24

109 3 0
                                    


Przed nimi trudny dzień, już za kilka godzin miała mieć miejsce bitwa z Czarnym Panem. Nie wiedzieli, czy zaatakuje, ale dla bezpieczeństwa byli gotowi.

Pierwszego września, zanim uczniowie przyjechali w Wielkiej Sali odbyło się spotkanie zakonu. Postanowiono na nim, że czarodzieje przebrani za uczniów, będą wśród nich. Klara nie była na nim obecna, do samego końca miała zostać tajemnicą, a bardziej jak wygląda. Mimo tego, że była nieobecna wiedziała bardzo dobrze kiedy wszyscy obecni spożyli eliksir.

Dyrektor po przemowie wziął do ręki kielich, uniósł go ku górze w geście toastu. Pozostali poszli jego śladem, pijąc poncz, który zawierał kilka kropel eliksiru.

Dziewczyna siedząca w kwaterach, momentalnie poczuła przytłaczającą obecność w swojej głowie. Wiedziała, że są to wszyscy, którzy wypili magiczny napój. Poczuła ich myśli, strach i emocje. Mogła ich zidentyfikować, i właśnie dzięki temu wiedziała, że profesor Snape też go wypił.

Gdy doszła do siebie, postanowiła sprawdzić czy to zadziała. Wypowiedziała zaklęcie "Ignitus"  i połączyła się z nimi. Widziała kto gdzie siedzi, co robi, widziała twarze, słyszała myśli. Skupiła się na jednej osobie, na profesorze eliksirów.

Mistrz poczuł jej obecność dopiero po chwili. Było to dziwne uczucie, ale Merlinie, dzięki temu wiedział, że nic jej nie jest. Odetchnął z ulgą i popatrzył po pozostałych. Wyglądali tak jakby wypili zwykły sok, nie zwrócili uwagi na swego anioła stróża, który ma ich chronić.

Zbliżał się wieczór, a wraz z nim pora przyjazdu uczniów i atak. Wszyscy byli na swoich miejscach. Klara siedziała w swoim pokoju, z różdżką w ręku. Ostatni oddech i przeniosła się do drugiej świadomości. To właśnie tam widziała wszystko tak, jak widzieli inni. Mogła być w kilku miejscach na raz, więc mogła ich bronić. Teraz wraz z resztą czekała.

W tym samym czasie do pokoju dziewczyny wszedł czarnowłosy mężczyzna. Wiedział, że ta go nie zobaczy i nie usłyszy - jakże się mylił. Patrzył na siedzącą, młodą kobietę, ubraną w ciemne spodnie, tego samego koloru koszulę i szatę. Na ramiona opadały niebieskie pasma włosów, a te magiczne oczy ukryte były pod powiekami z wachlarzem rzęs. Po chwili namysłu położył na jej głowę tiarę przydziału, a na kolana pod ręce miecz Gryffindora. Chciał zrobić coś jeszcze, ale opamiętał się i wyszedł szybkim krokiem, pociąg już się zbliżał.

Zaczęło się spokojnie. Uczniowie wyszli z przedziałów i udali we wskazane miejsca, tak jak zawsze. Pierwszoroczni płynęli łódkami, starsi powozami jechali prosto do zamku. I wtedy się zaczęło.

Na granatowym niebie pojawiły się zakapturzone postacie. Kilka sekund później posypał się deszcz zaklęć. Klara zareagowała błyskawicznie, nałożyła na siebie dwa miejsca i z kataną w dłoni odbiła je na raz, pozostawiając tylko błękitną poświatę. Teraz do ataku przystąpił zakon. Uczniowie szybko zostali przetransportowani do zamku, a następnie do lochów gdzie byli najbezpieczniejsi. Walka przeniosła się na szkolne błonia, a dziewczyna wirowała jak zahipnotyzowana w tańcu. Tańcu błękitnego ognia, dezorientując przeciwnika, tym samym dając szansę zakonowi. Nie raniła ich i nie dotykała kataną, za to pętała ich umysły i padali jak muchy. W pewnym momencie poczuła ból w ręce, a następnie brzucha. Ktoś oberwał zaklęciem, zostając rannym. Potem było tylko gorzej. Czuła każde obrażenie jakie ktoś dostał, nie mogła dłużej już tak wytrzymać. Mieliśmy przewagę, a Harry Potter właśnie zmierzał do Voldemorta. Opuściła świadomość i wróciła do rzeczywistości.

Na głowie poczuła kapelusz, który był tiarą przydziału, w dłoniach zaś miecz.

- Powróciła panna do żywych, świetnie się składa, tu przydasz się bardziej. Bierz miecz i do roboty.

Posłuchała się, wzięła żelastwo i wyszła z pokoju. Idąc korytarzami podziemi, widziała uczniów patrzących na nią, jak i członków zakonu. Kroczyła dumnie przed siebie, w dłoni przy boku trzymając miecz, który płoną. Schodzili jej z drogi i zapamiętywali - ubraną na czarno postać, z niebieskimi włosami, tiarą na głowie, mieczem w dłoni i niesamowitym spojrzeniu różowo fioletowych oczu.

Wychodząc na błonia, czas jakby zwolnił. Wiedziała, by jak najszybciej to zakończyć trzeba pokonać przywódcę. Udała się w jego kierunku biegiem, a gdy znalazła się tuż obok, dostrzegła wybrańca stojącego z uniesioną różdżką i takiej samej postawy Voldemorta.

- To twój koniec Harry Potterze. Nikt nie przyjdzie ci z pomocą. - wtedy Czarny Pan dostrzegł postać stojącą nieopodal.

- Nie możliwe.. Miałaś być po mojej stronie! To ja miałem wygrać, jak śmiesz mi to uniemożliwiać!?

- Zrobię to z przyjemnością.. po tym co przez ciebie przechodziłam. Teraz pozwól, że pokażę ci moc którą chciałeś. Harry, tobie zostawię ostateczną decyzję, co z nim zrobisz.

Kończąc mówić zapaliła tym razem trzymany w dłoni miecz. Zaś czarnoksiężnik bez chwili namysłu zaczął rzucać zaklęcia. Potter patrzył na to z szokiem, nie mógł uwierzyć, że to o tej dziewczynie mówił mu Dumbledore. Była szybka, a ogień wydobywający się z jej broni, migotał i tworzył poświatę, która idealnie komponowała się z tańczącą pomiędzy zaklęciami dziewczyną. Obserwował ich dokładnie, ale nie potrafił zrozumieć, jak Klara będąc przed przeciwnikiem, znalazła się za nim i przykładała do gardła miecz.

Dziewczyna wysłała impulsy do wszystkich, tak by widzieli, że zaraz może nastąpić koniec wielkiego Lorda Voldemorta.

On zaś poczuł, że tym razem to koniec, że ona jest za silna, że stworzył bądź chciał stworzyć niezniszczalnego człowieka. W akcie rozpaczy przywołał swoich podwładnych, lecz na darmo. Momentalnie pojawili się aurorzy i wyłapali ich wszystkich.

~ Harry, nie reaguj. Dałam możliwość byś wybrał. To jest ten moment. Możesz pozwolić mi bym zabrała mu jego moc i oddała w ręce aurorów. A możesz próbować sam go pokonać. Decyzja należy do...

Nie dokończyła. Pomiędzy chłopakiem, a dziewczyną z magiem pojawiła się postać w kapturze. Klara pokręciła głową na boki. To nie tak miało się skończyć... A może jednak tak?

Tajemniczy przybysz wyciągnął różdżkę, która po chwili zamieniona w katanę płonęła na błękitno. Chwilę później znalazła się ona w brzuchu Czarnego Pana. Pierw wyssała moc, później zaczęła sączyć się krew i osunął się na nogach, padając na trawę. Teraz twarzą w twarz stały dwie postacie z lodowym ogniem na broni.

- Czemu..?

- Bo i tak już za dużo namieszałam. Wystarczająco za dużo...

Ściągnęła kaptur, odsłaniając swoją prawdziwą twarz. Wyglądała bardzo podobnie do Madeleine, tylko to nie była ona. To była Klara, Klara Griffin. Młodszej z dłoni wypadł miecz, a stojący obok Severus patrzył i uwierzyć nie mógł.

"To dlatego mi ją przypominała... Bo to była ona.."

Od cierpienia, po miłość  SSxOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz