Dłoń chłopaka przejechała po moim nagim udzie docierając do moich miejsc intymnych. Próbowałam krzyczeć, wydobyć choć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale jedyne co słyszałam to głośny oddech osobnika leżącego nade mną. Wzniosłam oczy do nieba prosząc Boga, aby mnie stąd zabrał. Nie chciałam już dłużej żyć na tym świecie, ani nawet nie chciałam myśleć co zaraz się stanie. Byłam zła na siebie za to, że nie potrafiłam go z siebie zepchnąć. Byłam za słaba, nie miałam dość siły aby wykonać ruch, nawet najmniejszy. Po prostu leżałam na tylnej kanapie samochodu i modliłam się o koniec.
- No dalej Maggie. - zajęczał mi do ucha tak dobrze znany głos. Otworzyłam oczy i wtedy ujrzałam twarz Louisa. Tak bardzo wyraźną, taką piękną, ale jednak naznaczoną odrazą do niego samego. Co on mi robił? Dlaczego akurat on? Dlaczego Louis?
- Ale mi dobrze. - zajęczał po raz drugi wpychając się we mnie coraz głębiej. A ja nie czułam nic, byłam jak odrętwiała, jedyne o czym marzyłam to śmierć. Chciałam umrzeć, tak bardzo chciałam umrzeć. Nie chciałam, aby on mnie już więcej dotykał, nie chciałam czuć jego zapachu, nie chciałam słyszeć jego głosu, ani patrzeć mu w oczy. Chciałam po prostu odejść...
- AAAA! - krzyknęłam budząc się z okropnego koszmaru.
Znowu są, powróciły do mnie znów te cholerne koszmary. Ale tym razem zamiast kolegów Adama, był Louis...
Przetarłam zmęczone oczy i zapaliłam nocną lampkę. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dochodziła czwarta. Wiedziałam, że już nie zasnę. Opadłam więc na poduszki i odetchnęłam głęboko. Dlaczego one znów wróciły? Przecież było tak dobrze, dochodziłam do siebie po ostatnim koszmarze, a teraz one znów się pojawiły. I do tego te moje myśli o śmierci. Wszystkie moje najgorsze wspomnienia i obawy sprzed trzech lat, gdy chciałam się zabić wróciły ze zdwojoną siłą. Ten etap swojego życia zamknęłam już bardzo dawno temu, ale on ostatnio ciągle mi o sobie przypomina. Wraca ciągle i ciągle, jakby był ważną częścią mojego życia, kiedy tak naprawdę nią nie był.
Nie mogłam tak po prostu leżeć i użalać się nad sobą, musiałam wstać i stąd wyjść ponieważ nie mogłam dłużej o tym myśleć, a też wiedziałam że nie zasnę już wcale.
Zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół, do kuchni. Trzy światełka nad blatem kuchennym oświetlały wnętrze przestronnej kuchni. Wyjęłam szklankę z szafki nad zlewem i nalałam sobie wodę. Wypiłam od razu całą szklankę i jeszcze jedną i jeszcze jedną, po czym odłożyłam ją do zlewu. Oparłam się rękoma o blat kuchenny i odetchnęłam głęboko. Musiałam się uspokoić, powtarzałam sobie w myślach, że jestem w domu, jestem bezpieczna, a jakby coś się działo to mam krzyczeć za rodzicami. Nabierałam i wypuszczałam głębokie oddechy przez usta, ale atak paniki zbliżał się do mnie wielkimi krokami. I wtedy upadłam na kolana, na zimne płytki w kuchni i krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.
- MAMO!!!
To co później rozgrywało się wokół mnie to nie dało się tego na spokojnie opisać. Rodzice zbiegli na dół, zastali mnie leżącą i nie mogącą złapać oddechu na podłodze w kuchni.
- Dzwoń po karetkę! - wrzasnęła mama do taty, na którego twarzy malowała się panika, ale szybko wybrał numer pogotowia ratunkowego na telefonie stacjonarnym. Mama trzymała mnie w swoich ramionach głaskając mnie czule po włosach. Mimo, że czułam iż jestem bezpieczna to i tak nie mogłam się uspokoić. Nie mogłam spokojnie złapać oddechu, w głowie mi się kręciło, bałam się że zaraz zemdleję.
I wtedy usłyszeliśmy dźwięk karetki podjeżdżającej pod nasz dom. Tata szybko wybiegł przed dom, a po chwili prowadził dwójkę sanitariuszy w naszą stronę. Mama nie chciała mnie puścić. Lekarka zbadała mi puls, a po chwili wstrzyknęła mi coś w żyłę, zapiekło ale po kilku sekundach poczułam że odpływam bezpieczna w ramionach mamy i pewna, że wszystko będzie już dobrze.
CZYTASZ
Never look back (PL)
Fanfiction"Pech znajdzie się zawsze. Szczęście nigdy nie przychodzi samo" Tak głosi pewne przysłowie. Ale czy aby na pewno tak jest? Przekonała się o tym Maggie. Młoda dziewczyna mieszkająca i studiująca w Londynie. Miała okazję przejść w życiu piekło. Miłość...