Rozdział 15

1K 45 5
                                    

Zamrugałam czując promienie słońca na sobie, ostrożnie otworzyłam powieki i spojrzałam na źródło światła, dochodzące przez niezasłonięte zasłony. Mruknęłam, czując znajome perfumy, które napewno nie należały do mnie. A do niego.
Chłód przeszył moje ciało, na którym pojawiła się gęsia skórka. Jęknęłam przeciągle, przypominając sobie wszystko z wczoraj.

Nie mam pojęcia w którym momencie jedna szklanka alkoholu zmieniła się w kilka.
Przeklinałam w myślach, tysiąc razy moją osobę.
Bo jak mogłam być tak głupia? Każdy w życiu popełnia błędy, jednak ja popełniam ich o wiele za dużo, całkowicie przekraczając limit.

Uniosłam się na łokciach, obserwując widok za niezasłoniętym oknem. Zawsze to samo, ani jednej zmiany. Czułam się jak w jakimś tandetnym filmie, gdzie główna bohaterka zostaje porwana, następnie zakochuje się w swoim oprawcy. Biorą ślub i mają gromadkę dzieci, a potem jedno z nich przejmie interes ojca. Żyjąc długo i szczęśliwie. Jakby tamto życie nie istniało, nie było morderstw i mroku. Niemniej w moim przypadku tak nie było. I nie będzie.

Jednak w którym momencie, przestałam uciekać?

Wyszłam z sypialni Samuela, zakładając wieczorne ubrania. Przeszłam korytarzem ponownie do gabinetu, gdzie wczorajsza sytuacja nie powinna mieć miejsca. Zapukałam dwa razy, mając nadzieje, że będzie sam. Chociaż raz chciałabym mieć, choć namiastkę szczęścia. To co tam zaszło, powinno się nigdy nie wydarzyć. W pomieszczeniu był także William. Obaj mężczyźni byli, aż za bardzo spięci. Na ich widok, niemal odrazu zapominam po co tutaj przyszłam.

- Coś się stało? - zapytał zaniepokojony. Nim zdołałam się wypowiedzieć, zadał kolejne pytanie. - Pamiętasz Domenico i Cristini'ego? - uniósł brew, jakby chciał przyspieszyć moją odpowiedź. Szytywnieję na dźwięk tych imion, po tym wszystkim, co się wydarzyło.

- Tak. - wyszeptałam, trzymając się futryny drzwi.

- Ten pierwszy obecnie współpracuje z człowiekiem, który jest zamieszany w handel ludźmi, przy nim O'Dire jest święty. - odparł Fellini, skanując moją osobę. Prychnęłam na myśl o świętości czarnookiego.

- Ma ludzi w Meksyku, ale Miami omija szerokim łukiem, dlatego często wysyła tam swoi ludzi. Ale to teraz nieważne. - odparł, powoli przytaknęłam. Nim zdołałam się obejrzeć, William wstał ze swojego miejsca i zostawił nas samych.

- O co tu chodzi? - zapytałam zdezorientowana. Przeniósł swój mroczny wzrok na mnie, a następnie otworzył szufladę przy biurku. Wyjął z niej telefon. Mój telefon. Podał mi go, bez żadnej kłótni, a nawet słowa, co było cholernie niepodobne do niego. Powoli go wzięłam, odblokowując go. Kilkadziesiąt powiadomień zdobyło główny ekran. Zamiast sprawdzić, kto dzwonił, pisał, wyłączyłam go.

- Powinienem to zrobić już dawno.

- Powinieneś. - zgodziłam się z jego słowami.

- Chodźmy się przejść. - zmienił temat, wstając z miejsca.

- Gdzie? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego w skupieniu. Gość zachowywał się jakby coś brał, oddał mi telefon, a teraz nagle chce się przejść?

- Na plaże. - wzruszył ramionami.

- Na plaże? - powtórzyłam.

- Nie zrozumiałaś za pierwszym razem? - oho powrócił dawny Samuel.

- Zrozumiałam. - przewróciłam oczami.

Wyszliśmy z rezydencji innym wyjściem, niewielki wiatr rozwiewał moje włosy, a zapach morskiej bryzy powiększał moje zainteresowanie. Podniosłam głowę, widząc kilka latarki, ułożonych w idealnych odstępach obok siebie. Strome, drewniane schody prowadziły wprost na piaszczystą plaże.

Zeszliśmy po nich, a cisza która nam doskwierała nie była w żadnym stopniu zła. Może w tym przypadku, los dał nam chwile na oczyszczenie myśli?

- Dlaczego tu przyszliśmy? - zapytałam w końcu, odwracając moją uwagę od oceanu. Obojętne spojrzenie przeniósł na mnie, po czym wzruszył ramieniem.

Usiadłam na piasku, blisko wody. Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna zrobił to samo.

- Gdy William przyprowadził ciebie do mojego domu. Myślałem, że przetrzymam Cię kilka dni, może tygodniu, przez tą sprawę, którą widziałaś.
A potem wypuszczę do domu. - zaczął, przecierając czubek nosa. - W mojej wyobraźni miałaś się mnie bać, ciągle uciekać i pytać gdzie jesteś, jak inne. Jednak ty byłaś inna. Wciąż jesteś. Nie jesteś strachliwa, jak się spodziewałem i ku mojemu zdziwieniu pasuje mi to. Jak już mówiłem miało być maksymalnie kilka tygodni, a to przerodziło się w pół roku. - prychnął, tak jakby wszystkie wspomnienia przeleciały mu przez umysł.

- I nadal mnie nie wypuściłeś. - mimowolnie uniosłam kącik ust.

- Kontynuując, wiedziałem, że się ścigasz. Tamtego dnia, stwierdziłem iż jesteś najlepsza. A mi tej najlepszości brakowało. Teraz o wiele mniej, jednak myśl, że mnie nienawidzisz, wciąż jest uciążliwa. - gdy chciałam coś dodać, spojrzał na mnie z mordem w oczach, nie mówiąc nic, tak jakby chciał mi przekazać, że mam się zamknąć. - Wiem, że masz w stosunku do tego powody. Kiedy powiedziałem, że jak tak bardzo mnie nienawidzisz to możesz strzelić. Nie wyobrażałem sobie również, że umiesz strzelać i czasem nawet lepiej niż moi ochroniarze.

- Wrodzony wdzięk. - wzruszyłam ramieniem.

- Dzisiaj oddałem ci telefon, bo myślałem i wciąż myślę, że nie uciekniesz ode mnie. Prawda? - przytaknęłam. Przysunęłam się bliżej do niego, opierając głowę na jego ramieniu.

- Tak. - wyszeptałam. Spojrzał na mnie z lekkim, nie wymuszonym uśmiechem, roztrzepane włosy opadły mu na czoło. Przez co wyglądał uroczo, o wiele młodziej, niż w momencie kiedy przybiera na sobie maskę sukinsyna.

- Wyglądasz słodko. - zaśmiałam się, a gdy przypomniałam sobie, że mam telefon w kieszeni, wyjęłam go. Włączyłam wyświetlacz i kliknęłam w ikonę aparatu. - Mogę zrobić ci zdjęcie? - wyszeptałam pozornie, jakby moja odwaga uleciała z wiatrem. Zmarszczył brwi i powoli przytaknął. Zrobiłam dziubek z ust i skierowałam na nas telefon, flash zaświecił nam w oczy, robiąc zdjęcie.

- Daj, zrobię lepsze. - prychnął, wyrywając mi telefon z dłoni.

- Nieprawda. - oburzyłam się, zaprzeczając.

- Oczywiście, że prawda. Patrz. - wyciągnął rękę z przedmiotem w ręku. Na pierwszym zdjęciu przymknęłam oczy, przytulając się do niego. Na drugim on wyciągnął język, robiąc dziwną minę, a na trzecim mnie pocałował.

Gdybyśmy mogli każdego dnia, przeżywać właśnie takie chwile, kiedy przez krótką chwilę, przez kilka sekund. Pamiętając, że czasu jest tak mało. Czy żylibyśmy inaczej? Czy wszystko zostałoby takie same?

Upozorowana dusza [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz