Rozdział 23

678 54 16
                                    

*20 grudnia*

HAZEL

- Jesteś pewna, że chcesz wrócić do domu? – pyta cicho Justin, gdy zerka na mnie z fotela pasażera.

Kiwam potakująco głową.

- Jak niczego innego – dodaję. – To miasto mi nie służy. Zbyt wiele wspomnień. Tam czuję się zdecydowanie lepiej. Elsie zresztą też.
- Może powinnaś spędzić święta z rodzicami?
- Po wszystkim, co powiedziałam mamie? Raczej podziękuję. Nie chcę wielkich rodzinnych pogadanek czy grupowego płaczu. Amy zadzwoniła do mnie w środku nocy, bo mama o wszystkim jej powiedziała. I tyle wystarczy. Nigdy więcej nie chcę już do tego wracać. Przeszłość jest przeszłością – kwituję. – I lepiej, żeby w tej przeszłości została. Odkopywanie spraw sprzed lat nigdy nie kończy się dobrze.

Czuję jak oczy Justina wywiercają mi dziurę w boku głowy, ale mimo to skupiam wzrok na drodze. Jedynym plusem dużego miasta jest to, że na każdym kroku stoją auta, które można wynająć za pomocą aplikacji i pojechać nim gdziekolwiek się chce. Tym razem celem podróży jest drogeria w galerii handlowej.

- Jeśli tak uważasz... Hazel...
- Co?

Zatrzymuję auto na pierwszym z wolnych miejsc parkingowych i gaszę silnik. Zwracam wzrok ku Justinowi i od razu tego żałuję. Przez moje ciało przebiega dziwny prąd, a serce niemal natychmiast przyspiesza.

- Pogadamy? Zanim wyjedziesz, oczywiście.

Mimowolnie kiwam potakująco głową.

- Może pójdziemy dziś na kolację? Twoja siostra z pewnością nie będzie miała nic przeciwko jeśli zostanie z Elsie odrobinkę dłużej.
- Pewnie nie, bo kocha ją jak własne dziecko, a żadna z nas nie wie, kiedy znów się zobaczą. Okej, pójdę z tobą na obiad.

Mężczyzna posyła mi lekki uśmiech, a ja w końcu zmuszam się do odwrócenia wzroku.

- Chodźmy – zarządzam. – Muszę kupić te cholerne pampersy.

*

Siedzimy w niewielkiej restauracji w samym centrum miasta i oboje wpatrujemy się w sypiący na zewnątrz śnieg.

- Nie będzie ci tego brakowało? – zagaduje nagle Justin.
- Ani trochę – odpieram bez namysłu. – Nienawidzę śniegu. Jest taki... sztuczny.

Justin zerka na mnie ukradkiem i posyła pytające spojrzenie.

- Śnieg sprawia, że wszystko nagle staje się takie urocze, cudowne i wspaniałe, choć przecież takie nie jest, to tylko złudzenie. Kojarzy się ze świętami, rodziną, miłością. A to jedynie odrobina białego, zdradzieckiego puchu, która nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Ludzie przypisali naturze coś, co jest wyłącznie ich wymysłem.
- Tak myślisz?

Potakuję nieśmiałym skinięciem głową.

- Oczywiście, że tak. Śnieg to opad atmosferyczny w postaci kryształków lodu. Nie ma w tym żadnych emocji czy uczuć. To tylko natura, Justin.
- Dość prostolinijne myślenie – zauważa.
- Tylko takie mnie w życiu interesuje. W każdym razie, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

W tym samym momencie przy naszym stoliku zjawia się kelnerka z dwoma szklankami napojów oraz dwoma, zamówionymi przez nas posiłkami. Stawia je na stoliku, uśmiecha się niewinnie do Justina, a zaraz potem odchodzi, upewniając się czy nadal na nią patrzy. Ździra.

- Może najpierw coś zjedz.
- Po prostu powiedz. Jestem gotowa na wszystko.

Mężczyzna bierze głęboki oddech, a potem wlepia we mnie lekko rozbiegany wzrok.

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz