opatrunki. Faktycznie sama mogę nie dać sobie rady, z wymianą. Z torbą leków idę do łazienki,delikatnie zdejmuje obecny i przemywam bardzo delikatnie wodą. Po chwili Liam pojawia się obok i klęka przed mną. Otwiera nowy opatrunek i nakłada z maścią na rękę.  Potem zawija to wszystko i całuje opuszki palców.
-Pozwól mi,proszę.
Zbliża twarz do mojej,wymawiając słowa od których mam ciarki. Po chwili całuje mnie jakby chciał zjeść. Tak bardzo za tym tęskniłam, tak bardzo tego chciałam.

DO JUTRA MOI MILI❤️❤️❤️👀

Last Chance(ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz