#Harry
Gdy znalazłem się w samochodzie razem z Dylanem ruszyłem z piskiem opon. Musieliśmy jak najszybciej dotrzeć do opuszczonej elektrowni, w której prawdopodobnie przetrzymywana była Caroline. Czy kiedy tam dotrzemy Złotowłosa wciąż będzie żywa? Czy będę miał okazję, by jeszcze z nią porozmawiać? Te dwa pytania nieustannie krążyły po mojej głowie. Wcisnąłem pedał gazu do samego końca i pędziliśmy przez miasto. Za naszym autem jechał Liam z Niallem. Payne stwierdził, że potrzebne nam będzie wsparcie, gdyby doszło do konferencji między nami, a Malikiem i jego ludźmi.
Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta i włożyłem na siebie kamizelkę kuloodporną. Wyjąłem pistolet po czym załadowałem go. Payne i Horan wyciągnęli z bagażnika karabiny. Wiedziałem, że w środku zrobi się gorąco. Jeśli zajdzie taka potrzeba nie zawaham się użyć broni. Zrobię wszystko, by ocalić Caro.
Podeszliśmy do drzwi. Okazało się, że są zamknięte, ale Dylan użył łomu, żeby je otworzyć. Zajęło mu to kilka minut, które zdawały się trwać o wiele dłużej. Po cichu weszliśmy do środka budynku. Rozdzieliliśmy się, by szybciej przeszukać elektrownie. Ja i Dylan poszliśmy na prawo, a Liam i Niall na lewo. Zszedłem po betonowych schodach w dół. Chyba prowadziły one do piwnicy. Rozglądałem się dookoła, ale nikogo nie dostrzegłem. W budynku panowała głucha cisza. Po kolei sprawdzaliśmy każde pomieszczenie z nadzieją, że w którymś z nich będzie Caroline. Na końcu korytarza jedne z drzwi przewiązane były łańcuchami i zamknięte na kłódkę. Pomyślałem, że właśnie tutaj Malik przetrzymuje Caro. Nie było szansy na to, żeby stąd uciekła. Pokazałem drzwi Dylanowi. Musieliśmy otworzyć je w taki sposób, by nie narobić hałasu. Na szczęście Dylan miał ze sobą wytrychy – narzędzia pomagające w otwieraniu zamków itp. Sprawnie otworzył kłódkę po czym rozplątaliśmy grube łańcuchy.
Kiedy otworzyliśmy metalowe drzwi zobaczyłem, że Caro leży na betonowej podłodze. Z daleka było widać, że jest bardzo blada. Podszedłem do niej jak najszybciej tylko mogłem. Kiedy przy niej przykucnąłem zobaczyłem jak bardzo poobijana jest. Wszędzie miała siniaki i rozcięcia, a w wielu miejscach widniała zaschnięta krew. Z kącików jej ust, aż do brody miała stróżki zakrzepniętej czerwonej cieczy. Widocznie Malik bił ją tak mocno, że nią pluła. Wsunąłem jedną rękę pod talię Caro, a drugą pod jej kolana po czym wziąłem ją na ręce.
- Harry – szepnęła ledwo słyszalnie Caro.
- Już dobrze, kochanie – powiedziałem – Jesteś bezpieczna
Dziewczyna oparła głowę na moim ramieniu. Cmoknąłem ją w czoło. Musiałem jak najszybciej zawieźć ją do szpitala. Ruszyłem drogą, którą tu przyszliśmy z Caro na rękach. Dylan szedł przed nami trzymając przed sobą broń na wypadek, gdyby pojawiło się jakieś niemile wiedziane towarzystwo. Nie mieliśmy pojęcia czy Payne i Horan złapali Malika. Poruszaliśmy się dosyć szybko. Caro była wycieńczona po torturach, które sprawił jej Malik i potrzebowała natychmiastowej opieki lekarskiej.
Gdy byliśmy przy aucie Liam przekazał nam przez radio, że schwytali Malika. Dylan powiedział mu, że zabieramy Caroline do klinki. O'Brien otworzył drzwi od samochodu i przytrzymał je, a ja wsiadłem do auta cały czas trzymając Caro na rękach.
- Proszę Cię kochanie wytrzymaj – powiedziałem.
Widok Caroline w takim stanie sprawiał mi ból. Bałem się, że umrze i nie będę miał okazji, by powiedzieć jej co do niej czuję.
Dylan jechał do szpitala na sygnale. Kilka minut później byliśmy na miejscu. Zaniosłem Caro na izbę przyjęć i tam zajęli się nią lekarze. Kazano nam czekać w poczekalni na jakiekolwiek informacje. Usiadłem na jednym z krzeseł i zacząłem wpatrywać się ślepo w podłogę. Nie spałem od dwóch dni, a zmęczenie zaczęło dawać o sobie znak. Próbowałem nie zasnąć, ale było to silniejsze ode mnie i po jakimś czasie odpłynąłem.
YOU ARE READING
Darkness - Harry Styles ✔
FanficCaroline - młoda detektyw, która na co dzień pracuje w Jednostce Wywiadowczej, dołącza do gangu Royal Shuts, aby infiltrować członków gangu i doprowadzić do ich schwytania Harry - niebezpieczny członek gangu Royal Shuts, który ku swojemu niezadowole...