Rozdział 9 część 1

1.4K 99 39
                                    

Naga prawda

Mimo obietnic złożonych profesor Wardrobe, Nora nie potrafiła zapanować nad nerwami. Musiała porozmawiać z ojcem. Chodziła na zajęcia, odrabiała lekcje, spędzała czas z przyjaciółmi, ale rozbiła to automatycznie. Do niczego nie potrafiła się przyłożyć. Odżyła tylko na dodatkowej transmutacji. Funkcjonowała tak aż do niedzielnego poranka...

Wstała wyjątkowo wcześnie. Po cichu, żeby nie obudzić swoich wrednych współlokatorek, ubrała się w niebieski sweter i czarne dżinsy. Załatwiła jeszcze poranną toaletę, związała włosy w luźnego koka i wymknęła się z pokoju. Postanowiła pójść na wczesne śniadanie.

Dzień Wizyt miał się rozpocząć w samo południe. Rodziny zostaną powitane na dziedzińcu, a później wszyscy będą mogli się przejść po błoniach albo spędzić czas w Wielkiej Świetlicy.

Albus i Nora całą sobotę zastanawiali się, co dziewczyna powinna powiedzieć opiekunowi, o co się zapytać. Odsunęli od tej sprawy resztę grupy. Może nieświadomie, ale to zrobili. Największe zaufanie mieli do siebie. Reszta mogła im tylko przeszkadzać... W końcu ustalili, że Potter ukryje się pod peleryną niewidką i będzie przysłuchiwał się rozmowie, a w razie potrzeby pomoże.

Weszła do świecącej pustkami Wielkiej Sali. Nikt normalny nie wstawał o takiej porze w niedzielę. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła dwóch nieznanych Ślizgonów, jedną Krukonkę, jedną Puchonkę i dwóch Gryfonów –chłopczyka z drugiej klasy i dziwnie znajomego chłopaka...

Podeszła radosnym, wręcz tanecznym, krokiem do stołu i siadła koło Chrisa. Jakoś przy nim czuła się niezwykle pewna siebie lub przynajmniej próbowała taka być.

– Cześć – powiedziała głośno i nałożyła gofra na talerz. – Nie wiedziałam, że z ciebie taki ranny ptaszek.

– A. To ty – mruknął z niezadowoloną miną. – Unikam tłumów i idiotów.

– To tak samo jak ja. – Nie wiedziała, dlaczego miała taki dobry humor. Posępna mina Cormaca działała na nią motywująco. Chciała poprawić mu humor. – Jak się spało?

Chłopak obserwował, jak nakłada tonę owoców i bitej śmietany na biednego gofra.

– W miarę dobrze. Już mnie nie dręczą tak koszmary.

– I to moja zasługa, co? Wiem. Jestem niesamowita. Nie musisz dziękować. – Puściła mu oczko i wgryzła się w smakołyk. – Nie jesz już? – Wskazała na jego pusty talerz.

– Straciłem jakoś apetyt. – Patrzył z obrzydzeniem na jedzącą dziewczynę. – Co ci zrobił ten gofr, że go tak męczysz? A w ogóle nie powinnaś dbać o linię jako dziewczyna lub coś?

– Czy sugerujesz, że jestem gruba? – Uniosła brew i oblizała palce. – Jakbyś chciał wiedzieć, to należę do naszej wspaniałej drużyny i chodzę w tygodniu na kilka treningów. Czasami też biegam rano. A zresztą mam tak wspaniałą przemianę materii, że mogę jeść, ile chcę, a i tak nie tyję. – Wyszczerzyła się promiennie. – Poza tym, to jest pyszne! Chcesz gryza?

– Nie dzięki. Chyba sobie zrobię kanapkę.

Obserwowała, jak w skupieniu idealnie smaruje kromkę chleba masłem, kładzie na nią listek sałaty, który pięknie oskubał i na to szynkę. Duuużo szynki – Scooby–doo byłby z niego dumny. Zadowolony ze swoich efektów, choć wciąż skrzywiony na twarzy, uniósł kanapkę do ust.

Nora prychnęła pod nosem.

– Co? – zapytał z pełnymi ustami.

– No po prostu musiałeś wziąć szynkę. Musiałeś! – wykrzyknęła oburzona. – Ja nie wiem, co jest z tymi facetami. Myślą, że jak zjedzą szynkę, to będą bardziej męscy? A co z serem? Przed tobą leży cały jego półmisek. Ser nie jest już taki dobry?

Nowa w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz