Chaper 11.

2.8K 147 4
                                    

Siedzimy przy stoliku i jemy ostatni posiłek, który ma być na tym przyjęciu. Padam. Moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Są spuchnięte, obolałe i zmęczone, jak cała ja. Marzę o tym, aby je zdjąć i położyć się wygodnie pod kołderką z moim mężczyzną u boku. Pociera moje kolana co jakiś czas i bacznie mnie obserwuje. Podziwia jak najcenniejszy obraz świata, dotyka jak najkruchszą rzeźbę, dba i chroni jak jastrząb swoich dzieci. Jest moim ideałem. Najcudowniejszym człowiekiem świata, który wydaje się być tak perfekcyjny w każdym calu, że można by powiedzieć, iż nie da się bardziej. Wtedy on jednak pokazuje, że to, jaki był do tej pory, to nic w porównaniu do tego, co jeszcze ma w zanadrzu.

-Prosimy teraz, aby każdy z państwa wypisał czek, który przekaże na akcję, dla której się tutaj zebraliśmy.- rzuca do mikrofonu starsza kobieta z wieloma zmarszczkami na twarzy. Uśmiecha się ciepło do publiczności i schodzi. Patrzę nerwowo na kartkę i stwierdzam, że pięćset dolarów ode mnie wystarczy. Wpisuję liczby w odpowiednie miejsca i anonimowo wrzucam do wielkiego kartonu, który ustawiono nieopodal naszego stoliku. Justin rusza za mną i robi to samo. Chociaż w tym nie przypomina mi, że jest bogaty i to on za mnie zapłaci. Czuję ulgę.

-Wracamy?- pyta, a ja uśmiecham się lekko i całuję go w policzek. -Czyli tak?- chichocze, a ja entuzjastycznie potakuję. Żegnamy się z towarzystwem, a Mary, którą poznałam na samym początku zaczyna kierować się za nami.

-Do zobaczenia Justinku. Żegnaj Carlo.- przytula mężczyznę, a potem posyła mi dumny uśmiech. Nie rozumiejąc o co jej chodzi, ignoruję jej zachowanie i najzwyczajniej w świecie wtulam się skonana w ramię Biebera.

-Zmęczona?- unoszę wzrok w jego stronę i mrugam ciężkimi powiekami. -Tak myślałem.- wzdycha, mijając nadal czekających paparazzi. Robią nam parę zdjęć, nie pytając o zgodę, a my zasiadamy w limuzynie, która zawozi nas do hotelu. Tam wita nas dyrektor, którego rzadko można tu spotkać. Oferuje nam różne atrakcje, zupełnie za darmo, oczywiście gdy poznał nazwisko mojego chłopaka. Cóż, ciężko o nim nie słyszeć, skoro lokalne media ciągle o nim wspominają. Jest wisienką na torcie w tym ogromnym mieście.

Stojąc w windzie zamykam oczy i opieram się o lustro, które służy za ścianę windy.

-Hej, hej, hej.- woła Justin, kiedy zaczynam wirować w przód i tył. Pojmuje mnie w ramiona i unosi nad ziemię, trzymając mocno przy sobie.

-Nie ma takiej potrzeby, postoję.- mamroczę, a on zaprzecza ruchem głowy. Nie kłócąc się, po prostu zamykam oczy. Chwytam swoje obolałe stopy i zdejmuję z nich wysokie, kremowe pantofle. Czuję pulsującą krew w żyłach i oddycham z ulgom.

-O tak.. Tego mi było trzeba.- jęczę i zarzucam ręce na jego szyję. Słyszę cichy śmiech, po czym kierujemy się w stronę pokoju. 34 piętro ma to w sobie, że z niego widać całe Las Vegas. Cudowna panorama rozpościerająca się u stóp powoduje, że człowiek pragnie się zatrzymać na moment i przemyśleć to i owo. Sama chciałabym się zatrzymać w biegu i nacieszyć się tym, co jest. Mam szczęśliwą rodzinę, przyjaciółkę, którą nie oddałabym za żadne skarby, inteligentnego, romantycznego, uwodzicielskiego, ambitnego, kreatywnego chłopaka... Jestem zdrowa, mam pracę, życie, o którym mogłam tylko pomarzyć. Widzę miejsca i ludzi, których w normalnych okolicznościach nie poznałabym nigdy. Justin otwiera mi okno na świat. Pokazuje, jaki staje się ciekawy przy jego boku. Las Vegas nie interesowałby mnie tak bardzo, gdyby nie Bieber i jego cudowne pomysły na spędzanie wspólnie czasu. Nie potrafi usiedzieć w spokoju w pomieszczeniu hotelowym. Nienawidzi siedzieć. Nienawidzi odpoczywać. Brzydzi się snu. Twierdzi, że będzie mieć na to czas po śmierci. Teraz chce korzystać z życia na sto procent, brać z niego to, co najlepsze. A ja chcę mu w tym towarzyszyć. Zwarta i gotowa, na zawsze przy nim. Chcę być jego kobietą, o której marzył, którą będzie bezgranicznie kochać, a ja będę kochać jego.

WomanizerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz