Rozdział 4

917 53 12
                                    

#Caroline

Styles rozejrzał  się po pomieszczeniu. Dokładnie mu się przyjrzałam, oceniając jednocześnie jego posturę i to czy dałabym sobie z nim radę, gdyby doszło między nami do walki. Styyles był wysoki, a jego postura muskularna. Nie był jakimś Parkerem,  ale z pewnością łatwo by sobie ze mną poradził. Szatyn zatrzymał swój wzrok na Maliku i zapytał:

- Czego chciałeś?

- Mamy rekrutkę – odpowiedział mulat i wskazał na mnie – Sprawdź ją w najbliższej akcji - rozkazał mu.

Szatyn kiwnął głową i odwrócił się, by wyjść.

- Nie tak szybko, Harry! – rzucił Malik.

Chłopak z powrotem odwrócił się w naszą stronę.

- Czego jeszcze ode mnie chcesz do kurwy? – zapytał Malika szatyn.

- Zajmiesz się nią – oznajmił Malik.

- Chyba Cię pojebało. Nie będę robił za opiekunkę dla Złotowłosej - oburzył się Styles.

- Będziesz albo nie dam Ci tego czego chcesz - zagroził mu mulat

Słowa Malika zwróciły moją uwagę. Wyglądało na to, że szantażuje Stylesa. Spojrzałam przez sekundę na Louisa. On też zwrócił na to uwagę.

- Chodź Złotowłosa - zawołał mnie szatyn.

Wstałam z krzesła i wyszłam z pokoju za Stylesem. Szliśmy wąskim, słabo oświetlonym korytarzem. Co jakiś czas z sufitu zwisały żarówki. Było to mroczne i obskórne miejsce.

- Czemu chcesz do nas dołączyć Złotowłosa? – zapytał.

- Nie jestem Złotowłosa tylko Caro – odpowiedziałam.

Styles w jednej chwili obrócił się w moją stronę. Zrobiłam krok w tył, a moje plecy zetknęły się ze ścianą. Chłopak oparł dłonie na ścianie po obu stronach mojego ciała.  Wstrzymałam swój oddech. Nie wiedziałam do czego może być zdolny i jak się zachować. Zbliżył swoją twarz do mojej. Dzieliły nas teraz milimetry.

- Będę Cię nazywał tak jak mi się podoba – warknął.

Jego chropowaty głos sprawił, że brzmiało to groźnie. Odsunął się ode mnie, a ja poczułam ulgę.

- Chodź, Caro! – wypowiedział moje imię z pogardą.

Weszliśmy do jakiegoś pokoju. Stało w nim biurko z krzesłami po obu stronach i jakiś wysoki regał w rogu. Szara farba odpadała ze ścian, a jedyne okno w tym pomieszczeniu było zaklejone jakimś ciemnym płutnem. Tu też jedynym oświetleniem była żarówka zwisającą z sufitu.

- Siadaj – powiedział Styles.

Wykonałam jego polecenie. Nie chciałam go wkurzyć. Chłopak podszedł do ściany, na której wisiało pełno półek. Sięgnął ręką na najwyższą z nich. Gdy to robił jego koszulka uniosła się do góry i zobaczyłam, że ma przy pasku broń.

Rzucił na biurko czarną koronkową opaskę na oczy. Taką jaką zwykle zakłada się na bal maskowy.

- Założysz ją jutro do jakiejś ładnej sukienki i szpilek - oznajmił Styles.

Jego słowa kompletnie mnie zdziwiły. Myślałam, że będę im potrzebna do jakiejś niebezpiecznej akcji, a nie do tego, by towarzyszyć im na balach.

- Myślałam, że wezmę udział w akcji, a nie w balu przebierańców – powiedziałam.

Styles uśmiechnął się kpiąco. Miał w swoich oczach pewien błysk, który zapewne działał na kobiety.

Darkness - Harry Styles ✔Where stories live. Discover now