Chaper 5.

3.4K 171 19
                                    

Związuję szybko wysokiego kucyka, zakładam okulary, marynarkę i porywając swoją torebkę wybiegam z pokoju.

-Szybciej, do cholery jasnej!- przyjaciółka tupie nerwowo swoim wysokim obcasem, czekając na mnie w windzie. Zamykam mieszkanie i chwilę później znajduję się obok niej.

-Czy ty zawsze musisz się tak długo szykować?- warczy. Wywracam oczami nie chcąc się znów kłócić. Wszystkie komentarze, które mam przeciwko niej w tej chwili zatrzymuję dla siebie. Wyciągam telefon z kieszeni i spoglądam na wyświetlacz. Żadnych wiadomości. Od wczoraj się nie odezwał. Dziś muszę skupić się na pracy, ponieważ to jest w tej chwili ważne. Przedwczesne wakacje się skończyły i wróciłam do szarej rzeczywistości.

-Idziemy dzisiaj na imprezę?- spoglądam na przyjaciółkę i czekam na odpowiedź. Ona zaś otworzyła szeroko swoje idealnie pomalowane usta i patrzyła tak przez chwilę na mnie. -No idziesz ze mną, czy sama mam iść?- pytam, a ona potakuje i podekscytowana zaczyna mówić mi, jak się dzisiaj ubierze. Będąc na dole łapiemy pierwszą taksówkę i mkniemy do Bona.

8:33 zasiadam przy biurku i w ekspresowym tempie uruchamiam komputer. Przewieszam żakiet przez oparcie fotela i ruszam zaparzyć kawę. Idąc do automatu, mijam Justina, który był bardzo roztargniony. Nie zwrócił uwagi na moją osobę i mknął w stronę swojego gabinetu. 'To pewnie przez ten dzień wolny, który sobie wczoraj wziął.' pomyślałam i wrzuciłam monetę do automatu, który po paru sekundach zaparzył gorący napój. Usiadłam przy stanowisku i zaczęłam sprawdzać korespondencje. Umawiałam na spotkania Justina i załatwiałam różne sprawy, które zostały mi zlecone. Około 12:30 wszyscy zaczęli zbierać się na lunch. Ja jednak nie byłam głodna i dalej pracowałam, gdy nagle podszedł do mnie szef.

-Hej.- szepnął i przeciągnął krzesło obok.

-Cześć.- powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Był ubrany w ciemno granatową marynarkę, koszulę w kratkę, lekko rozpiętą przy szyi i jeansy.

-Czemu nie idziesz na lunch?- spytał. Usłyszałam głośny dźwięk telefonu i odebrałam. Kolejny klient, który chce wydać książkę, pragnie umówić się na spotkanie.

-Właśnie dlatego.- wskazałam oczami, kiedy zakończyłam połączenie.-Mam pełno pracy, a po drugie nie jestem głodna.

-Powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz zbyt dobrze.- spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, a ja wywróciłam oczami. -Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem. Mam pełno spraw na głowie.- przyznaje z irytacją w głosie.

-Nic nie szkodzi.- uśmiechnęłam się pocieszająco. Odwzajemnił mój gest, wlepiając we mnie swoje gorące spojrzenie. Oblizałam nerwowo usta i wróciłam do pracy.

-Dasz się wyciągnąć na ten obiad?- pyta sucho, widząc moje ignorowanie. Spoglądam kątem oka w jego stronie, a kąciki ust zaczynają się unosić. Wygląda jak naburmuszone dziecko, które nie dostało zabawki, którą upatrzyło na wystawie.

-Tak, dam się wyciągnąć na ten obiad.- wzdycham, wstając od stanowiska. Wstaję od biurka, a ten chwyta mnie pod ramię i prowadzi blisko siebie.

-Nie wiem, czy to najlepszy pomysł.- rzucam, czując spojrzenia wszystkich pracowników.

-Jeśli ci to przeszkadza.- puszcza mnie i idzie zamówić obiad. Siadam przy stoliku z jego imieniem i nazwiskiem, a on zajmuje swoje miejsce. Przełknęłam głośno ślinę i nerwowo zaczęłam stukać obcasem o podłogę. Między nami panowała niezręczna cisza. Westchnęłam i popatrzyłam w jego stronę.

-Pięknie wyglądasz.- mówi z uznaniem, ciągle mi się przyglądając.

-Przestań, po prostu przestań już tak mówić, bo uszy mi więdną od tego!- próbuję być śmiertelnie poważna, ale niestety, mina Justina mnie rozbawia.

WomanizerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz