Sophie

1.7K 67 0
                                    

Czy śmierć jednej osoby może aż tak bardzo zmienić życie kilku innych. Babcia zachowywała się jak duch, ojciec płakał kiedy powiedzieliśmy mu o śmierci prababci. Przytulił mnie i razem płakaliśmy, to był pierwszy moment, kiedy czułam że między nami jest jakaś mocna więź. Teraz siedzę na cmentarzu, obok ojca i matki.  Pastor odprawia modlitwę a trumna babci jest już w dole. Przekręcam głowę w strona ojca, nie chce tego widzieć. On dotyka mojej głowy i przyciąga chcąc żebym nie widziała tego co się dzieje.

Widok Liam na cmentarzu dziwi mnie. Spodziewałam się, że pojawią się jego rodzice,  ale on. Przyjmuje kondolencje od jakiejś kobiety. Zaraz za nią jest Liam to właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że jest tu.
-Dziękuje, za wsparcie.
Lekko kiwam głową a kobieta odchodzi. Liam podchodzi do mnie i staje, patrząc w moje oczy. Chwyta moją rękę.
-Sophie, bardzo mi przykro.
Widzę, że jest mu przykro, ściskam jego rękę.
-Dziękuje, za wsp
-Ciii, nie mów tego co każdemu. To nie ma sensu. Powiedz jak się czujesz, możesz się wypłakać ale nie powtarzaj jak maszyna tego tekstu.
-Przytul mnie.
Wypalam i dokładnie go obserwuje. Unosi brodę wyżej, a potem przytula mnie delikatnie. Jego jedną ręką powędrowała pod mój płaszcz.
Czując ciepło jego ciała, robi mi się przykro. To tylko chwila, zaraza wszystko wróci do normy. On wyjedzie, a ja zamknę się w pokoju i będę przeżywać śmierć prababci.
-Bedzie dobrze Sophie.Ona zawsze będzie obok.
Dotykam jego ramienia i kątem oka widzę wzrok Susan.
-Susan patrzy.
Szepcze do niego, delikatnie odsuwając się od niego Prostuje się, nie odrywając od mnie wzroku.
-Liam? To ty? -Ojciec pojawia się obok z nikąd.
-Dzien dobry, tak to ja. Bardzo mi przykro z powodu straty.
Podaje rękę ojcu, ten robi to samo.
-Nie spodziewałem się Ciebie tu...-Zatrzymuje się i ogląda kto stoi obok- po... Sam wiesz.
Liam mruży oko.
-Powinienem tu być. -Twardo odpowiada cały czas patrzą na mnie.
Liamowi  nigdy nie zależało na jakiś dobrych relacjach z moim ojcem. Był dla niego arogancki i czasem bezczelny. Ale nigdy nie pozwolił ojcu na nietakt w stosunku do mnie albo mojej mamy. Co ojcu czasem się zdarza.
Widzę jak ojciec patrzy na Liama, jakby ten był jego wrogiem.  W sumie teraz pewnie tak go widzi.
-Widziałem twoich rodziców. Zaprosiłem ich do domu. Jeśli chcesz to.
-Będę.
Liam ucina ojcu w połowie zdania. Po chwili czuje jego dłoń na mojej ręce. Jest taka ciepła że przez chwilę zamykam oczy. Tak znajoma, kiedyś mogłabym wziąć go za rękę a on zaprowadziłby  mnie nawet w ogień. Tak, ufałam mu. Nigdy się nie zawiodłam, no może ten jeden raz. Ojciec cały czas ilustruje ściśniętą rękę  Liama na mojej.
-Wracajmy już do domu, robi się zimo.
Ojciec zagaduje i bierze mnie pod ramię. Spoglądam na Liama i wyciągam swoją rękę z jego.
-Yy.. Tak wracajmy. Do zobaczenia w domu.
Chwytam ojca mocniej na co ten odwraca się i ciągnie mnie w stronę wyjścia z cmentarza do samochodu.

Zaparzam herbatę i układam łyżeczki na kubkach. Od godziny chodzę i pytam co kto chce wypić. W domu jest około pięćdziesięciu osób. W tym niestety kilkanaście znajomych Susan. Dość dziwnych. Jacyś tacy trochę jakby naćpani. Zabieram ciężką tace z blatu i kieruje się do drzwi. Wpadam w nich na jakiegoś gościa, tego znajomego Susan.
-Hej maleńka.
Zastawia mnie w drzwiach i uśmiecha się głupkowato.
-Przepraszam chce przejść. Muszę to zanieść
Wskazuje na tace.
-No przestań. Przecież widzę że jesteś chętna.
-Słucham?
Wypalam patrząc na niego. On chyba zmysły stracił.
-Twoja siostra mówi że lubisz na ostro.
Jego głupiutki uśmieszek mnie irytuje. O czym on tak właściwie mówi? Co powiedziała mu Susan o mnie? I czemu w ogóle opowiada takie głupoty.
-Moja siostra nie wie co lubię. Nienawidzę idiotów twojego pokroju.
Zabiera mi z rąk tace i stawia na blacie. Odwraca się i przypiera mnie do ściany.
-Lubie takie, takie wojow
-Zostaw ją Nath.
Głos Liamia sprawia że odsuwa się ode mnie.
-Liam o co chodzi?
Pyta z irytacją mój stręczyciel.
-Odwal się od mniej. To nie kobieta twojego pokroju. Wracaj do Susan i Glor, nimi się zabawiaj.
-Czyli co oddajesz mi Glor?
-Zabieraj ją i znikaj.
Facet ogląda mnie, odwraca się i idzie sobie. Liam widząc to podchodzi bliżej.
-Sophie, nic Ci nie zrobił prawda?
Kręcę głową i sięgam po tace z herbatą. Wymijam go i kieruje się do osób które życzyły sobie właśnie ten napój. Delikatnie podaje każdemu kubek tak żeby nie poparzyć nikogo.  Ojciec dziwnie mnie obserwuje od kiedy przyjechałam. Cały czas patrzy kto jest obok mnie i co robi.
-Takie wielkie i cudowne że aż mnie zatkało
Margot wymachuje ręką i trąca moją rękę. Cały wrzątek wylewa się na moją rękę w której trzymałam tace. Dwa kubki spadają z niej i jeden się rozbija.
-Coś ty zrobiła?
Krzyk Margot składnia wszystkich do spojrzenia w naszą stronę, ręką piecz mnie niemiłosiernie.
-Oblałaś moja sukienkę ty niezdaro. Jak mogłaś?
Mój ojciec i ciocia podchodzą do mnie.
- O Boże Sophie twoja ręka.
Ciocia bierze moją rękę. Jest cała czerwona,nie bordowa. W paru miejscach zaczyna schodzi skóra.
-Margot to twoja wina, to ty uderzyłaś Sophie w rękę.
Ojciec staje w mojej obronie a Margot rzednie mina.
-Idziemy to przemyć.
Ciocia ciągnienie mnie do wyjścia. Ręką coraz bardziej mnie piecze. Nie miałam tak jeszcze nigdy. Na korytarzu nadal jest Liam. Rozmawia przez telefon ale widząc nasz przerywa.
-Oddzwonie.-Rozłącza się i chowa telefon.-Sophie co się stało?
-Poparzyła się. Liam mam prośbę.
Liam łapie mnie za rękę i dokładnie ogląda.
-Jaką prośbę? Co mogę zrobić Pani Wendy?
-Napisze Ci maść i opatrunki dla Soph. Pojedziesz po nie?
-Tak, oczywiście że pojadę.
Ciocia pisze coś na kartce i podaje ją Liamowi. Ten bierze ją i wychodzi z domu.
Od kilku minut przemywamy rękę zimną wodą, ale cały czas mnie piecze i momentami mam chęć płakać z bólu.
-Sophie, bardzo boli?
Kiwam głową bo nie mam nawet siły otworzyć buzi. Poza tym cały czas mam ściśnięte zęby.
-Sophie? -Do łazienki wchodzi dziadek. Ocho to będę miała ochrzan za sukienkę. Spogląda na moją rękę i siada na rancie wanny.
-Ja naprawdę nie chciałam.
Mówię i zaczynam płakać.
Dziadek przesuwa się do mnie i przytula moją głowę.
-Wiem, Sophie nie płacz.
-Jestem, mam wszystko.
Do łazienki wchodzi Liam z dwoma torbami.
-Aptekę obrobiłeś?
Ciocia śmiejąc się pokazuje drugą torbę.
-Nie, ta jest z apteki. -Stawia torbę przed ciocią. Od razu wyjmuje z niej jakieś opakowania i opatrunki.
-Sophie ta maść może szczypać. Ale pomoże.
Kiwam głową, Liam kuca przede mną i łapie mnie za drugą rękę. Czuje jak ciocia delikatnie nakłada mi maść. Teraz wiem co miało znaczyć „trochę”. Chyba nie trochę ale bardzo.  Cholernie. Ciszę niszczy dzwoniący telefon.
-Przepraszam muszę odebrać.
Dziadek wstaję, odbiera telefon i wychodzi z pomieszczenia.
Liam zajmuje jego miejsce, cały czas trzymając mnie za rękę. Siedzę na podłodze na dywaniku, ciocia zakłada mi opatrunki, dopiero one przynoszą mi ulgę. Są takie chłodne. Takie cudowne.
-Teraz powinno mniej boleć. I nie powinno być blizny. Musisz zmieniać opatrunek przynajmniej co dwadzieścia cztery godziny. -Zagląda do torby- Ale opatrunków Ci nie zabraknie. Liam kupił ich naprawdę dużo. A tu masz emopel-przewierca torbę i wyjmuje jakieś opakowanie. -Liam emopel a nie zattix.
-Sophie żle się czuję po emopel więc wziąłem to co jej nie zaszkodzi.
Ciocia przenosi wzrok na mnie jakby szukając potwierdzenia w jego słowach.
-To prawda, mdli mnie i strasznie po nim boli głowa.
-Wiem, jak będzie bardziej bolało weź to. I odpocznij.
Ciocia wstaję i zabiera opakowania po opatrunkach. Wyrzuca je i zostawia nas w łazience.
Spuszczam głowę i szepcze.
-Dziękuje.
Liam łapie mnie za podbródek i unosi go.
-Wszystko jest dobrze, nie martw się. Nie masz za co mi dziękować. Sophie- Łapie mnie za talie i unosi tak żeby usiąść obok niego.- Jestem Ci to winny.
-Nie jesteś. Nic nie jesteś mi winny.
Jego ręka ląduje na moim kolanie. Schylam się i łapie mnie za twarz.
-Jestem Ci winny nawet nie wiesz jak wiele.
Łączy nasze usta, jego ręka z kolana wsuwa się coraz wyżej. Zdrową rękę umieszczam na jego szyi. Jego brodą delikatnie łaskocze mnie, przypomina mi się jak kilka dni temu wycałował  każdy element mojego ciała. Do tej pory mam w niektórych miejscach ślady jego brody. Podciąg mnie na swoje kolana i przytrzymuje moje nogi wokół siebie. Schodzi pocałunkami na moją szyję i dekolt. Łapę za końcówki jego włosów.
-Liiiaammm. -Wyjąkuje.
Podnosi głowę i patrzy prosto w moje oczy. Widzę w nich pragnienie i ekscytacje.
-Ktoś nas może tu przyłapać. W domu jest ponad trzydzieści osób.
-Racja.
Unosi nas i kieruje do drzwi.
-Liam nie. Puść mnie.
Staje i delikatnie stawi mnie na nogach.
-Sophhhieeee! -zza drzwi słyszę wołanie mamy.
-Musze iść.
Przytulam go jak przyjaciela i chce odejść ale mój wzrok leci na drugą torbę która przyniósł.
-Co jest tutaj?
-Zajrzyj- uśmiecha się.
Podnoszę torbę i zawieszam jej jedno ucho na poparzonej  ręce. W środku znajduje żeli, paluszki, ciastka, wafelki  i inne drobnostki.
-Co to?
-Zawsze kupowałem Ci to kiedy byłaś chora albo źle się czułaś. Cała torba jest twoja.


No i mamy obiecany rozdział.
Liam pojawił się w domu Sophie.
Gra?
Czy jednak czegoś żałuję? 🧐

Aaaale mam dla was coś fajnego.

Oto ona. Pierwszy krok mojego następnego dziecka. Pojawi się już niedługoooo.







Ale nie mogę się doczekać
1 listopada pojawi się opis, czekajcie misiaczki.

Ktoś ma pomysła o czym będzie?
Jestem ciekawa waszych teorii? 😈

DO NASTĘPNEGO...❤️❤️❤️


Last Chance(ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz