Chaper 4.

3.4K 171 10
                                    

Czuję turbulencje, następnie przyjemne ciepło i chłód bijący w moje plecy. Otwieram zaspane oczy i od razu je mrużę przy ostrym świetle halogenów w recepcji. Jestem w ramionach Justina, który niesie mnie do apartamentu. Kobieta, która wręczyła nam klucz, patrzyła na mnie z zazdrością, ale przez jej twarz przebiegał ciepły uśmiech.

-Dzień dobry, słoneczko.- mówi cicho Bieber i wchodzi do windy. Jesteśmy całkowicie sami i wolno jedziemy na 34 piętro.

-Dzień dobry.- szepnęłam i chciałam stanąć na nogi, ale niestety, jego uścisk był zbyt mocny, abym mogła go pokonać i dopiąć swego.

-Dziś doprowadzam cię do samego łóżka, bo ostatnio do tego nie dopuściłaś.- mówił bardzo cicho, zachrypniętym głosem, otulając oddechem moją twarz. To jest jak kołysanka dla mojej spragnionej wrażeń duszy. Przymknęłam oczy, ale nie spałam. Czuwałam, aż wreszcie będę w pokoju, aby móc wziąć prysznic i iść spać. Wyszliśmy z windy i kierowaliśmy się do pokoju 568. Otworzył swoimi sprytnymi rękami drzwi i z dokładnością wniósł mnie do środka, aby mnie nie uderzyć. Zamknął wejście nogą i ruszył do mojej sypialni.

-Śpij dobrze księżniczko.- szepnął i zakrył mnie kołdrą, zdejmując wcześniej buty. Cmoknął w policzek i wyszedł, zostawiając samą. Czując ulgę dla stóp i ciepło, które spowinęło moje ciało, nie mogłam się ruszyć i momentalnie zasnęłam...

Obudziłam się, całkowicie wypoczęta. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 15:30. Zdezorientowana zerwałam się na proste nogi i nerwowo przeczesałam włosy. Złapałam swoje ciuchy, w których tutaj przyleciałam- były wyprane i wyprasowane na wieszaku. Pognałam do łazienki i wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic. Gdy byłam gotowa, wyprałam ubrania, w których spędziłam wczorajszy wieczór.

-Dzień dobry.- woła zaspany Justin, wchodząc w samych bokserkach. Zatrzymuję się i przejeżdżam po nim wzrokiem. Wygląda tak apetycznie, że mam ochotę się na niego rzucić.

-Witam szefie. Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, pokazywać się pracownicy w samej bieliźnie. Mogę puścić plotki, że ma pan małego.- ruszam brwiami żartobliwie, a on piorunuje mnie wzrokiem.

-Widzę, że jesteś ciekawa, jakiego mam, ale mogę cię zapewnić, że do małych on nie należy.- rzuca oschle, a ja przełykam głośno ślinę. Nogi zaczynają drętwieć, a ręce pocić. Wrócił ten zmienny Justin. -Żartowałem.- mówi z wielkim uśmiechem na twarz, a ja oddycham z ulgą.

-Głupi jesteś.- rzucam i spoglądam kontem oka na telefon, który wibruje na komodzie. Patrzę na wyświetlacz i wyświetla mi się zdjęcie Rose. Odbieram i tłumaczę jej, gdzie jestem, a następnie, że porozmawiamy wieczorem.

-Nie jestem głupi.- mruczy Justin i marszczy nosek. Chichoczę i wywracam oczami.

-Jesteś, ale aby nie urazić twojego jakże delikatnego ego, postanawiam się z tobą zgodzić. Tak, nie jesteś głupi.- posyła mi piorunujące spojrzenie i podchodzi do mnie nagle. Zaczyna biegać palcami po moim brzuchu, a ja piszczę w niebo głosy.

-Nie! Proszę! Mam łaskotki!

-To mnie nie interesuje.-rzuca groźnie i kładzie mnie na łóżku. Siada na mnie i kontynuuje tortury. Wiję się pod nim, a policzka purpurowieją pod wpływem emocji. Śmieję się i próbuję powstrzymać go od kontynuowania zemsty na mnie.

-Dosyć, proszę.- wyrzucam z siebie ostatkami sił, a on łapie moje ręce i przyszpila je obok głowy. Patrzy intensywnie w oczy i uśmiecha się słodko. -Jest pan niemożliwy. I bardzo roznegliżowany, a jestem pana pracownicą.- mrużę oczy, a on śmieje się cicho.

WomanizerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz