Rozdział 18

778 41 1
                                    


- Matilde? - odwróciłam się w stronę znajomego głosu. Przybrałam na usta sztuczny uśmiech, po czym odwróciłam się do Castillo. W kilku krokach znalazł się przy mnie, opierając się o stolik barowy.

- Cieszę się, że przyszłaś. - powiedział swobodnym tonem. Na sekundę odwrócił się do tyłu, prawdopodobnie chcąc coś sprawdzić. Za nim stało trzech ludzi ubranych na czarno, coś mi tu nie pasowało, jednak postanowiłam to zignorować.

- Podobno chciałeś coś ode mnie. - odparłam, zakrywając włosami, malutką słuchawkę w uchu.

- Ach tak. Może przejdziemy w mniej zatłoczone miejsce? - przytaknęłam, podążając za nim.
Wychodząc przez drzwi, neonowe światła przestały świecić, a zastąpiło je naturalna jasność. Pomrugałam, przyzwyczajając oczy do odpowiedniego błysku. Biały marmur zdobił podłogi i strome schody. Coraz bardziej oddalaliśmy się od sali, a widząc Williama na dole, postanowiłam się wtrącić.

- Tu nikogo nie ma. - oznajmiłam, zatrzymując się. Mężczyzna zrobił to samo, wyjmując z kieszeni marynarki białą kopertę.

- Co w niej jest? - dezorientacja wstąpiła na moją twarz.

- Otwórz. - nalegał. Nie była do nikogo zaadresowana, zmarszczyłam brwi, powoli ją otwierając.

Zgodność materiału genetycznego z bazą danych: TAK [wyniki poniżej]

Typ linii papilarnych: J627

Wynik analizy odcisków palców, dowód K2841.

Wyniki wyszukiwania:

Madeline MacKenzie.

I w tym momencie wiedziałam, że nasz plan legł w gruzach. Przymknęłam na sekundę powieki, po czym je otworzyłam. Spojrzałam na niego z uniesionymi kącikami ust. Nim zdołałam się odezwać, zrobił to pierwszy.

- Mogłem się domyślić, że to podstęp. - zaczął. - Jednakże na czas się zorientowałem, Matilde. A nie czekaj, może jednak Madeline? - zapytał, ale jego wypowiedź, nie potrzebowała odpowiedzi.

- Obojętnie. - wzruszyłam ramionami.

- O'Dire kilka lat wcześniej odebrał mi pewną bliską mi osobę. Nie w sensie zabicia, a oddania się mu. Wybrała jego, a nie mnie.. - pokręcił głową.

- Zabawna historyjka, kontynuuj.. - zachęcałam go, ruchem dłoni.

- Od tamtego czasu, postanowiłem się stać jak on. Nawet lepszy, aby go zniszczyć i odebrać wszystko na czym mu zależy.

- To już czysta obsesja. - dodałam.

- Zabawne, jedną osobą na której ma obsesje i mu zależy jesteś ty.

- Och, czuje się zaszczycona. - ukłoniłam się.

- Używanie odpuszczeń nie jest w mojej naturze. - powiedział, podwijając rękawy do łokci.

- Używanie mózgu, także. - powiedziałam pod nosem, co nie uszło uwadze mężczyzny.

- Co tam mamroczesz? - zapytał, wykrzywiając wargi. - Dla takich jak ty, jest osobne miejsce w piekle. - mruknął w odpowiedzi.

- Tak wiem, że mają dla mnie specjalne miejsce w piekle. - mruknęłam, zawijając kosmyk włosów na palec. - Nazywa się tronem. - uśmiechnęłam się ironicznie w odpowiedzi.

Piekło jest w środku nas. Każdy je nosi ze sobą, zupełnie jak mrok, dopóki go nie pokona, będzie z nim żył. Więc nie można do niego wkroczyć jak po schodach.

- Jesteś taka sama jak on.

- Od zawsze lubiłaś robić z siebie samarytankę, a nawet ostatnią męczennicę. - mruknął oschłym tonem. - I nie przewracaj oczami, bo dobrze wiesz, że to prawda. Obserwowałem cię do dawna, och bardzo dawna, ale nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia..

- Mam wrażenie, że idę na dno. - zaczęłam, zmieniając temat i wprawiając mężczyznę w dezorientacje. - Ale wiem, że zostanę przy życiu. Bo jak wykrwawie tak, że nie bede mogla oddychać, pociągnę cię za mną.

- Nic z tego nie rozumiem. - zmarszczył brwi. Postanowiłam grać w tą samą grę i ją wygrać.

- Kiedyś mi powiedziano, że kula zabija na trzy sposoby. Pierwszy strzał w kończyny, człowiek wykrwawia się od kilku sekund do kilkunastu minut. Drugi to strzał w środek tułowia, ciśnienie krwi spada do zera. Natomiast ostatni, trzeci sposób to trafienie w głowę. Człowiek upada jak szmaciana lalka, zanim zdąży pomyśleć co w ogóle się stało.

- Gadasz jak obłąkana. - dodał jedynie. - Ale trudno, jednym moim celem jesteś ty, a raczej twoje martwe ciało. - powiedział.

Przyłożyłam palec do ucha, naciskając małą słuchawkę, dzięki czemu Fellini zaraz się zjawi.
Podniosłam wzrok na mężczyznę naprzeciwko mnie, widząc, że ruchem dłoni wskazuje swoim ludziom, na mnie. A no tak, sam mnie nie zabije, potrzebuje pomocy do tego czynu. Sylwetka Williama wyłoniła się przy ścianie, miał na sobie kamizelkę kuloodporną i broń w ręku. Wskazał mi, abym była cicho, nim zdążyłam mruknąć potwierdzająco, Castillo wydał rozkaz.

- Strzelać.

I w tym momencie zaczęłam uciekać. Moim celem były schody przeciwpożarowe. Po drodze do nich oddałam kilka strzałów. Od chwili wystrzelenia pierwszej kuli przeze mnie, grad pocisków wystrzelonych przez nich został przesłany w moją stronę. Cudem uniknęłam ich wszystkich.

Moje dłonie zacisnęły się na pierwszym szczebelku. Zmotywowana perspektywą szybkiej śmierci w ekspresowym tempie weszłam na schody. William dopełniał moje kroki, pośpieszając mnie. Dotarłam na drugie piętro, przeciskając się przez następne drzwi przeciwpożarowe. Weszłam do jasnego pomieszczenia z wielkim żyrandolem na środku sufitu.

Castillo stanął naprzeciwko nas. Mierząc do mnie z broni. Skamieniałam na chwilę, zaskoczona jego nagłym ruchem. Nim zdołałam się ponownie ruszyć, usłyszałam huk, a potem przeszywający ból w okolicy brzucha.

Cofnęłam się kilka kroków do tyłu, przykładając rękę do krwawiącej rany, czerwona ciecz skapnęła mi po dłoni, wprost na biały marmur. Wszystkie dźwięki, jakie do tej pory słyszałam nagle ucichły. Wszystko dochodziło do mnie jak za ściany. Nie mam pojęcia w którym momencie padłam na kolana, a nie było możliwości odwrotu. Ponownie przycisnęłam palce, w miejsce gdzie czułam nieprzyjemne uczucie. Na nich czułam coraz więcej krwi. Przybliżyłam rękę do oczu. W świetle ledowych lamp mignęła mi szkarłatna barwa.

- Madeline! - usłyszałam głos Williama, trzymającego moje ciało, które położył na podłodze.

- Uciekaj. - to było jedyne co zdołałam powiedzieć.
Nim się zorientowałam owiało mnie nagle poczucie bezwładności. Zanim zdążyłam ponownie zamknąć powieki, zauważyłam biegnącego w moją stronę czarnookiego.

Czekałam na ból.

Który nie nadszedł.

Czekałam na wspomnienia, które w czasie śmierci, miały przelatywać mi przez głowę.

Owe wspomnienia również nie nadeszły.

Wcześniejszy ból brzucha ustąpił.

Bo nie było już nic.

***
Następny rozdział będzie z perspektywy Samuela ;)

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz