-10-

210 26 30
                                    

Droga do mojego domu nie trwała długo. Opowiadając co się działo w moim śnie, widziałem ten niedowierzający wzrok Kang'a.

— Nie wierzysz mi, prawda? — Zapytałem widząc jego wyraz twarzy.

— Oczywiście, że wierzę! — Obronił się — Tylko nie rozumiem jak to możliwe, by on się tobie śnił. Przecież dopiero dzisiaj go widziałeś!

— No wiem! — Czułem jak moja ekscytacja rośnie z każdą sekundą.

Nasze rozmowy często zmieniały się na krzyki czy głośny śmiech. W powrocie do szkoły czy też w drodze do niej, zawsze słychać nas z końca drogi.

Chociaż wiem, że Yeosang również się dobrze bawić. To czasem widzę jego wyraz twarzy mówiący mi, że mam się przymknąć bo jest mu zwyczajnie wstyd.

— Podsumowując — Zatrzymał się w miejscu i zaczął wyliczać na palcach — Nigdy go nie spotkałeś...

— Tak — Odpowiedziałem.

— Śnił ci się on, a później pojawił w szkole?

— No mówię, że to coś musi oznaczać! — Podniosłem za bardzo głos — Wybacz — Skuliłem się ze wstydu, widząc jak jedna z uczennic podskoczyła ze strachu.

— Jesteś pewny, że go nie widziałeś? Może gdzieś na ulicy? — Ruszył dalej — Nasz umysł czasami-

— Wiem zapamiętuje twarze, które przypadkiem widzieliśmy — Przewróciłem oczami — Czytałem z tysiąc książek na temat snu.

— Więc co zamierzasz zrobić?

— Ale czy ja coś muszę robić? — Spytałem uśmiechając się.

— Nie będziesz do niego zarywał? — Zdziwił się z odwagą na twarzy.

— Yeosang! — Uderzyłem go z całej siły w ramię — Nie mów takich głupot!

— Po pierwsze... AŁA?! — Chwycił się za pulsujące ramię — A po drugie... Skąd wiesz, że mu się nie podobasz?

— Tak, bo wszyscy w szkole są homo — Ponownie przewróciłem oczami mając już dość — Dziękuję Yeosang za troskę, ale zajmij się swoim wstydliwym nosem.

— Wstydliwym?!

— Wstydzisz się od pierwszej klasy do tamtego chłopaka zagadać, tylko chodzisz za nim jak cień.

— Perfekcję i dzieła się ogląda — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej — A poza tym, radzę ci uważać.

— Uderzysz mnie?

— Zrobię coś gorszego.

— Niby co — Stanąłem tuż przed nim zagradzając mu drogę, a nasze oczy zmierzyły się zimnym wzrokiem.

— Pamiętasz naszą imprezę? — Uśmiechnął się przebiegle — Plaża... Piasek i twoje kompielu-

— NIE! — Zatkałem jego usta u rozejrzałem się po ulicy — Jesteś głupi czy głupi?!

— A ty teraz jesteś czerwony czy czerwony? — Wskazał palcem na mnie odsłaniając swoje usta.

— Nie żyjesz.

*

Po paru przebiegniętych metrach, Wooyoung zatrzymał się widząc jak Yeosang jest już dość daleko od niego. Starając się złapać chociaż najmniejszy wdech, oparł się rękoma o swoje kolana tym samym zginając się.

— Już jesteś zmęczony? — Zaśmiał się z daleka Kang.

— Jeszcze cię... dopadnę! — Odparł ciszej, w dalszym ciągu starając się złapać jakikolwiek oddech. Przetarł ręką swój nos czując coś mokrego. To była krew.

— Co tam szepczesz pod nosem? —Podbiegł do niego z uśmiechem na twarzy, ale gdy zobaczył jego twarz jego wyraz od razu zmienił się w poważny — Wooyoung? Wszystko w porządku? — Jego wzrok skupił się na krwawiącym nosie chłopaka.

— Tak... Tylko — Niespodziewanie chłopak złapał się za klatkę piersiową i niekontrolowanie  upadł na ziemię.

— Wooyoung! — Chwycił go za ramiona, ale ten miał zamknięte oczy — Jung Wooyoung! Mówię do ciebie! Nie wygłupiaj się! — Zaczął nim trząść lecz ten ani drgnął.

W oczach chłopaka zaczęła zbierać się małe łzy. Siedział na ciepłym asfalcie podtrzymując głowę przyjaciela na kolanach, a wolną ręką otarł dalej spływającą czerwona maź.

Nie wiedząc czemu przez chwilę nie wiedział co ma zrobić, chociaż już raz im się zażyła ta sytuacja. Zdarzyło się to kiedyś mniej więcej w szóstej klasie, ponieważ Wooyoung ma astmę wysiłkową. 

— Nie martw się Woo, będzie dobrze — Poklepał go po klatce piersiowej i powoli zmienił swoją pozycję, by bezpiecznie przeciągnąć go po ziemi na chodnik.

Będąc już na bezpiecznym miejscu,chłopak wyciągnął swój telefon i od razu wykręcił numer do matki ucznia — Halo? Pani Jung?

— Yeosang? Coś się stało? 

— Wooyoung... on znowu-

— Gdzie jesteście?! — Przerwała kobieta — Jestem wolna, podaj adres! — W tle można było usłyszeć parę szeleści, kobieta prawdopodobnie zaczęła się ubierać do wyjścia — Adres! 

— Jesteśmy niedaleko naszej szkoły — Rozejrzał się jak najszybciej umiał — Nikogo tu nie ma...

— A co widzisz?! — Z telefonu rozbiegł się odgłos odpalającego samochodu.

— Niedaleko widzę jakąś knajpkę i-

W tej chwili chłopak ujrzał zbliżającego się w jego stronę przechodnia, lecz nie był to zwykły chłopak. Nosił on mundurek szkolny z tej samej szkoły co on. Wyraźnie można było zauważyć jak chłopak biegnie w ich stronę. Im bliżej uczeń był, tym bardziej nie mógł uwierzyć własnym oczom.

— Jesteśmy niedaleko kawiarni "Tea Party" — Odparł czując jak jego ręce zaczynają opadać — Rozłącze się ponieważ pani prowadzi!

Choi San.

Widząc wyraźnie twarz chłopaka, zakrył twarz przyjaciela, a konkretnie jego nos, który był dość zabrudzony zaschniętą krrwią.

— Co się stało? — Zapytał zatrzymując się tuż przed nami i kucnął.

— Wooyoung biegał i się zmęczył... T-to nic poważnego... Jego mama już tu jedzie i-

— Nie powinien leżeć tak na chodniku, a w dodatku w taką pogodę.

Uczeń chwycił chłopaka pod ramiona oraz za talię i podniósł go. Zaczął kierować się w stronę najbliższej ławki lekko wgłąb niedalekiego parku.

— J-jego mama będzie nas szukać! — Zatrzymał go, lecz ten jedynie zrzucił ramieniem, rękę Kang'a — Choi San!

— Zaczekaj przy drodze, jak będzie już to przybiegniesz, a ja go zaniosę prosto do auta.

— Choi proszę posłuchaj mnie — Ponownie chwycił go za ramię — Jego mama zaraz będzie, nie musisz się tak męczyć noszeniem go.

— Jeżeli tego bym nie chciał, to bym tego nie zrobił, a teraz łaskawie zabierz swoje ręce i pozwól mi go odłożyć na ławkę w cieniu.

— Nie będę się z tobą sprzeczał.

— Cieszy mnie to bardzo, a teraz idź w miejsce gdzie ma dotrzeć jego mama.

Z lekką niepewnością, Yeosang pozwolił chłopakowi nieść dalej przyjaciela. Chciał dla niego tylko to co dobre, ale wolałby gdyby zaczekali przy ustalonym miejscu, by nie komplikować żadnych rzeczy.

W między czasie, gdy Yeosang biegł w stronę ulicy, San był już dawno obok ławki. Położył go delikatnie na drewnianych deskach. Na samym początku posadził go by Sam mógł usiąść.

Widząc jak przechodzący obok nich ludzie spoglądają i zaczynają plotkować między sobą. Położył głowę chłopaka na swoich udach, a jego twarz zasłonił swoją ręką. Może i nie dało to dużo, ale przynajmniej wyglądał jakby spał.

— Masz tyle sekretów... — Westchnął cicho do śpiącego chłopaka — ... Dlaczego odkrywam je w taki sposób?





ʟᴏᴠᴇ ғʀᴏᴍ ᴅʀᴇᴀᴍ | ᴡᴏᴏsᴀɴ (✓)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz