Iwaizumi zabrał mnie z dala od domu po drodze ubierając mnie i siebie w nasze kurtki, które nie wiadomo kiedy zabrał z wieszaka przed wyjściem z budynku. W ciszy prowadził mnie przez opustoszałe miasto, czasami tylko mijaliśmy jakiś ludzi wracających ze świątyń. Nie wiem kiedy dotarliśmy do jednego z pobliskich parków i usiedliśmy razem na ławce, zmiatając z niej biały puch. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że cały ten czas z nieba zlatywały duże płatki śniegu.
- Popełniłeś błąd mówiąc im to - powiedział po chwili.
Nie chciałem tego słyszeć. Nie od niego, nie w tej chwili. Słowa te sprawiły, że łzy zaczęły płynąć znowu. Schowałem twarz w dłonie.
- Jesteś okrutny, Iwa-chan. Dlaczego musisz mówić mi takie rzeczy? Nie możesz mnie pocieszyć? - zawyłem z wyrzutem.
- Nie zamierzam kłamać. Nie powinieneś był niczego mówić, dało się to przemilczeć. Trzeba było pójść na to spotkanie. To raczej coś normalnego, że rodzice chcą znaleźć dziecku kogoś dobrego. Chociaż, co ja mogę o tym wiedzieć?
Słuchałem go niedowierzając, że te słowa wydostawały się z jego ust. Nie dość, że pogorszał mój płacz to jeszcze sprawiał, że byłem coraz bardziej zły. Nie jestem w stanie stwierdzić kiedy moja dłoń z głośnym plaskiem spotkała się z jego policzkiem. Oboje byliśmy zaskoczeni moim zachowaniem, popatrzyliśmy sobie prosto w oczy. Dopiero wtedy zrozumiałem co właśnie zrobiłem. Nie zamierzałem jednak przepraszać, a on wcale nie oczekiwał przeprosin. Zamiast tego opuścił głowę i zamilkł, prawdopodobnie był na mnie wściekły. Bolała mnie ta myśl, bo najbardziej w świecie chciałem teraz jego ciepła.
☆☆☆☆☆
Odkąd wyszliśmy z domu Oikawy byłem zły, byłem zły na Tooru za to, że zdradził naszą relację, na jego ojca za sposób w jaki zareagował, na matkę, która pierwsza wspomniała o dziewczynie i na jego siostrę, która wszystkich zdenerwowała zanim jeszcze wszystko się dobrze zaczęło. Byłem też zły na siebie za fakt, że nie zawróciłem tego dnia w aucie i że przy stole nie potrafiłem zrobić nic by wspomóc chłopaka. Dopiero jego uderzenie orzeźwiło mój umysł. Co ja właściwie robiłem? Co za bzdury właśnie opuściły moje usta?
- Oika...
- Iwaizumi - aktor mi przerwał starając się z opanować drżenie głosu. - Dlaczego...puściłeś moją dłoń? Dlaczego odwróciłeś wzrok?
Podniosłem głowę i spojrzałem na niego wielkimi oczami, podczas gdy on patrzył w przestrzeń pozwalając łzom płynąc po zaczerwienionych z zimna policzkach.
- Odpowiedź mi.
Zastanowiłem się, ale nie mogłem znaleźć wyjaśnienia dla mojego zachowania.
- Nie wiem, po prostu poczułem, że tak będzie lepiej.
- Lepiej? Chciałeś sobie mnie odpuścić? Zostawić mnie żebym poszedł do tej dziewczyny? - zapytał głosem pełnym żalu. Ponownie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Oikawa zdawał się czytać mnie na wylot. To prawda, pomyślałem wtedy, że lepiej byłoby dla niego zostawić mnie i zgodzić się z wolą rodziców. Ale on nie zostawił mnie i to ja byłem idiotą. Ja...
- Byłem w błędzie - powiedziałem przecierając twarz dłonią. - Nigdy nie powinienem puszczać twojej ręki. Stchórzyłem. Przepraszam.
- Jesteśmy parą kilka dni Iwa-chan, ale to były najszczęśliwsze dni jakie ostatnio były w moim życiu. Nic już nie wiem... Może nie czujesz tego tak jak ja, ale ja odkąd złapałem Twoją rękę już nie chce jej puszczać. Odkąd pojawiłeś się w moim życiu byłeś dla mnie wybawieniem. Ciepło twoich ramion jest sposobem na całe zło, które mnie dotyka, Hajime. Kocham Cię, rozumiesz? Kocham Cię tak mocno, że mam ochotę płakać gdy myślę, że Cię uderzyłem mimo, że mój rozsądek mówi mi, że zrobiłem dobrze. Kocham Cię do tego stopnia, że oszalałbym gdybyś mnie opuścił. Możesz być tchórzem, możesz być dla mnie wredny i mówić prawdę nawet jeśli mnie to zaboli, ale nigdy nie pokazuj mi, że wątpisz w to czy będę z Tobą szczęśliwy. To łamie mi serce - oznajmił załamującym się co chwilę głosem.
CZYTASZ
Ciepło Twoich Ramion ♡IwaOi♡
FanfictionIwaizumi Hajime wiedzie wypełnione ciężką pracą życie starając się uporać z problemami, które zapewniła mu rodzina. Wszystko zmienia się diametralnie, gdy pewnego wieczora sławny aktor Oikawa Tooru kradnie mu czapkę i wplątuje w swoją równie bolesną...