Rozdział 16

225 14 0
                                    


Vivienne

Przez całą drogę do posiadłości Locatellich Lorenzo się nie odzywał. Sprawiał wrażenie spiętego, a nawet zdenerwowanego.  Ja natomiast cieszyłam się jak dziecko przed otwarciem gwiazdkowych prezentów. Ta kolacja dawała mi okazję by trochę powęszyć i  przy odrobinie szczęścia zostawić kilka podsłuchów. Kolejnym powodem mojej radości był telefon od Kseni która poinformowała mnie że jej ojciec zgodził się na jej przylot. Wszystko zaczynało układać się po mojej myśli, wszystko oprócz sytuacji z Enzo i jego drugą żoną. W zasadzie nie powinno mnie to obchodzić, ale  zżerała mnie cholerna ciekawość kim jest ta kobieta. Czy wie o moim istnieniu? Czy jest tak zakochana czy może tak próżna że nie przeszkadza jej ta popieprzona sytuacja? A może jest tak pewna uczuć Enzo? Nie wiedzieć czemu ale ta ostatnie myśl sprawiła że poczułam dziwne ukucie w sercu. Zupełnie tego nie rozumiałam. Byłam tu przecież w konkretnym celu, nie byłam zakochana w mężu, jednak fakt że on kochał inną kobietę godził w moją dumę. 

Tak to na pewno to. Przecież nie mogę zadurzyć się w tym idiocie, to nie może mi się przytrafić. Wszystko tylko nie to

 Z rozmyślań wyrwał mnie głos Enzo

- Jesteśmy na miejscu - powiedział beznamiętnym tonem

Samochód zatrzymał się na kamiennym podjeździe. Enzo otworzył mi drzwi i podał dłoń. Pod wpływem jego dotyku przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

Cholerny dżentelmen

Przed drzwiami czekał już na nas Cristiano ubrany w bardzo elegancki drogi garnitur. Na nasz widok szeroko się uśmiechnął. 

- Ja pierdole! Wyglądasz zajebiście bratowa - powiedział po czym zamknął mnie w ciasnym uścisku

- Ty też niczego sobie wariacie. Jak się czujesz? - zapytałam wyswobadzając się z jego objęć

- Wciąż w jednym kawałku - zaśmiał się.

Zaproponował mi swoje ramię całkowicie ignorując Enzo i ruszyliśmy do domu. Mój mąż głośno westchnął na co Cristiano od razu zareagował

- I co tak wzdychasz sztywniaku? Nawet ubrać się nie potrafisz. Taka piękność zasługuje żeby mieć u boku eleganckiego faceta, a nie luja spod sklepu - zaśmiał się puszczając mi oczko

- Pajac nawet w garniturze pozostanie pajacem - warknął Enzo na co oboje parsknęliśmy śmiechem

Udaliśmy się prosto do jadalni gdzie przy zastawionym stole siedzieli już Victor i jego ojciec. Starszy mężczyzna podszedł do mnie i uścisnął mi dłoń

- Witaj Vivienne poznaliśmy się na weselu. Silvio Ventura - powiedział posyłając mi szczery uśmiech

- Miło znów pana widzieć - odpowiedziałam również się uśmiechając

Panowie wymienili uściski dłoni i zasiedli do stołu. Brakowało jedynie pana domu który po chwili pojawił się w jadalni nie zaszczycając nikogo z obecnych powitaniem i zasiadł u szczytu stołu. W jadalni natychmiast pojawiła się młoda dziewczyna i zaczęła podawać posiłek. Podniosłam wzrok i spojrzałam na wielkiego Gustavo Locatelli, człowieka który zabrał mi matkę, człowieka którego nienawidziłam od tylu lat i każdego dnia marzyłam by posłać go na tamten świat za cierpienie mojej rodziny. Kolacja minęła w ciszy, a w powietrzu unosiło się nieznośne napięcie. Nawet Cristiano któremu  gęba nigdy się nie zamykała siedział cicho. W końcu odezwał się pan domu. 

- Spotkaliśmy się tu dzisiaj z konkretnego powodu. Musimy ustalić plan ataku na meksykanów, bo ostatnie wydarzenia przelały czarę goryczy. Mam dwóch synów którzy okazali się nieudacznikami i nie potrafią zrobić należytego porządku.

- Wystarczy! Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać! Dla nas kolacja dobiegła właśnie końca. Pożegnamy się już. Wszystko przekaże mi później Viktor - powiedział Enzo zaciskając dłonie w pięści

- Siadaj smarkaczu! Zapominasz się! - wrzasnął stary Locatelli a krzesło na którym siedział niemal gruchnęło o podłogę pod wpływem jego gwałtownego ruchu. 

Mężczyźni mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, a ja patrzyłam na ten pokaz samczej siły z pewną dozą niepewności. Pozostałe osoby znajdujące się przy stole nie odzywały się nawet słowem. Do tej pory myślałam że Enzo jest wierną kopią ojca i zrobiłby dla niego wszystko. Wyglądało jednak że relacja ojciec - syn nie jest tak zażyła jak myślałam. 

- Panowie, jest wśród nas dama. Zachowujmy się jak na dżentelmenów przystało. Lorenzo usiądź i wysłuchaj Dona z pokorą - powiedział starszy Ventura

Enzo usiadł na swoim miejscu mordując ojca wzrokiem, a stary Locatelli kontynuował swoją wypowiedź. 

Cierpienia młodego GangsteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz