POV: Samuel
Plan, który układałem przez kilka poprzednich dni, był ważniejszy niż nienawiść do tego miejsca. Przez tyle lat zdobywałem informacje na temat moich wrogów lub ludzi, którzy mi coś zawinili. Przechodząc przez korytarz, znałem cały plan budynku, w którym przebywał. Każde pomieszczenie, siedziby jego ludzi. Niby to wiele informacji, lecz ciągle za mało, aby go zabić i wszystko zakończyć. Jeden szczegół mojego planu wciąż jest niedopracowany.
Dzięki współpracy z DeLuca, wiem przynajmniej czego od nas chciał, a tego nie wykonał. Wiem o każdej planowanej przez niego akcji, a szczególnie ostatnia niezbyt mi się podoba. Zamach na moją rezydencje, było ostatecznym co powinien zrobić, a porwanie Madeline tylko podsycało moją nienawiść do tego człowieka. Mimo, że od jej przybycia do mnie, minęło pół roku, nie dam jej skrzywdzić. Czasem za dużo gada i jest zbytnio denerwująca, ale to nie powód do tego.
- Wejdź do środka, ja zobaczę czy nikogo nie ma, kto by nam przeszkadzał. - oznajmia DeLuca. Przytakuje, otwierając drzwi od jego a'la biura. Odwraca się w moją stronę, a na jego twarzy maluje się zdziwienie.
- O'Dire, spodziewałem się ciebie. - odparł.
- Doprawdy? - uniosłem brew, siadając na fotelu obok mnie.
- Oczywiście.
- Mam pewnien pomysł. - zacząłem, a gdy odnalazłem jego zainteresowany wzrok, kontynuowałem. - Chodzi o wybudowanie nowego kurortu na wyspach.
- Na wyspach? - pyta zaskoczony. - Wszystko jedno jakich? - przytaknąłem, wygodnie rozsiadając się na krześle.
- No nie wiem, czy to taki dobry pomysł.. - dodaje, wyjmując coś z biurka.
- 10% dochodów są twoje. - odparłem. - Obaj wiemy, że lubisz budować nowe budynki, a pieniądze kochasz. Kurort może pomnożyć twój majątek.
- Podaj więcej szczegółów. - mówi w końcu, słysząc o pieniądzach. Mogłem tak odrazu..
- Tak jak już mówiłem, mam idealne miejsce na budowę. Z dala od gwaru i ludzi, piękne plaże. - powiedziałem, jego świecące oczy utwierdzały mnie w przekonaniu, że się zgadza. - Nawet mam zdjęcie. - przypominam sobie. On jak cieszący się jak dziecko, które dostało prezent na święta, gorączkowo przytakuje.
Wyciągam telefon i włączam dawną willę Castillo z lotu ptaka. Odwracam komórkę w stronę mężczyzny. Gdy tylko zerka na ekran, jego twarz w szybkim tempie blednie.
- Co to ma być? - pyta lekko zduszonym głosem. - Wiesz czyj to dom? - pyta z przerażeniem.
- Powinieneś się czegoś napić, bo zaraz stąd zejdziesz. - zmieniam temat, unosząc kącik ust. Jednak chwilę później moja twarz tężeje.
- Czego chcesz. - patrzy w skupieniu na mnie, jego pewność siebie minimalnie powraca, jednak trzęsące dłonie, nie świadczą o tym.
- Wiem, że pracujesz do Castillo. - otwiera szeroko oczy. - On jest powiązany z tobą i z Cristini'm. Tortury w piwnicy nic nie dały. - pokręciłem z dezaprobatą głową.
- A więc jakim cudem.. - nie dałem mu dokończyć.
- Wszystko perfekcyjnie maskował, ale zapomniał o jednej, najważniejszej rzeczy. Myślisz, że jesteś jego prawą ręką? Nawet na płatnego zabójcę by cię nie zatrudnił, za bardzo się boisz. Twój strach jest wręcz namacalny. - powiedziałem z odrazą.
- Udajesz człowieka o zimnym sercu, a nawet muchy byś nie skrzywdził. Spójrz na swoje dłonie. - dodał głos obok mnie. DeLuca tak samo nie pałał sympatią do niego i jego ludzi.
- Ale ja... nie pracuje dla niego. - bronił się. Parsknąłem śmiechem, na jego próbę obrony.
- Powiem ci, czego od ciebie chcemy, a ty to bez żadnego pajacowania, wykonasz. Ale najpierw mam pytanie i liczę na szczerą odpowiedź. W którym hotelu znajduje się Castillo? - zapytałem z udawanym zainteresowaniem.
- W Los Angeles. - odpowiada bez zająknięcia. Jakby kłamanie weszło mu w krew.
- Błąd. - opowiadamy wraz z mężczyzną obok. - Floryda i będzie tam przez kilka najbliższych dni. - odpowiadam ze stoickim spokojem.
- Skąd.. - zaczyna otwierając usta i ponownie je zamykając.
- Skąd, jakim cudem.. - przewróciłem oczy. - Nie mogę już słuchać twojego pierdolenia. Szkoda mi naboi na ciebie, więc dzisiaj ci daruje.
Kiedy dojeżdżamy na miejsce i ruszamy w stronę mojej rezydencji, na dworze jest już ciemno. Pobliskie latarnie oświetlają mi drogę, a lekki powiew wiatru.
Kieruję się na górę do sypialni dziewczyny, powoli otwieram drzwi, widząc, że coś ogląda. Jednak gdy mnie widzi, zaprzestaje jakichkolwiek ruchów.
- Coś się stało? - mówi, przez co odwraca moje myśli na bok. Lekko przytakuje, podchodząc do niej. Robi mi miejsce na łóżku, bardziej okrywając się kołdrą. Siadam na materacu, obejmując ją ramieniem. Zimną dłoń, kładzie mi na brzuchu, wyznaczając paznokciem kształt mięśni.
- Mówiłem ci ostatnio o Castillo. Pamiętasz? - mruknęła w odpowiedzi. - Chce go zniszczyć.
- Dlaczego? - zapytała, przecierając oczy. Mała, jesteś zbyt idealna, by być prawdziwa.
- W najbliższym czasie prawdopodobnie się dowiesz. - zataczałem wzory na jej nagim ramieniu.
- Co mam z tym wspólnego?
- Jest w hotelu, trzy godziny stąd. Chce, abyś tam pojechała z Fellinim. Jutro będzie grał w kasynie, zapewnię wygra. Posłuż się swoim wdziękiem i urokiem osobistym. Chce, abyś go uwiodła i wyciągnęła odpowiednie informacje.
- A ty?
- Co ja? - zapytałem zdezorientowany.
- Pojedziesz z nami? - spytała, przez co uniosłem kąciki ust.
- Przyjadę na drugi dzień, jak już wszystko załatwicie. To będzie najlepsza opcja, ciebie nie zna, ale znając Castillo z chęcią pozna, Williama nie kojarzy. A mnie zna bardzo dobrze, przez co, to wszystko by się nie udało.
- Jak się uda to stawiasz mi największy, czekoladowy tort. - wskazuje na mnie palcem, jakby chciała potwierdzić swoje słowa.
- Co tylko zechcesz, kochanie. - mruknąłem w odpowiedzi.
CZYTASZ
Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]
RomanceCzy (nie)zwykła dziewczyna może obronić diabła? Była naiwnym aniołem, błądzącym w czeluściach jego własnego piekła. W którym pokazał jej czym jest prawdziwa rozkosz. Tamtego wieczoru została porwana, szukała pracy, a znalazła piekło okalane różami...