Wracałem właśnie do domu z ogromnym bukietem w dłoni. Przez ostatnie dni zaniedbywałem Lu bo ojciec cięgle gdzieś mnie wysyłał. Strzelanina w klubie, napad na transport, miałem wrażenie że pętla jaką zarzucił mi na szyję kilka lat temu coraz mocniej się wokół niej zaciskała. Moja żona była w ósmym miesiącu ciąży. Spodziewaliśmy się syna. Chciałem spędzać z nią jak najwięcej czasu jednak dla naszego dobra na pierwszym miejscu musiałem stawiać sprawy rodziny. Zaparkowałem Teslę w podziemnym garażu i popędziłem do windy ściskając bukiet w dłoni. Lu była moim życiem, powietrzem bez którego nie mogłem normalnie oddychać. Miałem wrażenie że kilka godzin bez niej ciągnie się w nieskończoność. Cris śmiał się ze mnie, że stałem się pantoflem, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. Moje życie kręciło się wokół niej i byłem kurewsko szczęśliwy nawet jeśli każdego dnia musiałem torturować i zabijać ludzi by dalej mieć ją u swojego boku. Wjechałem windą na górę prosto do apartamentu.
- Kochanie wrócił twój stęskniony i zakochany do szaleństwa wariat - krzyknąłem i zamarłem z przerażenia.
Moja żona leżała na środku salonu w kałuży krwi i mocno ściskała brzuch. Rzuciłem się do niej biegiem. Była ledwo przytomna
- Kochanie co ci jest? Co się stało? - krzyczałem spanikowany.Zacząłem oglądać ją z każdej strony obawiając się że ktoś tu wtargnął i ją postrzelił ale nigdzie nie mogłem zlokalizować rany.
- Enzo, dziecko, nasze dziecko - wysapała ledwo słyszalnie
Dopiero teraz dostrzegłem skąd ten krwotok. Chwyciłem ją na ręce i popędziłem do samochodu. Jechałem jak szalony łamiąc wszystkie przepisy, by moja żona jak najszybciej trafiła do szpitala. Co chwila sprawdzałem czy oddycha, była ledwo przytomna
- Kochanie trzymaj się już dojeżdżamy, musisz być silna - mówiłem łamiącym się głosem gładząc jej delikatną bladą twarz.
- Enzo twój ojciec...
- Ciii, nic nie mów wszystkim się zajmę
- Obiecaj mi że nie pozwolisz by to spotkało naszego syna, obiecaj mi że cokolwiek się stanie ochronisz go przed tym - mówiła ledwie słyszalnie.
Zamarłem gdy zrozumiałem co ma na myśli. Wiedziała, nie wiem kurwa skąd ale wiedziała.
- Skarbie porozmawiamy gdy dojdziesz do siebie, nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, wybacz że ci nie powiedziałem - siliłem się na spokojny ton ale w środku cały dygotałem z przerażenia
- Kocham cię Enzo, zawsze i na zawsze, ale musisz mi obiecać - prosiła
- Obiecuję kochanie, obiecuję że nasz syn nigdy nie będzie częścią tego gówna
Po jej policzkach pociekły łzy, a jej oczy się zamknęły.
Wpadłem do szpitala trzymając na rękach krwawiącą Lu i wrzeszcząc o pomoc. Zrobiło się zamieszanie i po chwili moja żona jechała już na salę operacyjną ściskając moją dłoń.
- Kocham cię Enzo - wyszeptała
- Ja też cię kocham - odpowiedziałem całując ją w czoło.
- Proszę tu zostać! Wszystkim się zajmiemy - krzyknął jakiś gość w zielonym fartuchu po czym zniknął za drzwiami, a z nim moja żona.
Osunąłem się po ścianie i objąłem rękami głowę. Moje ubranie było całe we krwi. Niby krew nie robiła na mnie wrażenia bo często miałem ją na rękach, ale ta należała do kobiety która była całym moim życiem. Nie wiem jak długo tak siedziałem ale pierwszy raz w życiu zacząłem się modlić. Wiedziałem że jestem skurwielem który codziennie pozbawia kogoś życia. To z moich rąk matki traciły synów, żony mężów, a dzieci ojców. Liczyłem jednak że Bóg mnie usłyszy, że oszczędzi te słodkie istoty które były sensem mojego nędznego życia. Nie mogłem ich stracić, życie nie mogło po raz kolejny powalić mnie na kolana, bo tym razem chyba nie dałbym rady już się podnieść.
CZYTASZ
Cierpienia młodego Gangstera
RomanceMoje życie wyglądało, jakbym żył w dwóch różnych światach, posiadał dwie osobowości. Miałem zostać Donem i rządzić tym całym syfem, którego byłem częścią. Mafijne porachunki, walka o władzę, morderstwa, handel bronią i narkotykami. Tak wyglądało moj...