Rozdział 10

2.1K 143 17
                                    

Staramy się z Erykiem o dziecko już kilkanaście miesięcy. Każda próba kończy się poronieniem. Lekarze twierdzą, że być może to wina słabych genów - w kolejnych pokoleniach problem się zmniejszy. Jednak, jak mają być kolejne pokolenia, skoro Eryk co chwilę przeżywa poronienie? Nie mam do niego żalu, wręcz przeciwnie. Zaczynam się o niego poważnie martwić. Popadł w depresję po pierwszej porażce. Chudnie w oczach, przestał wychodzić z domu, a jego ruje zdażają się coraz rzadziej. Ostatnio nawet przestał ze mną rozmawiać, zamknął się całkowicie w sobie. Staram się dokonać wszystkiego, żeby szanse na donoszenie ciąży wzrosły, ale nie jestem aż tak dobrym lekarzem w tej dziedzinie.

-Kurwa! - Wykrzykuję na cały dom, gdy kolejne badania w laboratorium się nie powiodły. Jestem tak bardzo już zmęczony. Nie dość, że nie spałem od paru nocy zbyt dobrze, bo na kanapie, to jeszcze zła wiadomość.

-Coś się stało? - Zerkam w stronę wejścia do salonu. Znowu schudł... Mimowolnie odwracam wzrok.

-Nic, przepraszam. Poniosło mnie. Chciałbyś coś zjeść? - Podnoszę się do kuchni, gdzie czekają już na niego kanapki.

-Moja ruja zapewne zacznie się dzisiaj. Tak sądzę. - Wzdycham ciężko, a mój humor jeszcze bardziej się pogarsza. - Powinieneś wziąć prysznic. Od paru dni siedzisz tylko nad laptopem. - Mierzę go złym wzrokiem. Nie zauważył nawet, jak szedłem do łazienki.

-Po co? Żebyś znowu poronił? Nie będziemy mieć dziecka, zaakceptuj to w końcu! - Uderzam w blat dłonią. Słychać tylko, jak coś w niej chrupocze, a ból powala mnie na kolana. - Nie dam Ci się wykończyć, Eryk. Jak tak dalej pójdzie, będziesz za chudy, żeby nawet próbować zajść w ciążę. - Cedzę przez zęby z nadzieją, że tym razem nie będzie chciał stawiać na swoim.

-Chce urodzić twoje dziecko. Zrozum mnie pro...

-A ty zrozum, że nie dasz rady! Nie mogę Cię do cholery stracić, kosztem urodzenia bachora! - Powiedziałem za dużo. Od razu zerkam na Eryka, który chyba nareszcie zrozumiał moje słowa.

-Ostatni raz. Jeśli tym razem się nie uda, odpuszczę. Błagam, bardzo chcę urodzić. - Podnoszę się i staję tak blisko niego, że słyszę jego serduszko.

-Dlaczego tak bardzo chcesz dziecko? Nie potrafię tego pojąć. - Spuszcza głowę, więc szybko domyślam się, że tu jest coś nie tak. Podnoszę go na ręce i zabieram na kanapę, gdzie sadzam sobie go na kolanach. Walić moją rękę, teraz muszę wyciągnąć z niego prawdę.

-Jeśli kiedyś umrę, nic nie będzie Ci o mnie przypominać. Zapomnisz o mnie w mgnieniu oka. Jeśli urodzę Ci dziecko, będzie Ci ono przypominać o mnie już zawsze. - Zamieram. Nigdy nie sądziłem, że taki strach sieje w nim spustoszenie.

-Skarbie, nigdy o tobie nie zapomnę. W dodatku, gdybyś umarł przy porodzie, nigdy bym nie mógł patrzeć na dziecko z miłością. Dlatego błagam, odpuśćmy sobie na jakiś czas. Musisz przybrać trochę wagi, wtedy na pewno się uda. - Przytulam go mocno do siebie, ale ból w ręce wyciąga ze mnie jęk. Eryk reaguje natychmiast. Chwyta moją dłoń i delikatnie liże opuchnięte miejsce.

-Ostatni raz, błagam. Naprawdę czuję ruję bardzo mocno. - Opieram sobie czoło na jego ramieniu. Faktycznie, już zaczyna wypuszczać swoje feromony. Nie czułem ich tak dawno, że ciężko mi się powstrzymać. Jednak ułatwia mi to dzwonek do drzwi. Jestem zmuszony podnieść się do nich, a gdy je otwieram, przeżywam szok. To Alis, najmłodsza lekarka z laboratorium. Jest szalona, ale skuteczna. Wbiega do salonu, jakby się paliło. Ignoruje mnie oczywiście, jak jakąś muchę.

-Eryk! Ściągaj natychmiast gacie!

-Co kurwa?! - Wypalam, odsuwając ją od swojego ukochanego. Daję jej chwilę, żeby załapała oddech. Podnosi do góry jakąś probówkę z czymś w środku.

-Pamiętasz, jak mówiłam, że Eryk mógłby donosić ciąże, gdyby miał silniejsze geny? Kobiety mają rodzenie w naturze, więc pogrzebałam trochę w sobie i wynalazłam to cudeńko. - Pokazuje na ten podejrzany przedmiot. Odruchowo zasłaniam hybrydę swoim ciałem.

-Przechodź do sedna. Przede wszystkim, dlaczego to się do chuja rusza?! - Zaczynam panikować, widząc, jak to coś się rusza.

-Nie do chuja, a do dupy! Dosłownie, nie w przenośni. - Wzdycham ciężko, muszę ją uspokoić, bo inaczej nie powie mi, co to jest.

-Alis, uspokój się i wyjaśnij mi to wszystko na spokojnie. Erykowi zbliża się ruja, nie mamy za dużo czasu. - Mija parę sekund, w których czasie Alis głęboko oddycha.

-Ten oto mechaniczny robaczek, musi być zaaplikowany prosto w miejsce docelowe. Jest aktywowany śluzem Eryka w rui i ostatecznie dociera do macicy. Wbija się w jej ściankę i wzmacnia ją od środka. Żeby wam to lepiej opisać, będzie działał jak klej. Dostarczy też parę środków odżywczych. Mam nadzieję, że to pozwoli Ci donosić ciąże. - Moje oczy szeroko się otwierają ze zdziwienia. Nigdy nie sądziłem, że pomyśli o czymś takim. Chcę jej podziękować, ale Eryk mnie wyprzedza. Rzuca się na nią i zamyka w mocnym uścisku.

-Dziękuję! Tak bardzo jestem Ci za to wdzięczny! - Dość szybko przerywa przytulasa i porywa mnie do pokoju. Alis wchodzi za nami, powierza mi do rąk robaczka.

-Okej, jak skończycie swoje, to przyjdźcie do laboratorium. Zbadam Cię Eryku i obejmę pełną opieką lekarską. - Wychodzi, zostawiając nas samych. Przeraża mnie to, że to coś już się rusza.

-Pomożesz mi? Ciężko będzie samemu to zaaplikować. - Rzucam mu spojrzenie typu ,,Po co się pytasz?" i zajmuję miejsce na łóżku.

-Ułóż się w wygodnej dla ciebie pozycji. Alis mówiła, że aktywuje go twój śluz, dlatego pomogę Ci go wydzielić więcej. - Przez chwilę myśli, aż ostatecznie układa się obok, a jego prawa noga spoczywa na moich. Uśmiecham się, bo to jego ulubiona pozycja, gdy chce go rozepchać palcami. Może słuchać mojego serca, a ciepło mojego ciała go uspokaja. Na chwilę obecną robaka trzymam w prawej ręce, a lewą zaczynam go odprężać. Po jakiejś minucie przekładam robaka z jednej dłoni do drugiej.

-Jestem gotowy. - Jakby czytał mi w myślach. Delikatnie przykładam urządzenie do jego wejścia, a następnie popycham go palcem. Gdy słyszę jego cichy pisk, czuję się tak bardzo winny. - To tylko nieprzyjemne uczucie, coś się porusza we mnie, ale nie boli ani trochę. - Całe szczęście. Odczekuję kilka minut, aż zaczynam znów zatapiać w nim palce.

-Śluz, pamiętasz? Jak zacznie Ci się ruja, to będzie go znacznie więcej niż teraz. - Zatrzymuje moją dłoń i siada na biodrach. Widzę po nim, że właśnie zaczyna ruje. No nic, zostaje mi tylko dać mu to, co chce.

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz