Prolog

1.7K 85 15
                                    

*30 listopad*

HAZEL

- Jak sobie to wyobrażasz? – pytam wyczekująco wysokiego mężczyznę, stojącego zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. – Mam tam ot tak wrócić i udawać, że wszystko jest w porządku?
- Wydaje mi się, że nie masz wyjścia, Hazel. O ile zależy ci na wszystkim, co masz – odpiera ze spokojem, przeczesując dłonią bujną czuprynę.

Biorę głęboki wdech i mocno zaciskam dłonie w pięści. Poziom złości powoli wymyka mi się spod kontroli. Jeszcze chwila, a dojdzie między nami do rękoczynów. On chyba żartuje.

- Powiedziałam rodzinie, że ciężko pracuję i nie odwiedzę ich na święta – oznajmiam głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Teraz mam się wycofać? Zmienić plany? Bo z pewnością spotkam któreś z nich, choćby przypadkiem. Kłamstwo na dłuższą metę po prostu nie przejdzie.
- Hazel. Lepiej rób, co mówię. Dostaniesz odpowiednią kwotę, która z pewnością cię usatysfakcjonuje. I wymyślisz dlaczego nagle zjawiłaś się w mieście. To mnie akurat nie interesuje.

Parskam śmiechem, nie potrafiąc dłużej utrzymać udawanej powagi. To brzmi jak jeden wielki żart wymyślony na poczekaniu byle tylko mi dopiec.

- A co jeśli się na to nie zgodzę? – w ostatnim momencie postanawiam zmienić strategię. – Może wcale nie mam ochoty się tam zjawiać.
- Posłuchaj, pyskata niunio – warczy, chwytając boleśnie moje ramię.

Mam wrażenie jakby coś dosłownie wypalało mi skórę. Jego chwyt jest pewny, silny i nieustępliwy. Choćbym chciała się wyrwać, nie mam najmniejszych szans. Ogromna, szorstka dłoń zaciska się z całą możliwą siłą na mojej prawie nagiej skórze.

- Albo będziesz robić, co ci każę albo osobiście dopilnuję, żeby twoja cudowna rodzinka się o wszystkim dowiedziała.
- Nie. Nie możesz mi tego zrobić! – tym razem to ja unoszę głos. – Oni nie mają ze mną nic wspólnego!
- Wydaje mi się, że jednak mają. I z pewnością nie byliby zadowoleni – odpiera, szczerząc się obleśnie.

Zaciskam powieki, kiedy ręka mężczyzny wreszcie się ode mnie oddala. Pocieram obolałe ramię z nadzieją, że to nieco złagodzi towarzyszący mi ból. Niestety, nic bardziej mylnego.

- Okej – mówię z rezygnacją po chwili niezręcznej ciszy. – Zrobię co chcesz. Ale potem wracam tutaj i nigdy więcej nie chcę patrzeć na twój parchaty ryj, rozumiesz? Nie przychodź tu.
- Widzisz? Można się jednak z tobą dogadać. I z pewnością nie będziesz żałowała tej decyzji.

Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze z ust.

- Masz zapewnione mieszkanie w dość wysokim standardzie, samochód, który będzie czekał na miejscu i spore wynagrodzenie. Chyba nie robi ci różnicy czy przez jakiś czas pobędziesz tu czy tam. A przy okazji spędzisz święta z rodziną. Nikt nie chcę być sam w ten jeden z niewielu wyjątkowych dni w roku, prawda?

Widząc jego przebrzydły, pewny siebie uśmieszek, malujący się na wąskich, teatralnie wydętych wargach zbiera mnie na wymioty. Nie wierzę, że wpakowałam się w takie gówno. Jak do tego doszło? I gdzie ja miałam mózg? Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Ale nie mogę. I muszę wykonywać polecenia niczym marionetka, którą ktoś pociąga za sznurki.

- Jeszcze mi podziękujesz – dorzuca na odchodne, po czym znika za drzwiami mojego domu.

Opieram się o pobliską ścianę i próbuję zebrać myśli.

Nie chciałam wracać do rodzinnego miasta. Nie chciałam spędzać świąt w towarzystwie rodziny. A teraz nie mam wyjścia. Jeśli tam wrócę, prędzej czy później spotkam rodziców czy swoje rodzeństwo w trakcie przechadzki po ulicy. Może i jest to jedno z olbrzymich miast. Ale wbrew pozorom to w takich najłatwiej wpaść na ludzi, z którymi po prostu nie chcę się widzieć, szczególnie z moim nadzwyczajnym pechem.

Biorę głęboki wdech, gdy wybieram jeden z numerów w katalogu moich kontaktów. Czuję jak moje palce drżą, a serce omal nie wyskakuje z piersi. Ale nie mogę postąpić inaczej.

Przykładam komórkę do ucha i słucham cichych, urywanych sygnałów aż wreszcie w słuchawce rozlega się spokojny głos, który tak dobrze znam.

- Tak?
- Hej, mamo – mówię niepewnie, starając się, aby kobieta nie wyczytała niczego z mojego tonu głosu.
- Hazel! – woła uradowana. – Tak miło cię słyszeć, kochanie.
- Cieszę się – ucinam, nie chcąc wchodzić na jakiekolwiek tematy w tym stylu. – Słuchaj, pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
- Oczywiście, że tak. Jak mogłabym zapomnieć?
- Chodzi o to, że plany trochę się zmieniły. I jednak przyjadę na święta.

Słyszę głośny okrzyk radości, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że może wcale nie podejmuję aż tak złej decyzji. A przynajmniej teraz tak mi się wydaje, w głębi duszy wiem, że szybko tego pożałuję.

- Naprawdę? Kochanie, to wspaniale! Tak się cieszę. Już myślałam, że kolejny rok twoje miejsce zostanie puste. Kiedy się tutaj wybierasz?
- Jutro – odpieram zdawkowo.
- Przyjadę po ciebie na lotnisko.
- Nie – reaguję zdecydowanie zbyt szorstko, dlatego też szybko zmieniam ton głosu. – Nie ma takiej potrzeby. Nie będę odrywać cię od obowiązków. Przenoszą mnie tam na jakiś czas, to tymczasowy wyjazd służbowy. Będę miała gdzie mieszkać i czym jeździć. Poradzę sobie. A któregoś wieczoru mogę cię odwiedzić.
- Och, no dobrze. Jeśli tak wolisz to nie będę nalegać. Ale i tak strasznie się cieszę, że w końcu cię zobaczę, Hazel. Minęły dwa lata, na pewno mocno się zmieniłaś.
- Ja też się cieszę, mamo – kłamię. – A teraz przepraszam cię bardzo, ale muszę kończyć. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia przed wyjazdem.

Kobieta żegna mnie kilkoma czułymi słowami, a zaraz potem kończymy rozmowę. Odkładam telefon na pobliską komodę i biorę kolejny głęboki wdech. Czuję się źle, okłamując mamę. Wcale nie jadę tam po to, żeby spędzić z nimi święta. Ale nie mogę zdradzić jej prawdziwego celu mojej podróży, a przynajmniej jeszcze nie teraz.

Teraz zostaje mi tylko zmierzyć się ze wszystkim, co czeka na mnie na miejscu. A to może nie być takie proste.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego ;)

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz