Rozdział 21

1.2K 104 39
                                    

Życie prawie jak w bajce

Już po pierwszych minutach spędzonych w towarzystwie Malfoyów mogła stwierdzić, że Draco uwielbiał narzekać. I to dosłownie na wszystko. A to na to, że stoją w korku, że inni ludzie nie umieją prowadzić, ogólnie na to, że upadł już tak nisko, że musi poruszać się mugolskim środkiem transportu, że Scorpius ma chorobę teleportacjyjną i nie mogą podróżować, jak szanujący się czarodzieje. A gdyby mógł, to pewnie zmieszałby z błotem cały świat.

Nora obserwowała to z mieszanymi uczuciami. Targała się między ochotą wybuchnięcia śmiechem a wyskoczeniem z wrzaskiem, z samochodu. Tylko rozbawione, i jak zwykle dobrotliwe spojrzenie Astorii, sprawiły, że zachowała spokój. Scorpius jednak nie potrafił tak samo postąpić.

Dało się wyczuć wielkie napięcie panujące między męską częścią rodziny Malfoyów. Nora wiedziała, że Scorp posiada wybuchową naturę, ale przy Rose nigdy nie tracił nad sobą kontroli. Teraz ledwo nad sobą panował.

Ulubionym tematem do narzekania Dracona był właśnie jego syn... Nora wiedziała, że nie powinna się wtrącać w ich sprzeczki – kłócili się o oceny, o przyjaźń chłopaka z Albusem, o Quidditch – ale naprawdę czuła przymus, by bronić przyjaciela. Na szczęście do akcji wkroczyła Astoria, która, mimo swojej spokojnej fasady, potrafiła ich ustawić.

Dalsza podróż przebiegła im w ciszy.

Dziewczyna wbiła spojrzenie w szybę, skubiąc skrawek swojej koszulki i przygryzając usta prawie do krwi.

W co ja się wkopałam? –nie po raz pierwszy zadawała sobie to pytanie, ale dalej nie mogła pojąć, dlaczego się na to zgodziła. Chyba po prostu miała dość uciekania i mimo że łatwiej by jej było odciąć się od swojej prawdziwej rodziny, postanowiła stawić temu czoła. Miała tylko nadzieję, że przez te dwa tygodnie nie zwariuje. Przecież była wystarczającą wariatką bez tego!

Zapadał już wieczór, gdy przed oczami dziewczyny pojawił się cel ich podróży. Miała wrażenie, że nigdy w życiu nie widziała tak wspaniałej i wielkiej rezydencji.

Ściany lśniły własnym blaskiem, skąpane w pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca i dopiero, gdy podjechali bliżej, dostrzegła, że są śnieżnobiałe. Wysoki mur otaczał z każdej strony dwór. Walczył on o dominację z oplatającym go żywopłotem. Od frontu nie można było tego spostrzec, ale zza domem ciągnął się niesamowity ogród, którego nawet najlepsi ogrodnicy nie potrafili poskromić – co oczywiście nie oznaczało, że nie prezentował się schludnie i okazale. Obecnie przykryty śnieżnobiałą pierzyną śniegu, co tylko dodawało mu uroku.

Dziewczyna przyglądała się temu z rozdziawioną buzią. Wierciła się na swoim miejscu, próbując ogarnąć wzrokiem nowe otoczenie. Scopius i Astoria bezkarnie śmiali się, obserwując jej wygibasy, a na ustach Dracona także pojawił się delikatny uśmieszek.

Przeżyła chwilowy szok, gdy ojciec – czy tylko dla niej to wciąż dziwnie brzmiało? – zamiast zahamować przed żelazną bramą, przyspieszył i wyglądało na to, że zamierza ją zniszczyć. Miała już zacząć wrzeszczeć – czuła, że na twarz wypływa jej grymas strachu – gdy bez problemu przejechali przez przeszkodę, by z głośnym piskiem zahamować przed domem – a może raczej dworem? Rezydencją?

– O Merlinie! – szepnęła, łapiąc się za serce i posyłając rozbawionemu Draconowi ostre spojrzenie. – Mogłeś mnie uprzedzić!

– Ale wtedy nie byłoby to takie zabawne – powiedział, chichocząc pod nosem i wysiadając z samochodu.

Nora pokręciła tylko głową. Nie rozumiała tego człowieka. Wydawało jej się, że miał poważny problem ze swoją zmienną osobowością. Pospiesznie wygramoliła się z samochodu, gdyż cała trójka już na nią czekała. Razem udali się w kierunku frontowych drzwi.

Nowa w HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz