Rozdział 11

197 11 3
                                    


Lorenzo


 Gdy zabrałem Vivienne do apartamentu miałem ochotę zerwać z niej tą kieckę i poznawać każdy skrawek jej seksownego ciała. Nie wiem jak to się stało ale ta kobieta zaczęła wyzwalać we mnie tak skrajne uczucia że zdawało mi się że tracę rozum. Byłem wściekły na ojca, że zmusił mnie do tego ślubu, ale jeszcze bardziej na siebie że mimo iż go nie chciałem, na samą myśli że Vivienne mogłaby należeć do kogoś innego, na przykład do tego ruskiego fiuta Ivana, krew się we mnie gotowała. Niezaprzeczalnie jej pragnąłem. Pierwszy raz od śmierci Lu zapragnąłem kobiety. W zasadzie nie było w tym nic złego, przecież była moją żoną, miałem do niej prawo, ale przerażało mnie to że zaczynałem coś do niej czuć. To nie był tylko pociąg fizyczny, chciałem ją chronić, dbać o nią i pragnąłem by ona odwzajemniła te uczucia z taką samą siłą. Od śmierci Lu nie miałem innej kobiety. Seks przestał w ogóle mieć dla mnie znaczenie, do czasu aż na mojej drodze stanęła Vivienne. Gdy brała prysznic chciałem wejść do tej łazienki i znów poczuć jej cudowne dłonie na moich włosach, jej słodkie usta na moich. Jednak telefon ostudził moje żądze. Dzwonił Czeczen z informacją że jego ludzie podsłuchali że mój syn wraca do Genewy. Nie mogłem uwierzyć że pójdzie tak gładko. Ojciec zapewniał mnie że jeśli poślubię Vivienne i nie odstawię żadnego numeru Lukas wróci do dawnego życia, ale wtedy mu nie wierzyłem. Czyżby miał zamiar dotrzymać słowa? Musiałem osobiście tego dopilnować, przekonać się na własne oczy że wszystko wróci do normy. Zostawiłem żonie kartkę że wyjeżdżam i tak oto od tygodnia krążyłem między Szwajcarią a Francją. Wyglądało na to że wszystko jest w porządku. Emma i Liam wrócili do pracy, a mój syn do przedszkola. Tak jak mówił Czeczen wszystko wyglądało tak jakby cała trójka spędziła udane wakacje. Nie wyglądali na przestraszonych. Odetchnąłem z ulgą i wróciłem do wynajętego pokoju hotelowego. Choć pozornie wszystko było jak dawniej męczył mnie fakt że mój ojciec wie o istnieniu Lukasa i zapewne jeszcze nie raz będzie chciał go wykorzystać by mnie do czegoś zmusić. Kilka razy dzwonił do mnie Victor. Pytał gdzie jestem i dlaczego zostawiłem żonę i wszystkie interesy na jego głowie, był naprawdę wkurwiony. Nie miałem ochoty niczego tłumaczyć przez telefon, wolałem zrobić to gdy wrócę. Był moim przyjacielem, wiedziałem że się martwi i doceniałem to, ale potrzebowałem kilku dni żeby poukładać myśli. Miałem nadajnik więc doskonale wiedział gdzie jestem, jednak miał rację wyrzucając mi że jestem samolubnym egoistą i po raz kolejny mu nie zaufałem. Kilka razy miałem ochotę zadzwonić do Vivienne, zapytać co robi, wytłumaczyć się, ale za każdym razem gdy wykręcałem jej numer rezygnowałem. Musiałem przyznać sam przed sobą że Victor ma racje i jestem cholernym tchórzem. Bałem się tego co czułem przy tej kobiecie, bałem się że dzięki niej znów poczuje szczęście na które nie zasługuje, a najbardziej bałem się że jeśli pozwolę żeby wszystkie moje  emocje ujrzały światło dzienne najbardziej ucierpi na tym Vivienne. Nie mogłem jednak siedzieć w nie skończoność w pieprzonej Francji i użalać się nad sobą. Zadzwoniłem do rezydencji i kazałem wysłać chłopakom samolot. Zdziwiłem się gdy na lotnisku w Los Angeles czekali na mnie Carlo i Emiliano. Zanim na dobre rozsiadłem się na tylnej kanapie zapytałem

- Dlaczego nie zjawił się Victor albo Cristiano? 

- Szefie dwa dni temu była strzelanina w Diablo. Victor jest szpitalu i dlatego wysłał nas

- Jak to w szpitalu? Jest ranny? Co się kurwa stało? - zapytałem oszołomiony nowiną

- Nie szefie, Ventura to twardy skurczybyk, ale oberwał pański brat i ... - urwał spoglądając na mnie niepewnie

- ... i co kurwa? Tylko mi nie mów że nie żyje! - ryknąłem

- Żyje ale było ciężko. Dostał w brzuch i gdyby nie zasłoniła go pańska żona pewnie by tego nie przeżył

- Co kurwa? Co z nią?

Krew odpłynęła mi z twarzy. Co ten idiota pierdolił? Jak to zasłoniła go moja żona? Co ona do kurwy robiła w Diablo? Carlo widząc w lusterku wstecznym moje wkurwienie kontynuował

- Pani Vivienne przyjechała z szefa bratem do Diablo. Zostaliśmy przed klubem i wtedy do środka wpadli meksykanie z karabinami. Nie wiem dokładnie jak to się stało

- A dlaczego do chuja nie byliście z nią? Chyba kazałem wam ją chronić! Czego nie zrozumiałeś? 

- Szefie ale Cristiano kazał nam... - przerwałem mu

- Zamknij się kurwa bo odstrzelę ci łeb! Jedziemy do szpitala! - warknąłem

Cierpienia młodego GangsteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz