Rozdział 6

61 4 0
                                    

Zajęcia ciągnęły się i ciągnęły. Każda mijająca sekunda była coraz bardziej dłuższa od poprzedniej. Jedynie obserwacja Louisa dawała mi satysfakcję z tego, że jednak dziś rano zdecydowałam się przyjść na wykłady. Wyglądał idealnie. Włosy postawione do góry, dżinsy zwisające z jego kształtnych bioder w tak apetyczny dla oka sposób, że dziwiłam się jak to możliwe, a do tego jasnoniebieska koszulka w kratę. No po prostu bóstwo.

Siedział w rzędzie po naszej lewej stronie i o jeden rząd niżej. A ja, pilna studentka, zamiast notować to co mówił profesor wolałam patrzeć rozmarzonym wzrokiem na tego boga, jakim był Louis Tomlinson. Z podbródkiem wspartym na dłoni obserwowałam każdy jego ruch. To jak się uśmiechał do kolegów, to jak w skupieniu notował, to jak marszczył brwi gdy usłyszał jakieś dziwne słowo. I wtedy, gdy moje oczy chłonęły jego piękno, jego głowa nagle odwróciła się w moją stronę. Nasze oczy na moment się ze sobą spotkały patrząc głęboko, i po chwili on się uśmiechnął i puścił mi oczko, a ja zawstydzona i na pewno czerwona jak dojrzały pomidor, spuściłam głowę w dół. Tak to się kończy wgapianie się w kolegę, który nie jest tego świadomy.

Głupio mi było, gdy po skończonym wykładzie wychodziliśmy z sali. Powoli, w wąskiej kolejce ustawiliśmy się do wyjścia. Krok po kroku pokonywaliśmy zaledwie kilka metrów. Na szczęście, w końcu gdy udało mi się wydostać z sali, już miałam się odwrócić do Chloe, gdy dokładnie w tym samym momencie z mojej lewej strony ktoś złapał mnie za ramię i popchnął. Nie wiedziałam co się działo, ale gdy spojrzałam na osobnika stojącego obok mnie, poczułam w głębi serca dziwne ciepełko. Louis zaciągnął mnie w róg korytarza, gdzie stało kilka stolików z krzesłami. Przyszpilił mnie do ściany i rozglądając się wokół siebie, czy nikogo nie ma koło nas nachylił się i szepnął do mojego ucha.

- Nie mogę zapomnieć o naszym tańcu. - chciałam się mu wyrwać z uścisku, ale nasilił go więc nie miałam możliwości nawet go odepchnąć.

- Ślicznie dziś wyglądasz. - powiedział po chwili. Miałam na sobie jasnoniebieską bluzkę, czarny sweterek i zwykłe dżinsy. Popatrzyłam na niego wściekle nie wiedząc, o co mu może chodzić i dlaczego mnie aż tak torturuje.

- Możesz mnie puścić? - poprosiłam wskazując podbródkiem na swoje ramię, które ściśnięte było w jego dużej dłoni. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym miałam siniaka nabitego w sobotę.

- Puszczę, ale jak mi coś obiecasz. - zakomunikował jeszcze mocniej mnie ściskając, gdy drugą ręką próbowałam odepchnąć jego ciało od swojego.

- Louis, to boli. - załkałam, a moje oczy zaszły mgłą. Chłopak zorientował się, że robi mi krzywdę i w końcu puścił moje ramię. Wtedy pociągnęłam rękawek swetra w dół i naszym oczom ukazał się w pełnej krasie fioletowy siniak.

- Przepraszam, ja nie chciałem. - słyszałam w jego głosie ból wywołany tym obrazem.

- To nie ty, to mój brat. - zaczęłam, a oczy chłopaka podwoiły swoje rozmiary, a dłonie zacisnął w pięści. Pośpiesznie dodałam. - To znaczy... to nie to co myślisz, po prostu przewróciłam się z jego powodu. - wzruszyłam ramionami zakrywając bolące ramię wcześniej je trochę rozmasowując.

- Na pewno wszystko w porządku? Bo wiesz mogę pójść po kogoś, aby cię obejrzał. - panika w jego głosie była słyszalna dokładnie, natomiast jego oczy przybrały barwę oceanu. Były tak niebieskie, że to było aż niemożliwe.

- Nie, nie naprawdę wszystko gra. - uśmiechnęłam się do niego, chcąc dać mu znać że wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie ma się czym przejmować.

- Naprawdę cię przepraszam, gdybym wiedział że masz takiego okropnego siniaka nigdy w życiu nie trzymałbym cię za to ramię tak mocno. - przepraszał, przepraszał i przepraszał bez końca.

Never look back (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz