Rozdział 50

174 33 35
                                    

Daria siedziała na ławce przed domem, trzymając dłonie w kieszeniach od kurtki. Dookoła panował mrok, a Lewicką oświetlała lampa, świecąca nad werandą. Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy, zamyślając się. Zrobiła głęboki wdech, po czym wypuściła powoli powietrze, spoglądając przed siebie. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy nagle zaświeciły się lampki na rosnących w ogrodzie tujach. Wiedziała, że ojciec w końcu postanowił wyjść z biura. Waldemar zawsze uruchamiał świąteczne oświetlenie, po ostatecznym odłożeniu dokumentów do szuflady. Nawet w okresie świąt mężczyzna nie potrafił zrezygnować z obowiązków i chociaż wtedy zwalniał trochę tempo, to nadal żył sprawami, które prowadził.
Kilka minut później dziewczyna zwróciła głowę w lewą stronę, słysząc lekkie skrzypnięcie drzwi wejściowych. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc ojca ubranego w czarny płaszcz, który trzymał w dłoniach dwa kubki, nad którymi unosiła się para.

— No tak, miałem naoliwić zawiasy, ale zawsze mam coś innego do roboty — odezwał się Waldemar, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do Rudej i wyciągnął ku niej dłoń. — Trzymaj. — Zwrócił się do niej, podając jej jeden z kubków, po czym usiadł na ławce.

— Mmm, grzane wino — powiedziała Daria, zaciągając się zapachem aromatycznego napoju, po czym upiła łyk. — Dziękuję — dodała, obejmując kubek dwoma dłońmi, grzejąc je o ciepłą porcelanę. Lewicki spojrzał na córkę, uśmiechając się lekko, by następnie przenieść wzrok przed siebie i upić trochę alkoholu.

— Pamiętam, jak byłaś mała, to zawsze biegałaś za mną z tymi lampkami i marudziłaś mi, że mam je założyć, bo Święty Mikołaj nie przyjdzie z prezentami. — Mężczyzna zaczął wspominać dawne lata, na co Daria westchnęła z nostalgią.
Też pamiętała te czasy, gdy kilka dni przed świętami zawracała ojcu głowę o założenie kolorowych światełek. Sama była za mała, żeby to zrobić, a lubiła wieczorami patrzeć przez okno, jak tuje mieniły się w czerwieni, żółci i zieleni.

— No coś mi się wydaje, że to już nie te same lampki — zaśmiała się po chwili, a Waldemar pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. Córka jak zawsze musiała dodać coś od siebie.

— Cieszę się, że przyjechałaś na święta — powiedział, spoglądając na nią. — Myślałem, że zostaniesz w Niemczech.

— Richard chciał, żebym została, ale ja chciałam przyjechać do was — odparła. — Tęsknię — dodała po chwili, spoglądając na ojca.

— My też — odparł Waldemar. — Widziałem, że nie próżnowałaś dzisiaj, bo domyślam się, że te tony pierogów, to ty ulepiłaś?

— Oj tam, zaraz tony — zaśmiała się dziewczyna. — Poza tym i tak pewnie sama zjem większość.

— No tak, pierogowy żarłok. — Zażartował mężczyzna, a Ruda przewróciła oczami. Nie sądziła, że ojciec nadal pamiętał przezwisko, które sam jej nadał, gdy była dzieckiem i zajadała się pierogami.
— Te święta będą inne, niż te z poprzednich lat — dodał po chwili, po czym napił się wina, spoglądając przed siebie. Daria spojrzała na jego profil twarzy i obserwowała, jak poruszały się jego mięśnie twarzy przez zaciskanie zębów.

— Bo normalnie ze sobą rozmawiamy — odpowiedziała, a Waldemar przytaknął na słowa córki. — Może ten mój wyjazd do Niemiec i to, co tam się wydarzyło, było mi przeznaczone, żebyśmy się pogodzili — dodała po chwili dziewczyna.

— Czasami przed oczami mam urywki z tego nagrania, jak sukinsyn cię maltretuje. Nie mogę się pogodzić z tym, co cię spotkało. — Lewicki kolejny raz mocno zacisnął szczękę, wypuszczając cicho powietrze z płuc.
Wieczorami często zastanawiał się nad tym, co stałoby się z Darią, gdyby w czasie rozmowy nie domyślił się, że miała problemy i nie pojechał do Niemiec. Po zakończeniu sprawy w duchu dziękował sobie za intuicję, bo widząc w sądzie nagranie, wiedział, że córka w pewnym momencie mogłaby stracić życie. Miller był potworem, który nie panował nad emocjami.

Open your eyes [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz