Prolog

4.8K 113 66
                                    

,,Dziękujemy za przesłanie swojego CV, które zostało pozytywnie rozpatrzone. Zapraszamy na dzień próbny od dzisiaj do godziny 19"

Poprawiłam kołnierzyk białej koszuli, czekając w mało zaludnionej kawiarni, na obrzeżach miasta. Wzięłam głęboki wdech, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu, nagle zatrzymując spojrzenie, na wchodzącym do środka mężczyźnie, który rozglądając się spojrzał na mnie, uśmiechając się sympatycznie.

- Witam, William Fellini, Pani pracodawca. - wystawił rękę w moją stronę, którą przyjęłam.

- Madeline MacKenzie. - odparłam. Wskazał dłonią na stolik, przy którym usiedliśmy.

- Tak, wiem kim jesteś. - odpowiedział, zamawiając kawę. Wyjęłam z torebki resztę dokumentów.

- Czyli umowa na dwa miesiące, tak? - zapytał, przeglądając papiery, na co potwierdziłam.

- Czy każde stanowisko Pani odpowiada?

- Oczywiście - powiedziałam, bez zastanowienia.

- Wyśmienicie - odparł, szeroko się uśmiechając, ukazując białe zęby. - To wszystko. Zapraszam do zapoznania się osobiście ze stanowiskiem pracy. 
Wzięłam torebkę, kierując się do wyjścia z lokalu. Zatrzymaliśmy się przed czarnym ferrari.

- Coś nie tak? - zapytał, mrużąc oczy i otwierając drzwi od strony pasażera. Pokręciłam głową, wsiadając do samochodu i zapinając pasy.

Zmarszczyłam brwi, gdy samochód zaczął zwalniać. Zdezorientowana rozejrzałam po okolicy. Las, jeszcze raz las i wielka, biała rezydencja w środku niego. Pustkowie, ani żywej duszy. Po chwili brama się rozsunęła, ukazując zadbany ogród. Wysiadłam razem z pracodawcą, kierując się w stronę domu, gdzie stało dwóch ochroniarzy, ubranych w czarne garnitury, ze słuchawkami przy uszach.

- To ona? - zapytał, zerkając raz na mnie, raz na niego. Momentalnie pożałowałam, że wsiadłam do tego samochodu, czując się jak w horrorze, gdy główna bohaterka jest porwana.

- Tak.

Cofnęłam się, jednak to była chwila, gdy do mojej twarzy przystawiono szmatkę z jakimś nasączonym płynem. Obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać.

***

Wzięłam głęboki wdech, czując falę gorąca, zalewającą moje ciało. Powoli uniosłam powieki, natrafiając na biały sufit. Czułam pod palcami aksamitny materiał pościeli, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jestem w swoim domu i zostałam porwana. Gwałtownie uniosłam się do pozycji siedzącej, co było złym pomysłem, a zawroty głowy, tylko mnie w tym utwierdziły. Świat dookoła mnie zawirował, zerknęłam kontem oka w prawą stronę, widząc człowieka, który mnie porwał, siedział na czarnym fotelu, naprzeciwko mnie.

- Szef na ciebie czeka. - odparł, wstając z fotelu. - Prosto, potem schodami w dół, czwarte drzwi po prawej.

Przeniosłam spojrzenie na drzwi, przez które wyszłam. Przede mną rozciągał się długi, ciemny korytarz. Ściany koloru białego, na których były zawieszone obrazy w złotych oprawach. Lampy nie były zapalone, księżyc dawał jedyne światło. Zeszłam ze schodów, minęłam cztery pary takich samych drzwi. Parter rezydencji, był skąpany w całkowitym mroku, jedynie dostrzegłam dalej jakiś duży, dębowy stół, a na zewnątrz oświetlony basen.
Otworzyłam czwarte drzwi, nawet nie siląc się na pukanie. Jedna ze ścian pomieszczenia była wykonana ze szkła, przy której stało duże, dębowe biurko, przy którym siedział czarnooki brunet w białej koszuli, której rękawy podwinął do łokci, uwydatniając jego pokryte ciemnymi tatuażami przedramiona.

- Usiądź - odparł, nie wstając ze swojego miejsca. Zamilkłam, siadając naprzeciwko niego.

- Chce wrócić do domu - szepnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu.

- Doceniam to, że od razu przechodzisz do rzeczy, więc ja też zacznę. Widziałaś coś czego nie powinnaś, dlatego przetrzymam Cię tutaj kilka tygodni. Nie pozwalam sobie na takie błędy, jakim jesteś ty.

- Niczego nie widziałam. Nie wiem o czym mówisz. - wzruszyłam beztrosko ramionami.

- Obiecuje, że oddam te pieniądze, dajcie mi ostatnie dwa dni.. Mam rodzinę, oddam wszystko co do grosza. Błagam.

- Czterysta tysięcy ma chyba większą wartość, prawda? - zapytał.

Usłyszałam odgłos strzału, a po chwili ciało mężczyzny runęło bezwładnie na ziemię.

- Odprowadź ją do pokoju - powiedział do jakiegoś blondyna, który czekał przy drzwiach.

Blondyn szarpiąc mnie w kierunku schodów, gdzie zniknęliśmy razem w mroku samego piekła.

Nie miałam pojęcia ile spędziłam czasu siedząc w białej wannie, zamknięta w czterech ścianach. Tutaj minuty i godziny zlewały się w jedną całość.

Wychodząc z łazienki widziałam, że coś uległo zmianie. Wyjście na korytarz było szeroko otwarte, przeszłam przez nie, zmierzając w stronę schodów. Moje bose stopy zatrzymały się na ostatnim ze stopni.

- Jeśli spróbujesz uciec. - zatrzymał mnie jego głos - Znajdę Cię zanim przekroczysz granicę Miami. Konsekwencje będą gorsze niż myślisz. 

- Grozisz mi? - uniosłam brew.

- To moje pieprzone miasto, więc nigdzie się nie ukryjesz. - kącik jego ust uniósł się ku górze, wydając się rozbawiony z tej całej sytuacji.

- A i jeszcze jedno, ja nie grożę, tylko składam obietnice.

Patrzyłam pustym wzorkiem przed siebie. Z każdej strony widok na las i nic więcej. Nawet zdążyłam się zapoznać z pokojem, w którym mam mieszkać.
Niewielki pokój mieszczący duże łóżko na środku pokoju, z szarą pościelą, naprzeciwko znajdował się średniej wielkości fotel, a obok niego szafa.
Drugie drzwi prowadziły do łazienki.

Nic więcej.

Uniosłam się gwałtownie z materaca, słysząc przekręcanie klucza w zamku. Przysunęłam się bliżej ściany, zakrywając się szarym materiałem kołdry. Uważnie przyglądałam się ruchom mojego oprawcy, który przeszedł przez cały pokój, kierując się w stronę balkonu, wyjmując z kieszeni czerwone marlboro, zapalając zapalniczką i wkładając między wargi fajkę.

- Dlaczego ja? - zapytałam, chcąc przerwać powstałą ciszę. Domyślałam się powodu, jednak chciałam grać na zwłokę.

- Dlaczego wy wszystkie pieprzycie to samo? - zapytał, zirytowany, zaciągając się papierosem. - Dlaczego ja? Bla, bla.

Przewróciłam oczami, patrząc prosto w czarne tęczówki, w których odbijał się promień ognia.

- A wiesz co jest najśmieszniejsze? - zapytał rozbawiony. - Weszłaś do samochodu, a nawet nie znałaś kierowcy.- zaśmiał się. - Masz przejebane. - dodał.

- Jeszcze jedno, ile masz lat?  - zadał pytanie, poważniejąc.

- Porywając mnie, tego nie wiecie? - uniosłam brew w kpiący sposób.

- Mów. - warknął.

- Naprawdę myślisz, że Ci powiem?

- Naprawdę myślisz, że Cię nie zabije?

- Droga wolna. - rozłożyłam ramiona, przymykając oczy. - Śmierć jest łatwa i prosta, życie trudniejsze.

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz