Rozdział 11

164 33 35
                                    

— Udanego weekendu — powiedział Oscar, gdy Lewicka szykowała się do wyjścia z gabinetu.

— Dziękuję, wzajemnie — odparła, posyłając nieśmiały uśmiech i zniknęła za drzwiami. 

Wypuściła głośno powietrze, a na jej twarzy pojawił się grymas. Nadal towarzyszył jej ból po prawej stronie żeber, choć już nie tak dotkliwy, jak kilka dni temu. Cały czas łykała tabletki przeciwbólowe, bo wiedziała, że inaczej nie będzie mogła funkcjonować. Do pracy zakładała maskę z uśmiechem, jakby nic jej nie było, tak też zachowywała się przy przyjaciółkach, ale gdy nikt nie widział, przyjmowała najwygodniejszą dla siebie pozycję, czyli lekko się kuliła. Wtedy odczuwała ulgę. Przeszła do samochodu, usiadła za kierownicą, po czym odpaliła silnik i ruszyła w drogę powrotną do Breitenbrunn. Na miejscu powinna być chwilę przed dziewiętnastą. Dzisiaj miała zmianę do osiemnastej, ale z ostatnią pacjentką poprowadziła trochę dłuższą terapię, żeby jeszcze raz dokładnie pokazać kobiecie, jakie ćwiczenia ma wykonywać w domu przez weekend.

Gdy zaparkowała pod trzykondygnacyjnym budynkiem, w którym mieszkała, otrzymała SMS-a. Wyjęła telefon z torebki z nadzieją, że w końcu postanowił odezwać się do niej Richard, jednak to nie był on. Brunet od ostatniego feralnego spotkania z Lukasem, nie skontaktował się z Lewicką ani razu. Dziewczyna odczuwała pewnego rodzaju pustkę. Nie miała zbyt wielu znajomych w Niemczech, a teraz grono pomniejszyło się o jego osobę.

Od Lukas: Jeszcze raz przepraszam za to, co ostatnio zrobiłem. Spotkamy się w weekend?

Do Lukas: Nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć. — Odpisała, spodziewając się tego, że za chwilę otrzyma kolejną wiadomość od szatyna.

Od Lukas: Daj mi szansę. Naprawię to wszystko.

Do Lukas: Pomyślę.

Wysłała SMS-a i wysiadła z auta. Włączyła autoalarm, po czym rozejrzała się na boki i przeszła na drugą stronę drogi. Po chwili zaczęła wstukiwać kod do domofonu, żeby wejść do budynku.

— Daria. — Gdy usłyszała znajomy głos, cała się spięła, po czym odwróciła się w stronę mężczyzny.

— Nie zbliżaj się do mnie. — Wyciągnęła dłoń przed siebie, żeby go zatrzymać.

— Proszę cię, wybacz mi. Naprawdę nie chciałem. Nie wiem, co we mnie wstąpiło — odparł Lukas, robiąc krok w stronę dziewczyny. 

Lewicka patrzyła w jego oczy, które były przepełnione bólem i smutkiem. Pomyślała, że naprawdę szczerze żałuje ostatnich wydarzeń, a przynajmniej tak się jej wydawało, jednak mimo wszystko zachowywała czujność.

— Chyba nie pasujemy do siebie — odezwała się po chwili, kładąc dłoń na klamce. 

Postanowiła szybko wejść do środka, żeby nie prowadzić dłużej tej rozmowy. Szatyn doskoczył do niej i chwycił ją za ramię, czym przestraszył Lewicką. Bała się, że znowu coś jej zrobi. Gdy chłopak zauważył jej reakcję, szybko ją puścił.

— Daj mi szansę. Zobaczysz, nie będziesz tego żałowała.

— Zastanowię się — odpowiedziała, po czym pospiesznie weszła do budynku.

Kilka chwil później przekraczała próg mieszkania. Już w korytarzu wyczuła zapach perfum. Bliźniaczki szykowały się na randki. Kinga z Arne, a Patrycja z Beniaminem, chłopakiem, który niedawno zaczął pracę w tym samym hotelu co one. Żadna z nich nie spotykała się z chłopakami, z którymi były w barze karaoke, gdzie zapoznały Darię z Lukasem, kolegą pozostałej dwójki.

— Cześć. — Przywitała się z nimi, wchodząc do pokoju.

— Cześć, szczęściaro. — Uśmiechnęła się Kina, a Ruda patrzyła na nią pytająco. — Twój adorator przysłał ci dzisiaj kolejny bukiet czerwonych róż — dodała po chwili. — Zazdroszczę ci tego Lukasa, facet stracił dla ciebie głowę. Szkoda, że jego kumple okazali się palantami. — Daria przymknęła oczy z bezsilności.

Open your eyes [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz