Rozdział 22

538 48 5
                                    

*19 grudnia*

HAZEL

- Albo myślałaś, że mnie przechytrzysz albo jesteś skończoną idiotką – oznajmia. – Choć właściwie obie te opcje sprowadzają się do tego samego.

Nie czekając na odpowiedź, mężczyzna odpycha mnie na bok, używając do tego niemałej siły i bez żadnych skrupułów wchodzi do domu, a potem jak gdyby nic zamyka za sobą drzwi.

- Chyba ci życie niemiłe, Hazel – ciągnie.
- Czego chcesz?
- Wracasz do domu – mówi nagle zdecydowanie zbyt pewnym tonem głosu. – Pakuj się. Natychmiast.

Otwieram szerzej oczy i parskam śmiechem.

- Chyba sobie żartujesz. Nigdzie nie idę – protestuję.
- Jakbyś nie zauważyła to nie pytam cię o zdanie – warczy gniewnie, robiąc duży krok w moją stronę.

Instynktownie odsuwam się w tył, próbując zachować między nami odpowiedni dystans. Jeśli podejdzie za blisko, zacznie zajmować za dużo przestrzeni, a ja nie będę w stanie logicznie myśleć. Jego obecność od zawsze strasznie mnie przytłaczała i męczyła, szczególnie gdy przekraczał granice mojej przestrzeni osobistej.

- Nigdzie nie idę.

Staram się nie ulegać, biorąc pod uwagę, że jestem z nim sam na sam. Przełykam ciężko ślinę i robię kolejny krok w tył, gdy Marcus się do mnie zbliża.

Niestety w tym samym momencie moje plecy zderzają się z zimną ścianą. Przez moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz niepokoju. Mój mózg zaczyna rozważać przeróżne scenariusze wybrnięcia z tej sytuacji, jednak żaden z nich nie wydaje się racjonalny i możliwy do wykonania. Marcus jednak nic sobie z tego nie robi i staje tak blisko mnie, że czuję jego oddech na swoim czole.

- Posłuchaj, zabawa się skończyła. Byłem miły, próbowałem prośbą i groźbą, ale skoro nic nie działało to chyba pora zabrać się za to tak, jak należy – syczy. – Nie przyjechałaś tu na wczasy i chyba o tym zapominasz. Masz pracować, dla mnie. Obowiązuje cię umowa.
- Mam w dupie tą jebaną umowę.

Marcus uśmiecha się przebiegle i nim zdążę się zorientować wyciąga coś z kieszeni. W panującym półmroku ciężko mi dostrzec co to takiego. Wytężam wzrok, jednak gdy tylko dostrzegam słabe błyśnięcie metalu, czuję jak całe moje ciało boleśnie się napina. Doskonale wiem, co trzyma w dłoni.

Nie mam szansy wypowiedzieć ani słowa, gdy zimny przedmiot dotyka mojej szyi.

- No to jak? Spakujesz te pierdolone torby? – pyta, szczerząc się dumnie. – Myślę, że wystarczająco cię przekonałem. Chyba, że chcesz dołączyć do koleżanki z kwatery dwa metry pod ziemią. Nie ma sprawy.

Gryzę się w język zanim moje usta opuszczą słowa, które mogłyby mi poważnie zaszkodzić. Ten człowiek grozi mi bronią, a poza tym i bez tego jest nieobliczalny. Jakakolwiek próba sprzeciwu może skończyć się wszystkim.

Moje myśli od razu biegną w kierunku Elsie. Modlę się w duchu, żeby nie zaczęła płakać lub mnie wołać. Nie mam pojęcia jak ten skurwysyn by na to zareagował, a wizja zagrożenia życia Elsie jest jeszcze gorsza niż jeśli chodzi o mnie.

Zasycha mi w gardle, a na czole pojawiają się pojedyncze kropelki potu.

- S..spakuję – oznajmiam słabo.
- No to prowadź – rzuca, szturchając mnie lufą pistoletu w skroń.

A więc zamierza wszystko nadzorować.

Musiał obserwować blok. I zapewne tylko czekał aż Justin gdzieś wyjdzie, a ja zostanę całkiem sama. Nie tak to miało wyglądać. Zaufałam mu, bo byłam pewna, że wie, co robi. Ale w tej chwili wydaje mi się to mało prawdopodobne. Justin wróci tu, gdy ja będę w drodze do mieszkania, w którym jeszcze niedawno żyłam. Nie wrócę do siebie, a Marcus z pewnością zadba o to, żeby podobna sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.

Umowa o wszystko | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz