Rozdział 1

4.8K 215 41
                                    

Wiecie, jak to jest być niesamowitym lekarzem, ale być wzywanym raz na miesiąc? Ja wiem. Po skończeniu najlepszych uczelni okazało się, że dla lekarza w dziedzinie genetyki praca nie jest łatwa do znalezienia w dzisiejszych czasach. Nasz zawód nie wygląda już tak, jak wcześniej. Zajmujemy się tworzeniem nowych gatunków i ich poskramianiem. Ostatnio jednak, przez brak chętnych, badania przystopowały. Dlatego, teraz gdy zostałem zaproszony do niebezpiecznego projektu, nie mogę przestać o tym myśleć. Z tego, co wyczytałem w aktach, jest to bardzo ciekawy przypadek. Pozwólcie, że go przedstawię.

Wiek: 19 lat
Płeć: mężczyzna
Imię: Eryk

Krzyżówka człowieka z orłem. Operacja przebiegła pomyślnie, chłopak w pełni funkcjonuje.

Skutki uboczne: Kły z jadem, wybuchy energii

UWAGA! OBIEKT ZBYT AGRESYWNY DO BADAŃ, PRÓBY KOŃCZĄ SIĘ ŚMIERCIĄ. NIE DA SIĘ ZBADAĆ HYBRYDY.

Z początku nie chciałem przyjąć tego przypadku, ale przekonała mnie ważna rzecz. Jestem jego ostatnim ratunkiem. Jeśli mi się nie uda, zostanie uśpiony. Jest to nie tylko ogromny postęp w nauce, ale po prostu szkoda mi chłopaka.

-Proszę Pana, jesteśmy na miejscu. - Z zamyśleń wyrywa mnie głos kierowcy. Miło ze strony pracowni, że przysłali po mnie kierowcę. Powoli udaję się w stronę wejścia, ale zatrzymuje mnie ochrona.

-Jestem dr Luis, mam pracować z dr. Alexem nad hybrydą. - Zostaję przepuszczony, a następnie odprowadzony ciemnym korytarzem do sali badawczej. Dopiero tam jest na tyle jasno, że mogę cokolwiek zobaczyć, chociaż wolałbym tego nie widzieć. Oprócz licznych szafek i faceta w fartuchu, mogę dostrzec Eryka. Jest zamknięty w za małej dla siebie klatce. Jego skrzydła są nienaturalnie powyginane, szpony związane sznurem, a na pysku ma kaganiec. Przeraża mnie to, bo nawet hybryda nie zasługuje na takie traktowanie. Ruszam w jego stronę, ale zostaję zatrzymany.

-Jak zgaduję dr Luis. Miło mi, będę z Panem współpracował. To Eryk, nasz ostatni obiekt badań. Dzięki mutacji uzyskał skrzydła, szpony i fragmenty skóry ptaka. - Unoszę rękę, żeby zamilkł.

-Dlaczego trzymacie go w takich warunkach? Powinien mieć własny pokój, a nie klatkę. - Wymijam go i klękam tuż przy kratach. Zdecydowanie śpi, gdyby nie to pewnie już byłbym martwy, ponieważ delikatnie ściągam mu kaganiec. Równie delikatnie, tak żeby go nie obudzić, udaje mi się uwolnić jego ręce, o ile mogę je tak nadal nazywać.

-Musieliśmy go w tym zamknąć, w dużym pomieszczeniu był nie do opanowania. Nadal jest. Dawno już miał być martwy, ale stwierdzono, że Pan go poskromi. Szczerze wątpię i nie chcę mieć z tym nic wspólnego, dlatego opuszczam to pomieszczenie. Jest do Pana dyspozycji całą dobę. Żegnam. - Słyszę tylko, jak drzwi się zatrzaskują. Wzdycham ciężko i otwieram mu klatkę. Nie mam zamiaru mu okazywać swojego strachu, a chcę zbudować zaufanie. Większość badań będzie nieprzyjemna, dlatego musi zrozumieć, że nie zrobię mu krzywdy. Podnoszę się, dopóki się nie obudzi, poprzeglądam sobie szafki.

——————————————————

Po jakiejś godzinie grzebania w szafkach, do moich uszu dochodzi szelest piór. To znaczy tylko jedno, obudził się. Powoli odwracam się w stronę klatki i mam rację. Jego ludzkie oczy wpatrują się we mnie, ale nie to zwraca moją uwagę, a łza spływająca po policzku.

-Witaj. Jestem doktor Luis i przyjechałem tu specjalnie dla Ciebie. Dobrze, że się obudziłeś, trzeba Cię wyciągnąć z tej klatki, a sam bym tego nie zrobił. - Powoli podchodzę do klatki, co chyba mu się nie spodobało, bo wyszczerza kły. Nie reaguję, kucam przed nim z uśmiechem na twarzy, który szybko znika. Zaczyna piszczeć, jakby z bólu i wierci się. Dostrzegam przyczynę. Skrzydło weszło w kratę i wygina się pod bolesnym kątem. Szybko podnoszę się, pomagam mu je uwolnić. W zamian jego szpony zatapiają się w mojej ręce. Nie reaguję, chociaż kurewsko boli. Rozumiem, że się boi, każdy na jego miejscu by się bał. Delikatnie chwytam jego dłoń i wyciągam szpony ze swojej skóry. Ze spokojem podchodzę do apteczki i opatruję ranę. Nie jest za głęboka. Gdy odwracam się znów w stronę klatki, jest pusta. Rozglądam się i dostrzegam Eryka schowanego w kącie. Orientuję się, że jest nagi. Kiwam głową, to jest porażka, a nie gabinet badawczy. Ściągam swój kitel i okrywam go nim. Zerka na mnie, przechylając głowę w bok. Wygląda naprawdę uroczo.

-Jestem głodny. - Cieszę się, że postanowił się odezwać. Zerkam na listę badań.

-Muszę Ci pobrać krew do badań, po tym będziesz mógł zjeść. Pozwolisz mi na to? Obiecuję, przyniosę Ci coś pysznego do jedzenia. - Podnosi się, a jego ręka wysuwa się spod kitla. Delikatnie obejmuję go ramieniem i prowadzę na fotel. Wyczuwam, że jest zimniejszy niż człowiek. Przygotowuję wszystko do pobrania krwi, ale gdy tylko podnoszę igłę, Eryk zabiera rękę i syczy głośno. Powoli odkładam igłę i siadam obok niego.

-Boję się, tamci lekarze robili to bardzo boleśnie. Spójrz. - Wskazuje palcem na ślady po igłach. Faktycznie są bardzo widoczne i nietypowe, jakby rozdzierali mu przy tym skórę.

-Dobra, zrobimy inaczej. Pójdę po jedzenie i zrobię inne badania. Jak się do mnie przekonasz, to pobiorę Ci krew. Zaraz wrócę, bądź grzeczny i nic nie kombinuj. - Opuszczam gabinet z uśmiechem na twarzy. Eryk nie zachowuje się jak większość hybryd, instynkty zwierzęce nie zawładnęły nim. Po prostu się bał.

——————————————————

Powoli otwieram drzwi, ale nie jest mi dane zrobić nawet kroku do przodu. Zostaję powalony na ziemię przez Eryka, który nie wygląda jak przedtem. Z pyska leci mu piana, a źrenice są nienaturalnie zwężone.

-Boli... - Wyjekuje, układając czoło na mojej klatce piersiowej. Oddycham z ulgą, jest z nim kontakt.

-Co dokładnie? Postaram się pomóc, ale muszę wiedzieć, co się dzieje. Powiedz. - Podnosi się ze mnie i wskazuje na szyję. No tak, ta obroża musi być okropna. Jest wszyta w skórę, która jest zaczerwieniona. Zapewne jest to bardzo bolesne w funkcjonowaniu i niebezpieczne. Wzdycham ciężko, bo to nie do zniesienia. - Przyniosłem Ci jedzenie, różne mięso. Oczywiście nie jest surowe. Usiądź i jedz, a ja się zajmę nitkami. To będzie dość nieprzyjemne, chcesz znieczulenie? Mogę Ci dać specjalny żel. - Eryk wesoło kiwa głową i zajmuje miejsce na fotelu. Gdy zaczyna jeść, ja zastanawiam się jak usunąć nici. Nie wiem, jak głęboko są, boję się, że go skrzywdzę. Muszę porozmawiać z kimś, kto je zakładał. W tym celu wstukuję odpowiedni kod, a już po chwili drzwi się otwierają. Staje w nich nikt inny, jak mój pomocnik.

-Wzywałeś. - Chcę do niego podejść, ale drogę zasłaniają mi przepiękne, brązowe skrzydła orła. Eryk nie tylko mnie zasłania, ale też głośno warczy, a na ziemię skapuje zielona maź. Domyślam się, że to słynny jad, o którym była mowa w raporcie. W pomieszczeniu pojawia się również straż, wraz z bronią. To nie tak miało wyglądać.

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz