-23-

187 23 36
                                    

Jazda autem nie należała do najprzyjemniejszych. Nie dość, że byłem lekko zmęczony tym całym pobytem w szpitalu, to w dodatku doskonale znałem trasę, jaką wyznaczył San.

Do przypomnienia, był to jego dom... W którym najprawdopodobniej byli jego rodzice, ponieważ była niedziela. Może to i dobrze, że ich poznam, ale myśl o tym, że przez ten incydent zakażą nam się spotykać albo widywać, przeraża mnie najbardziej.

Gdy San smacznie spał, a ja starałem się dopiero usnąć. Zastanawiałem się nad wieloma rzeczami. Pierwszą z nich było, co się dzieje z Yeosang'iem.

Nigdy dotąd niczego nie odpuszczał i stawiał na swoim. Lecz gdy byłem poza domem i przychodził do mnie do pokoju, zostawiał jedzenie i odchodził. Raz nawet zostawił kurczaka na stole i wyszedł, widząc jedynie San'a. To niepodobne do niego...

Drugą rzeczą, byli właśnie rodzice San'a. Zamartwiałem się godzinami, że po dowiedzeniu się w jakim stanie finansowym rodziny jestem i nie będą tym zachwyceni. Przecież bogaci trzymają się z tymi bogatymi. Chociaż jeden dzień się nad tym zastanawiałem, minęło mi to dość szybko i o tym zapomniałem.

Natomiast w głowie została mi jedna myśl. Czy gdy się dowiedzą o mnie i o chłopaku i o tym, że jesteśmy razem, czy to zaakceptują? Nie raz czytałem o tym, jak para kochanków przedstawiła się przed rodzicami i od razu po tamtych słowach zostali natychmiastowo rozdzieleni i już nigdy nie mogli się spotkać...

— Youngie? — Głos chłopaka od razu sprowadził mnie na ziemię.

— Hm? — Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę. Miał on dość neutralną minę.

— Stresujesz się? — Chwycił mnie za rękę, którą miałem na nodze.

— Niby czego? — Uśmiechnąłem się niezręcznie, wiedząc jak dokładnie pożera mnie od środka.

— To dobrze, że jesteś spokojny... — Oparł się o siedzenie i zamknął na chwilę oczy — Ja nie mogę uspokoić swojego serca...

— Stresujesz się? — Zapytałem ciszej.

— I to jeszcze jak — Otworzył oczy i ponownie na mnie spojrzał. Wyglądał tak niewinnie jak nigdy dotąd — Jesteś pierwszą osobą, którą im przedstawiam.

— Jak to pierwszą?! — Wyprostowane się z zdziwienia — A Jongho? Seonghwa? A inni?!

— Jongho jest znajomym Park'a, a Seoghwa jest moim kuzynem. Co prawda, jest dalszym, ale mamy najlepszy kontakt.

— Więc nie masz przyjaciół? A z poprzedniej szkoły?

— W poprzedniej szkole nie byłem popularny, wręcz unikali mnie szerokim łukiem. Może i miałem znajomych, ale to byli typowi ludzie co po wyjściu z budynku szkolnego, rozchodzili się w swoje strony.

— To jak ty spędzałeś wolny czas? — Zapytałem przybliżając się po mału do niego, by być bliżej swojej sympatii — Tak jak sobota czy niedziela...

— W soboty chodziłem na lekcje Taekwondo, a później wracałem do swojego pokoju by pograć i odpocząć, ćwiczyłem przez pewien czas nawet pięć godzin dziennie... — Sapnął przypominając sobie tamte chwile — W niedzielę, rodzice byli w domu i odpoczywali, a ja chodziłem jak cień po domu, szukając jakiegokolwiek zadania do roboty.

— Czyli większość czasu byłeś sam?! — Oburzyłem się — Przecież to musiało być okropne!

— Nie było tak źle! — Powstrzymał go zakrywając jego usta ręką, by więcej nie krzyczał — I proszę, nie mów o tym głośno... Nie chcę by wszyscy się o tym dowiedzieli — Wskazał wzrokiem na siedzenie z przodu auta, a dokładnie na jego kierowcę.

ʟᴏᴠᴇ ғʀᴏᴍ ᴅʀᴇᴀᴍ | ᴡᴏᴏsᴀɴ (✓)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz