POV: Madeline
Założyłam jedyną bluzę, którą znalazłam w szafie, po czym zgasiłam małą lampkę, przy łóżku. Jak najciszej wyszłam przez drzwi swojej sypialnii. Odgłosy krzyku, dochodziły z dołu. Założyłam dłonie na piersi, czując zimny powiew wiatru, przez otwarte na oścież, czarne okna. Będąc na parterze, ponownie je słyszałam, jednak nie dochodziły z tego piętra. Podążyłam za jego głosem, natrafiając na drzwi, znajdujące się na końcu korytarza. Dotknęłam klamki, delikatnie otwierając je.
Do średniej wielkości pomieszczenia prowadziły strome schody, patrząc na swoje nagie nogi, przeszłam przez nie, a lodowate płytki odmrażały mi stopy. Widok przede mną absolutnie mnie nie zdziwił. Jakiś mężczyzna był przywiązany do krzesła, a jego twarz ozdabiała kilka powierzchownych ran, rozcięty łuk brwiowy czy warga.
- Madeline? - z boku usłyszałam głos czarnookiego. Siłując się na opanowanie, odpowiedziałam.
- Nie, królowa angielska. - przewróciłam oczami. Wzrok przywiązanej powędrował do mojej osoby, a niewielki uśmiech, który skrywał na ustach, odrazu zmalał. Moja reakcja była zupełnie odwrotna, uśmiech coraz bardziej się poszerzał. Usiadłam w tym samym miejscu co O'Dire.
- Cristini! Znowu się spotykamy. Myślałam, ze po ostatnim masz dość, ale jak widać chyba nie. - wzruszyłam ramionami, a on słysząc te słowa, spuścił głowę.
- Angele? - odparł, zachrypniętym głosem. Przymknęłam oczy, na mój dawny pseudonim. Kilka emocji przeszło przez moją twarz, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
- Jak tam siostra? Żyje jeszcze? - zmieniłam temat, te słowa były jedyną przyczyną, przez którą zaczął się wyrywać. Pociągnęłam za sznurek, przez co jego ciało nie przewróciło się na ziemie. - Uspokój się. Ostatnio chciała mnie zabić na torze, prawie skasowała moje ferrari. A tego bym nie wybaczyła. - spojrzałam z obrzydzeniem na jego osobę.
- Znacie się? - zapytał zdezorientowany brunet, obok mnie. Przez moje przemyślenia zapomniałam, że nadal tu jest.
- I to bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się. - Czego chcesz od niego? - kiwnęłam głową na blondyna przede mną. Westchnął, jakby nie do końca, chciał mi powiedzieć.
- Prawdy o Domenico. - przytaknęłam. Chciałam coś dodać, jednak nie pozwolił mi dojść do słowa, sam zaczynając.
- Wiem, że wynosiłeś dane. Zrobiłeś to odrazu czy zaczekałeś chwile dla zachowania pozoru? - Cristini przełknął ślinę. Milczał dłuższa chwile, później jego usta poruszały się bezgłośnie i wtedy zrozumieliśmy, że facet mamrocze coś do siebie.
- Pod koniec czerwca. - powiedział wreszcie, słabym głosem.
- Na czyje polecenie? - spytał głos obok mnie. Blondyn ponownie zamilkł.
- A jak myślisz? Nawet ja to wiem. - powiedziałam do Samuela. - Domenico, prawda? Czy Luciani? - zapytałam się niebieskookiego. Nic nie mówił, nawet nie okazywał funkcji życiowych. Spuścił głowę, nie reagując. - Mówię do ciebie. - z regału wzięłam taki sam sznurek, którym zaplątane są jego ręce i nogi i podeszłam do niego. Jednym, pewnym ruchem, przerzuciłam linę przez jego szyje, a on zaskoczony podniosl głowę, panikując. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie działało to na mnie. Już nie.
Pociągnelam za sznurek, przyszpilajac go do jego szyji, lekko zacisnelam na kilka sekund, po czym puściłam.
- To on? - zapytałam ponownie, nie ruszając się z miejsca. Ledwie zauważalnie przytaknął. - Kontynuuj. - uniosłam prawy kącik ust.
- Kontaktował się z kimś mailowo, wysyłał pewne dane, a przelewy które zrobili są mało ważne. Chcą was zniszczyć. Nic więcej nie wiem.
- Nie wiesz czy nie powiesz? - uniosłam brew. - Potrzebujesz coś jeszcze? - ziewnęłam, odwracając się w stronę O'Dire.
Ostatni raz spojrzałam na kałuże krwi na białych panelach, opuszczając pomieszczenie.
***
Otworzył masywne drzwi od swojej sypialni, przepuszczając mnie pierwszą. Zapalił lampę obok niego, a rażące światło błysnęło mi w oczy. Pomrugałam, przyzwyczajając się do niego. Odwróciłam wzrok od mężczyzny, który bacznie mnie obserwował.
- Kazałeś mi tu przyjść, tylko dlatego, żebyś się rozebrał? - uniosłam brew, kiedy zaczął rozpinać guziki zakrwawionej koszuli. Parsknął śmiechem, kręcąc głową. Rozebrał się z niej, wchodząc do jakiegoś pomieszczenia.
Usiadłam na fotelu, jak najbliżej okna, podpierając się ręką o parapet. Kropelki deszczu odbijały się o szybę, tworząc smugi wody.
- Od kiedy się znacie? - do moich uszu dobiegł jego głos, prawdopodobnie z łazienki.
- Kilka miesięcy. - westchnęłam, poprawiając kosmyk włosów za ucho.
- Miałaś nie wychodzić z sypialni w nocy, ale oczywiście nie posłuchałaś... - zaczął swój wywód, wychodząc z pomieszczenia.
- Miasto, które w dzień świeci jasno, dopiero w ciemnościach ukazuje swoje zniszczenie. Nieprawdaż? - przerwałam mu, mrużąc oczy.
Nie skomentował tego w żaden sposób, a jego nagłe spojrzenie w moją stronę, dało mi znać, że zrozumiał o co mi chodziło.
- Kontynuując.. - zaczął. - Po tym domu chodzą ludzie, którym niezbyt ufam. - popatrzył na mnie znacząco.
- Zamknąłeś mnie w tym domu. - podniosłam obie ręce w górę, pokazując na przestrzeń między nami. - Czuje się jak w klatce, nie pozwalasz mi nawet stąd wychodzić! - krzyknęłam. - Sam wyjeżdzasz w cholerę, nie wiem gdzie, a mnie tu zostawiasz. Uwierz, za szybko się nudzę, równie dobrze możesz mnie wypuścić.. Nikt nie będzie z tego powodu rozpaczał.
- Możesz choć raz się zamknąć? - podniósł głos, patrząc na mnie wkurwionym wzrokiem. - Nie ma opcji, aby cię wypuścił i daruj sobie te bzdury z tym rozpaczaniem.
Bo, w jego krzyku znalazłam spokój.
CZYTASZ
Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]
RomanceCzy (nie)zwykła dziewczyna może obronić diabła? Była naiwnym aniołem, błądzącym w czeluściach jego własnego piekła. W którym pokazał jej czym jest prawdziwa rozkosz. Tamtego wieczoru została porwana, szukała pracy, a znalazła piekło okalane różami...