Rozdział 5

192 35 2
                                    

Kolejny tydzień w Niemczech mijał dla Darii pod znakiem niepewności. Każdego dnia, co chwilę sprawdzała komórkę w oczekiwaniu na połączenie z gabinetu, w którym złożyła CV, ale niestety, potencjalny pracodawca milczał. Przyjaciółki i Arne podnosili ją na duchu, że na pewno w końcu zadzwoni. Przecież spełniała wszystkie warunki. Tyle że czasu było coraz mniej, a ona pogodziła się z tym, że dalej będzie pracowała jako kelnerka. Dziewczyna nie dosypiała w nocy i była permanentnie zmęczona. Zarówno przed pracą, jak i po włóczyła się po Breitenbrunn, szukając dla siebie jakiegoś miejsca. Odkąd Richard przyłapał ją w górach, jak płakała, nie chodziła już więcej na tamto wzgórze. Bała się, że sytuacja może się powtórzyć. W końcu pewnego dnia znalazła miejsce, którym się zachwyciła. Stary, zniszczony budynek na obrzeżach miasta. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała dowiedzieć się, kto w nim mieszkał. Snuła różne romantyczne teorie, że być może żyło w nim kochające się małżeństwo jakichś staruszków, którzy codziennie otaczani byli gromadką wnuków i z racji sędziwego wieku, pewnego wieczora zasnęli na wieki wieków, siedząc w fotelach, i trzymając się za dłonie. Niestety prawda okazała się brutalniejsza. Co prawda mieszkała w nim para starszych ludzi, ale po wielu latach małżeństwa nie pałali do siebie przesadną miłością. Wnuki nie lubiły ich odwiedzać, a dzieci w ogóle się nimi nie interesowały. Kiedy zaczęli niedomagać, oddali ich do domu opieki. Meble i inne sprzęty posprzedawali, a dom z racji wieku i braku remontów, po prostu zaczął się rozpadać. Stał pusty i zapomniany już dobre dwadzieścia lat. Lewicka dowiedziała się tego wszystkiego od przypadkowego mieszkańca, który przejeżdżał tamtędy rowerem i zainteresował się, dziewczyną siedzącą na murku, wpatrzoną w starą budowlę. Porozmawiali chwilę, a potem mężczyzna ruszył w dalszą drogę. Natomiast ona została i spoglądając na dom, uznała, że jej historia jest lepsza, więc jej będzie się trzymała.

***

Daria zaklęła pod nosem, gdy rozległ się dźwięk budzika ustawionego w telefonie. Sięgnęła po komórkę i wyłączyła melodię, po czym przewróciła się na drugi bok. Stwierdziła, że poleży jeszcze kilka minut, zanim wstanie. Było piątkowe południe, ale Ruda zasnęła dopiero przed czwartą nad ranem i nie nadawała się jeszcze do życia. Kolejny raz zaklęła, gdy kilka minut później rozbrzmiał dźwięk komórki, zwiastujący połączenie.

— Nieee — wyskamlała, naciągając sobie na głowę kołdrę. Jednak po chwili się odkryła. Obróciła się na plecy, głęboko westchnęła i chwyciła telefon w dłoń.

— Halo? — odezwała się po odebraniu połączenia, nie spoglądając nawet, kto dzwoni.

— Dzień dobry, z tej strony Oscar Greifelt. Czy rozmawiam z panią Darią Lewicką? — Ruda podniosła się na łóżku, gdy usłyszała głos mężczyzny, w którego gabinecie złożyła swoje CV. Miała wrażenie, że jej serce na chwilę przestało bić.

— Tak — odpowiedziała zachrypniętym głosem. Odchrząknęła cicho. Była przekonana, że Greifelt na pewno usłyszał jej zaspany głos. To nie był powód do dumy. Było już południe, a ona w dalszym ciągu leżała w łóżku.

­— Chciałbym spotkać się z panią w poniedziałek i porozmawiać o warunkach współpracy. — Lewicka wytrzeszczyła oczy na te słowa. Była w szoku. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. — Czy jest pani nadal zainteresowana pracą w moim gabinecie?

— Oczywiście — odpowiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha.

— Możemy spotkać się o dziesiątej?

— Tak, będę punktualnie.

— W takim razie do zobaczenia — odpowiedział jej przyszły pracodawca, a Darii wydawało się, że nawet się przy tym uśmiechnął.

Open your eyes [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz