Rozdział 22

808 38 0
                                    

POV: Samuel

I to był moment w którym sobie uświadomiłem. Jutro były jej urodziny. Jutro miało się wszystko skończyć, zupełnie wszystko. Mogłem puścić ją wolno. Nawet nie mogłem, nie chciałem, ale musiałem. Już wystarczająco ją przytrzymałem w tym domu. Równe dziesięć miesięcy. Chciałbym aby wybrała, czy chce wrócić do domu i do swojego życia albo zostać ze mną. Parsknąłem na swoje myśli, oczywiście, że będzie wolała wrócić. Życie ze mną jest okropne, przynajmniej tak słyszałem.

Przesunąłem dłonią po jej nagim ramieniu, przez co dziewczyna bardziej się we mnie wtuliła. Mruknęła coś pod nosem, jednak się nie obudziła.
Była taka piękna, na wyciągnięcie ręki.
Przy niej czułem jakbym śnił, lecz to nie był sen, a rzeczywistość. Dawała mi światełko w tunelu, które powoli pozbywało się mroku w moim sercu. Tak jakby była dla mnie stworzona, nadawała się do mojego życia jak żadna inna. Znała się na rzeczy. Wiedziała czym się zajmuje i nie ograniczała mnie w tym kierunku. Nadal by musiała się wiele o mnie dowiedzieć, nim by podjęła decyzje.

Uratowała mi życie, nawet o tym nie wiedząc.

Kiedy w tamtej chwili, kilka dni temu oznajmiłem jej, że mi zależy. Nie odważyłem się powiedzieć tego w języku który zna. Stwierdziłem, że powiem to po włosku, aby nie wiedziała o czym mówiłem, ale żebym w końcu to powiedział. Jednak się myliłem, znała. Nawet mi odpowiedziała w tym samym języku, jej tez zależało. W tamtym czasie wywołało to na mojej twarzy uśmiech. Szczery uśmiech. W tamtym momencie byłem szczęśliwy.

Przetarłem zmęczone oczy. Mój umysł tworzył nowe myśli, nowe zmartwienia z nią związane. Gdy odejdzie, nasze wspólne życie będzie się ograniczało tylko do wcześniej zrobionych zdjęć i wspomnień w głowie.

Pod osłona nocy walczyłem, aby nie opaść na dno. Teraz walczę o swoje szczęście, które może mi zwiać spod nosa.

Zerknąłem na dziewczynę, która nadal spokojnie spała, po chwili wzrok poleciał na jej szyję, którą zdobił wisiorek ode mnie. Nosiła go. Była idealna w swojej nie idealności. Cicho zaśmiałem się na swoje myśli. Boże, jaki ja jestem głupi. Znalazł się zakochany idiota i teraz będzie ją idealizować jak jakiś poeta, piszący wiersze.

- Z czego się śmiejesz? - zapytała cicho, bardziej przytulając się do mojej klatki piersiowej.

- Z niczego. - zacisnąłem usta w wąską linię. Podniosła się na łokciach, zmrużyła oczy, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. - Wyglądasz jak wiedźma, która chce mnie zabić. - wychrypiałem. Spojrzała na mnie z mordem w oczach. Warknęła pod nosem, odwracając się bokiem do mnie. Przewróciłem oczami, zajmowanie się nią jest, jak bym opiekował się małym dzieckiem.

- Ale kochanie, nie obrażaj się. - przesunąłem ustami po jej ramieniu. Zostawiałem tam delikatne i ledwie wyczuwalne niczym piórko, pocałunki. Odchyliła się bardziej do tyłu, dając mi miejsce. Gdy moje wargi dotknęły jej, odwzajemniła. Czyli tak się złościła.

- Wstawaj. - z niechęcią oderwałem się od niej. Zdezorientowana spojrzała na mnie, posyłając mi pytające spojrzenie. - No dawaj, ubieraj się. - pospieszałem ją. Niepewnie stanęła obok mnie, przez co podałem jej swoją bluzę i jej wcześniejsze spodnie. Przyjęła je, zaczynając się ubierać. Zrobiłem to samo, wchodząc do garderoby i zabierając odpowiednie klucze. Dziewczyna stała przy drzwiach, gdy zjechała mnie spojrzeniem, czułem się jak te wszystkie laski w klubach.

Zeszliśmy ze schodów, skierowując się na sam dół. Wcisnąłem odpowiedni przycisk, a brama rozsunęła się. Spojrzałem kątem oka na Madeline, w jej oku pojawił się niewielki błysk.

- Wow. - krzyknęła jak małe dziecko. Uśmiechnąłem się, opierając o masywne drzwi. Podałem brunetce klucze do samochodu, które przyjęła, podchodząc do samochodu. Miała cały tor wyścigowy dla siebie, mogła ścigać się ile chciała. Podobno zawsze marzyła o takowym. Jak to mówią, trzeba spełniać marzenia.
Ona spełniła moje, teraz nadeszła moja kolej.

- Ścigamy się? - zapytała, odwracając w moją stronę.

- Chcesz przegrać? - uniosłem brew. Zabierając z kieszeni kolejne kluczyki do samochodu.

- Mówisz o sobie?

- Nie, o tobie. - mruknąłem z uśmiechem.

- Zobaczymy.

Wsiedliśmy w dwa różne samochody, podjechaliśmy na start. W jednej chwili mój wzrok spotkał się z jej, wysłała mi buziaka w powietrzu, ruszając z miejsca.
Nacisnąłem gaz, wyruszając przed siebie, byłem centralnie za nią, jednak nie dała mi się wyprzedzić. Jeszcze nie zapomniała jak się ściągać. Przez dziesięcioma miesiącami robiła to notorycznie, uwielbiała i znając życie była to jej pasja - nielegalne wyścigi. Ryzykowała swoje życie, aby przez chwilę poczuć, że żyje. Szybko zarobione pieniądze i jej wyzwolenie mieszające z niebezpieczeństwem.
To ją kręciło.

Nim się obejrzałem, przejeżdżała przez metę. Jako pierwsza. Wygrała. Zadowolona, wysiadła z samochodu. Na jej twarzy widniał zwycięski uśmiech, przewróciłem oczami, zamykając drzwi od auta.

- I co kochanie? Wygrałam. - zironizowała.

- Dałem ci fory. - wzruszyłem ramionami.

- Kłamca. - westchnęła, kręcąc głową.

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz