Rozdział 5

229 15 2
                                    



Lorenzo

Minął już tydzień od naszej wizyty na Sycylii. Siedziałem w gabinecie i wracałem wspomnieniami do tańca z piękną zielonooką włoszką. Nie mogłem wyrzucić jej ze swojej głowy. Przed oczami cały czas stawał mi obraz jej ciała w czerwonej obcisłej sukni i tego co znajdowało się pod nią. Cholera co ze mną nie tak? Od śmierci Lu minęło prawie pięć lat i przez cały ten czas nawet przez myśl mi nie przeszło by pomyśleć w ten sposób o jakiejś kobiecie. Victor suszył mi głowę każdego dnia więc starałem się go unikać. Nie był głupi i szybko domyślił się że coś jest na rzeczy więc musiałem powiedzieć mu co zaszło gdy byłem w Tajlandii. Vivienne Feretti była córką Antonio Feretti Dona z Neapolu którego mój ojciec nienawidził. Była jego jedyną córką i dziedziczką, ale z tego co mówił Victor jej ojciec skutecznie studził zapał wszystkich chętnych do ożenku kandydatów. Trochę mnie to dziwiło bo choć była piękna nie była już najmłodsza jeśli idzie o standardy w naszych kręgach. Z tego co się orientowałem Feretti był poważanym biznesmenem w mafijnych kręgach. Nawet wujek Salvatore prowadził z nim interesy nie rozumiałem więc dlaczego mój ojciec i on nie mogą się dogadać. Ostatni napad na nasz transport był na to jasnym dowodem. Mogłem zapytać o to ojca, ale po pierwsze nie chciałem patrzeć na jego parszywą gębę, a po drugie panna Feretti mnie nie interesowała więc nie było sensu zagłębiać się w konflikty naszych ojców. Do gabinetu weszła moja asystentka informując mnie że za pięć minut mam spotkanie w sali konferencyjnej. Skinąłem jej uprzejmie głową i ruszyłem do wyjścia. Oprócz zajmowania się brudnymi interesami musiałem ogarniać też te legalne. Te wolałem zdecydowanie bardziej. Oprócz tego że nasza rodzina była największym koncernem farmaceutycznym w Los Angeles zajmowaliśmy się również deweloperką. Obydwie firmy przynosiły miliony dolarów zysku i zupełnie nie rozumiałem dlaczego ojciec traktuje je tylko jako pralnie brudnych pieniędzy. Prowadząc te biznesy moglibyśmy spokojnie żyć na dotychczasowym poziomie nie plamiąc sobie rąk krwią. Połowa luksusowych apartamentowców w tym mieście, a także w wielu miejscach na świecie była naszą własnością, a dzięki moim zdolnościom negocjacyjnym te należące do konkurencji również szybko stawały się nasze.  Spotkanie przebiegło dość szybko i z korzystnym dla mnie rezultatem. Liczyłem na to że dzisiejszy dzień zakończy się spokojnie i wrócę do domu wypiję drinka, a rano przyjadę do bura i znowu będę udawał przykładnego biznesmena. Niestety dzwoniący telefon pozbawił mnie złudzeń gdyż na wyświetlaczu smartfona zobaczyłem numer rezydencji ojca.  

- Witaj ojcze - odebrałem siląc się na uprzejmy ton

- Przyjedź jak najszybciej, mam ci do przekazania ważną informację - powiedział stanowczo po czym się rozłączył

 Stary dureń, zawsze tak robił. Żadnego "dzień dobry" czy "witaj synu", nic tylko rozkaz i koniec połączenia. Powinienem już do tego przywyknąć przez te wszystkie lata, ale nadal bolało mnie że ojciec jest wobec mnie tak oschły, że nie traktuje mnie jak syna lecz jak swojego pachołka od brudnej roboty. Przez to nienawidziłem go jeszcze bardziej. Nigdy nie okazywał nam choć cienia uczucia. Cristiano zdawał się mieć to w dupie. Robił co kazał ojciec, a jego chłodny stosunek miał gdzieś. Wyszedłem z biura mówiąc asystentce że już dzisiaj nie wrócę. Spodziewałem się ze ojczulek ma dla mnie niespodziankę w postaci jakiegoś nieszczęśnika przywiązanego do krzesła którym będzie kazał mi się zająć. Szybka kula w łeb lub zabicie kogoś w strzelaninie nie sprawiało mi już problemu, przywykłem. Po śmierci Lu pokryłem się skorupą zobojętnienia i wyłączając emocje. Potrafiłem pokroić człowieka na kawałeczki bez mrugnięcia okiem. Chciałem w ten sposób pokazać ojcu że mnie nie złamie, że cokolwiek będzie kazał mi zrobić nie poddam się i nie okaże słabości. To wtedy wśród naszych ludzi zyskałem przydomek "Gryzli". Ból jaki czułem po stracie Lu sprawił że się zatraciłem, robiłem rzeczy których brzydzę się do dzisiaj ale dzięki temu widywałem w oczach ojca cień strachu, a to dawało mi kurewską satysfakcję. Wjechałem na teren posiadłości i zaparkowałem Teslę przed wejściem. Liczyłem że szybko załatwię sprawę z ojcem i będę mógł wrócić do domu. Zapukałem do gabinetu po czym wszedłem nie czekając na pozwolenie i to był kurwa błąd, bo to co zobaczyłem przyprawiło mnie o mdłości. Mój stary siedział za biurkiem w jednej ręce trzymał szklaneczkę szkockiej, a  drugą dociskał głowę młodej dziewczyny do swojego krocza dysząc przeciągle. To było kurwa chore. Dziewczyna miała może ze dwadzieścia lat i pracowała tu od niedawna. Gdy zorientowała się że ktoś wszedł do pomieszczenia zerwała się z kolan i poprawiając rozdartą bluzkę próbowała zasłonić obnażone piersi. Mój stary zapiął rozporek po czym warknął  żeby wypierdalała. Dziewczyna spojrzała na mnie przerażona po czym wybiegła z gabinetu zanosząc się głośnym płaczem. Zacisnąłem ręce w pięści. Miałem ochotę wyjąć gnata i wpakować magazynek w chory łeb mojego ojca. Gołym okiem było widać że dziewczyna została zmuszona do tego co przed chwilą miało tu miejsce, a błysk w oczach mojego ojca świadczył o tym że nie miał zamiaru odpuścić tej biedaczce.  Usiadłem naprzeciw niego i posłałem mu mordercze spojrzenie

- Mało masz dziwek w klubach? Teraz będziesz gwałcił bezbronną dziewczynę która mogłaby być twoją córką - warknąłem przez zęby

Cierpienia młodego GangsteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz