Chaper 13.

2.9K 131 2
                                    

Jasne światło wbiega do pomieszczenia, nadając wszystkiemu blask. Mimo zimowej pory roku, na niebie gości jasne, duże słońce. Przez ogromne okna sypialni wdzierają się do najskrytszych zakątków, witając również nasze twarze. Przymrużam oczy i wiercę się. Czuję na sobie zarzuconą rękę Justina i przestaję się kręcić. Nie chcę go obudzić, miał za sobą ciężkie dni, a teraz wygląda tak spokojnie i błogo. Uśmiecham się, widząc, jak jego kąciki co jakiś czas się unoszą. Śmieje się przez sen, niekiedy szeptając moje imię. Przejeżdżam delikatnie przez jego twarz, gdy nagle wibruje jego telefon. Unoszę głowę nad poduszkę i ostrożnie sięgam na szafkę nocną, nie chcąc go obudzić. Patrzę na wyświetlać, na którym widnieje numer ukryty. Unoszę zdziwiona brew w górę, ale odkładam go na miejsce, gdy przestaje dzwonić. Szanuję prywatność Justina i na pewno nie będę sprawdzać jego połączeń.

Nie mogąc znieść ciepła, które mnie przytłacza, zaczynam wyślizgiwać się z objęć mężczyzny. Gdy już prawie udaje mi się wyskoczyć z łóżka, czuję, że jego męskie ramiona znów przyciągają mnie mocniej, tym razem jeszcze ciaśniej, niż do tej pory. Oddech ma niespokojny i przerwany. Nieruchomieję, nie chcąc go  zbudzić, ale nie wiem, jak długo wytrzymam w tej pozycji. Wiszę w powietrzu, nie dotykając klatki piersiowej, ani nie kładąc się na posiniaczonej ręce. Napinam wszystkie mięśnie i walczę. Walczę z samą sobą. 'Pokaż MacCartney, jak mocne masz mięśnie brzucha!' woła podświadomość, a ja z uśmiechem na twarzy nadal trwam w takiej pozycji. W końcu nie mogę wytrzymać i opadam. W tej samej chwili Justin otwiera swe piękne, brązowe oczy i wita mnie czułym uśmiechem.

-Hej piękną.- szepta, kiedy ja cmokam go w usta. Teraz spokojnie mogę wstać i iść zrobić nam śniadanie.

-Cześć.- mówię, zrzucając z siebie jego dłoń. Przygląda mi się i co chwilę uśmiecha. -Idę przyszykować śniadanie, a ty ani mi się rusz.- ruszam rodzicielsko palcem i chwilę potem śmieję się sama z siebie. -To mi się udało.- mój chichot przeradza się w ogromny, niepohamowany rechot. Bieber patrzy na mnie z równie wielkim uśmiechem na twarzy, a ja padam na kolana i zakrywam rękami twarz, próbując się uspokoić. -A teraz poważnie...-wstaję. -Nie ruszaj się stąd na krok.- i znikam za drzwiami do sypialni. Pewnym krokiem ruszam schodami na parter, chcąc przygotować śniadanie, gdy nagle zastaję wysokiego, młodego mężczyznę w stroju kucharza.

-Panna Carla?- pyta zaskoczony, widząc mnie skąpo ubraną. Zalewam się czerwienią. Dlaczego Justin mnie nie uprzedził?

-Em, tak. Przepraszam, za mój nieodpowiedni ubiór, ale nie zostałam uprzedzona o czyjejś wizycie.- mocniej otulam się satynowym szlafrokiem, który Justin zakupił specjalnie dla mnie, Policzki robią się pod jego kolor, a na twarzy mężczyzny maluje się zalotny uśmiech. Czy on próbuje mnie uwieść?

-Mogłabym przyrządzić śniadanie?- pytam skromnie, obchodząc wysepkę kuchenną.

-Wybaczy pani, ale tym zająłem się już ja. Pan Bieber prosił o coś smakowitego. Zapoznał mnie z jego wymaganiami i przez najbliższy tydzień zajmuję się przygotowywaniem dla państwa posiłków.

-Proszę, mów mi Carla.- wtrącam, czując skrępowanie przez jego grzeczność.

-Dobrze, Carlo. Podać śniadanie?- pyta, chwytając jeden talerz, na którym prezentuje pięknie ozdobione gofry. Oh, ile na nich dodatków. Potakuję entuzjastycznie i wyjmuję tacę, na której ustawia gorące naleśniki.

-Zanieść może?- sugeruje, a ja od razu zaprzeczam. Nalewam do szklanki soku multiwitaminowego i starając się nie uronić żadnej kropli, zaczynam kierować się na górę. Wchodzę do sypialni, a Justin - o dziwo, grzecznie czeka na mnie w łóżku, otulony do pasa kołdrą. Ręce splecione trzyma na złączeniu ud, a na twarzy nalepiony szeroki uśmiech.

WomanizerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz