Rozdział 27

922 59 36
                                    

Uciekinierzy

Ucieczka.

Człowiek bardzo różni się od zwierzęcia. Oprócz tych samych funkcji życiowych, charakterystycznych dla ssaków, niewiele mają wspólnego. Człowiek to istota myśląca, posiadająca duszę... Ale jest coś, co każdy z nich posiada – instynkt. Ludzie często nie potrafią mu zaufać; rozum im w tym przeszkadza, ale w ostateczności, zawsze wiedzą, kiedy uciec...

Można uciekać od wielu rzeczy: problemów, uzależnień, obowiązków, konsekwencji, innych ludzi. Ale najgorszym rodzajem ucieczki, takim, który wdziera się do serca, gwałtownie wyrywa z niego ogromny kawałek i na zawsze pozostawia cię niekompletnym, jest ucieczka z domu.

Wiadomo, że każde dziecko kiedyś miało ochotę trzasnąć drzwiami, wyjść i już nigdy nie wrócić; albo powrócić trochę później, ale nieźle wystraszyć rodziców i udowodnić sobie, że jeszcze im zależy... Może pakowałeś już walizkę, może miałeś już wszystko zaplanowane, ale w ostateczności, dziwny rodzaj niepokoju, cię powstrzymywał.

Ale jest coś jeszcze gorszego – gdy ktoś (lub coś) zmusił cię do ucieczki. Wbrew twojej woli, bez możliwości powrotu, trafiając w nowe, nieznane miejsce...

Pozbawieni dobytku. Przestraszeni. Niepewni przyszłości.

Na zawsze zranieni...

To było głupie. Naprawdę głupie.

Przecież na tym mu właśnie zależało, prawda? Marzył o tym. W końcu mógł być z idealną dziewczyną, która... nie do końca do niego pasowała?

Wszystko układało się dobrze. Spotykali się, rozmawiali, a później zostali parą. Tak to działało, prawda?

Powinien być szczęśliwy.

Powinien.

Szli razem korytarzem. Ona jak zwykle opowiadała o tym, jak spędziła dzień. O swoich wzlotach i upadkach. O swoich zmartwieniach, przemyśleniach.

Na początku lubił ją słuchać – chciał być dobrym chłopakiem, którego naprawdę obchodzi to, co mówi jego dziewczyna. Ale w pewnym momencie stało się to męczące. W swoim życiu często pełnił rolę przyjaciela, który zawsze wysłucha, coś poradzi. Ale... oczekiwał tego samego. Może nie wyglądał na taką osobę, ale także potrzebował się czasami po prostu komuś wygadać. I myślał, że będzie mógł polegać na swojej dziewczynie. Niestety... przeliczył się.

Jasmine była niesamowitą gadułą.

Wiedział o tym od początku, ale... odrobinę się rozczarował.

Dopiero w tym roku zaczął zwracać na nią uwagę – dostrzegać ją nie tylko jako koleżankę, z którą chodzi do tej samej klasy, ale jako ładną, intrygującą dziewczynę. Nie znali się za dobrze. Albus od zawsze wolał spędzać czas ze swoją rodziną oraz ze Scorpiusem i Rose – swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Później poznał Norę i wiele na tym zyskał.

Wiedział, że Jasmine jest bardzo ambitną osobą. Dużo się uczyła, dostawała dobre oceny. I zawsze nieśmiało się do niego uśmiechała. Wyglądała na taką małą szarą myszkę. A w tym roku? Zmieniła się. Wypiękniała, stała się bardziej pewna siebie, pogodna, otwarta na ludzi. I to mu się podało.

Zerknął na nią kątem oka, uśmiechając się i przytakując głową; udając, że ją słucha. Wyłączył się po jej drugim zdaniu, wiedząc, że ta i tak tego nie zauważy.

Wyglądała ślicznie – krótkie, kręcone, czarne włosy miała jak zwykle poczochrała i wpięła w nie małą spinkę w kształcie czerwonego tulipana. Usta jej się nie zamykały, oczy lśniły podekscytowaniem. Ubrana była w przepisową, czarną, szkolną szatę, którą zapięła na ostatni guzik i w której przedniej kieszeni tkwiły okulary.

Nowa w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz