Epilog

3.8K 82 8
                                    

Stoje w pokoju pełnym kwiatów. Dookoła mnie roznosi się jeden z najpiękniejszych zapachów na świecie. Kilkanaście rodzajów Lili, każda z nich pachnie inaczej. Długa sukienka w kolorze bordowym wisi w szafie. To dzień Susan i Chrisa. Ona planowała go już od lat, on dopiero moze od pół roku kiedy kupił jej pierścionek.
Minęło 11 miesięcy od momentu w którym ostatnio widziałam Liama. W moim życiu wiele się wydarzyło.Bardzo dużo. Bubo się pochorował i musiałam go uśpić bo weterynarz stwierdził, że nie jest w stanie mu pomóc.
Potem dostałam największy prezent życia.
-Patrz kto tutaj tak stoi. -Ojciec wchodzi do pokoju na rękach trzymając Luke. Mały rozgląda się po pomieszczeniu, poruszając swoją rączką.
-Dziekuje tato, że się nim opiekujesz.
Cichy śmiech ojca otula moje serce. Nasze kontakty się poprawiły. Bardzo mi pomógł. Był obok mnie przez ten czas jak nikt inny i jak jeszcze nigdy.
-To mój pierwszy wnuk, nasza przyszłość. Nasz cud. Nie mógłbym się nim nie zajmować.Bedę dla niego jak wzór ojca, którego nie ma.
Uśmiecham się odbierając Luka z rąk ojca.
-Nakarmie go.
Całuje synka w główkę i kiwam głową w stronę ojca. Wstaję z fotela i kieruje się do drzwi. Wchodzę w drzwi obok i zamykam je za sobą. W domu jest sporo osób dlatego zamykam je na klucz. Chce mieć pełny spokuj podczas karmienia. To najpiękniejsze momenty naszego życia. Mały jest tak blisko mnie, bezpieczny. W moich ramionach. Nigdy przedtem nie byłam tak szczęśliwa. No może nie w pełni, ale jednak. Jego uśmiech zawsze potrafi mi upiększyć dzień. Jest dla mnie wszystkim. Nie ważne jest to, że po porodzie nie zrzuciłam zbędnych kilogramów. Faktycznie zostało mi trochę na dupie, dodatkowo karmię a moje piersi podczas ciąży powiększyły się o dwa rozmiary. Były spore no ale, teraz to już w ogóle.

Stojąc na tarasie patrzę na miejsce, w którym za kilka minut rozpocznie się zbieranie gości, boje się. Ręce mi się pocą. Wiem że za chwilę Liam pojawi się tutaj. Jego rodzice i dziadkowie Luka już tu są.
-Nie poznałem Cię z daleka.
Moje serce zamiera na chwilę. Czuje jego obecność. Wiem, że kiedyś musiało się to wydarzyć. Musieliśmy się spotkać, lepiej teraz niż za kilkanaście lat. Chociaż planowałem żeby to się właśnie wtedy stało.
-Mozemy porozmawiać. Tęskniłem.
Odwracam się do niego przodem. Nic się nie zmienił, nadal ma na sobie ten seksowny jak wszyscy diabli zarost. Dobrze skrojony garnitur który ukrywa jego mięśnie.
-Wyglądasz inaczej. Taka inna.
-Przytyło mi się. -Uśmiecham się, bo mi samej te kilogramy nie ciążą ani nie ciążyły.
-Nie o to chodzi. Teraz wyglądasz odpowiednio, wcześniej byłaś za chuda, wymęczona. Teraz jest idealnie. -Widzę iskrę w jego oku, tą co zwykle.
-Dziekuje, lepiej się też czuje. Dzwoniłam do ciebie.
Muszę mu powiedzieć o próbie kontaktu z nim.
-Ja, -spgląda na mnie- Zniszczyłem swój telefon, żeby nie zadzwonić i nie wypisywać do ciebie. .
-Rozumiem.
-Co wy tutaj robicie, za chwilę wszystko się zacznie a wy jeszcze nie na miejscu.
Mama z uśmiechem staje obok nas i kładzie dłonie na naszych ramionach.
-Dzień dobry, chcieliśmy porozmawiać. Już idziemy.
Liam popycha mnie delikatnie do miejsc.
-Czy to było coś ważnego?
Pyta w połowie drogi.
-Co?-O czym on do mnie mówi?
-Dlaczego dzwoniłaś, co było tak ważne?
Unoszę głowę w jego stronę. Mam ochotę wykrzyczeć. Że chodziło o naszego, mojego synka.
-Kiedy indziej Ci opowiem.
Posyłam mu delikatny uśmiech. I odchodzę zajmując miejsce jak najdalej od niego.

Impreza trwa w najlepsze. Mama Liama siedzi obok mnie uśmiechając się do mnie i zagadując co chwilę.
-Sophie, kochanie wyglądasz świetnie. Przytyłas trochę i masz piękne kształty zazdroszczę Ci. Chciałabym tak wyglądać..
Pani Libreta to fantastyczna kobieta. Wiele razy podawała mi pomocną dłoń, jest wyjątkowo miłą wyrozumiałą kobietą.
-Słyszałem, że skończyłaś studia? To prawda? Pracujesz w swoim zawodzie?
Mój były teść siada po mojej drugiej stronie z drinkiem w ręku.
-Napijesz się?
-Nie, dziękuję.- Wypiłabym z chęcią aby rozładować napięcie w sobie, ale wtedy nie mogłabym karmić małego.-Tak skończyłam studia. Zostałam architektem, marzyłam o tym. Ale..-Ucinam widząc Liama trzymającego na rękach córkę swojej siostry.
Czy nosiłby tak nasze dziecko? Pozwalałby bawić mu się swoimi włosami? Albo nawet brudzić i gnieść w swoich małych dłoniach mankiety i kołnierze od koszuli? Czy byłby szczęśliwy biorąc go na ręce i bujając do momentu w, którym uśnie. Czy cieszyłby się z trzymania w rączce przez Luka zabawki? Czy byłby dumny z uśmiechu, pierwszego ząbka, pierwszego kroku? Czy zaakceptowałby naszego syna? Czy kochałby go?
-Sophie, dziecko-wyrywam się z letargu słysząc kobietę po mojej lewej, gładzi moja rękę i patrzy na mnie z troską.- Czemu płaczesz ? Stało się coś?
Wycieram szybko policzki i wyswobadzam rękę.
-Przepraszam, zaraz wrócę.
Biegiem przechodze obok wszystkich, nie reaguje nawet na wołanie mamy. Wchodzę rozstrzęsiona do domu. Powinnam wyznać prawdę już dawno. Jechać do niego, albo napisać. A ja czekałam. Krzywdziłam i siebie i jego. A najbardziej Luka.
Wchodzę po schodach do mojego pokoju. Niania, która opiekuje się Lukiem wstaje i zmierza do wyjścia. Zawsze zostawia nas kiedy wchodzę. Zapewnia mi spokój i prywatność. Biorę syna na ręce i przytulam do siebie. Nie budzie się, śpi spokojnie a ja patrząc na jego buźkę zaczynam płakać. Z bezsilności. Z bólu. Z rozpaczy. I z własnej głupoty.

Last Chance(ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz