Rozdział 14

1.8K 120 10
                                    

Przebudza mnie przyjemne ciepło na klatce piersiowej. Nie obchodzi mnie co to, wtulam się mocniej w to źródło przyjemnego mrowienia.

-Lu, zadusisz nas zaraz. - Ten głos wybudza mnie ze snu. Zmuszam się znów do otworzenia oczu, a widok, który zastaję, sprawia, że pojawia mi się uśmiech na twarzy. Rozluźniam uścisk.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz i tutaj jesteś. - Delikatnie sięgam do jego piór, żeby przeczesać je ręką.

-Ciesz się, że jestem w ciąży i nie mogę krzyczeć, bo byś dostał taki opierdol, jakiego świat jeszcze nie widział. - Obrywam w nos, dość delikatnie. Muszę przyznać, że zachowałem się lekkomyślnie, ale to wszystko dla niego. - Muszę coś Ci pokazać, ale obiecaj, że nie zaczniesz krzyczeć. - W pierwszym odruchu myślę, że jednak ucierpiał i właśnie dlatego, zaczynam sprawdzać jego całe ciało, wywołując jego śmiech. Delikatnie zabiera moje ręce, a gdy staje przede mną bokiem, aż zapiera mi dech w piersiach. Widać ciążowy brzuszek. Nie jest on duży i zapewne osoba, która go nie zna, nic nie zobaczy, ale ja to widzę. Zmuszam się do siadu, a moja ręka sama wędruje ku niego. Tak samo nie kontroluję łez szczęścia, które skapują na kołdrę.

-Gdyby ktoś mi dwa lata temu powiedział, że będę miał dziecko z ukochanym mężczyzną, wyśmiałbym go. Tak bardzo zmieniłeś moje życie na lepsze. - Przyciągam go delikatnie do siebie.

-Ja mogę powiedzieć to samo. Gdybyś mnie nie uratował, moje organy by trafiły na czarny rynek. Albo gorzej, zostałbym sprzedany do burdelu i co wtedy? - Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Jego widok w jakimś obskurnym miejscu, posuwanego przez obcych facetów. Na samą myśl tego robi mi się gorąco.

-Dziwnie się czuję. - Stwierdzam, gdy gorąco ze złości nie mija, a przeradza się w mrowienie. Zaczynam ciężej oddychać i nagle pomieszczenie wypełnia się przyjemnym zapachem Eryka. Przypominają mi się słowa Alis, o uzależnieniu. - Ugryź mnie, błagam! - Rzucam natychmiast, czym wprawiam go najwyraźniej w zakłopotanie. Dopiero po chwili rozumie, co się dzieje.

-Musisz mnie oderwać, jak tylko Ci się polepszy, okej? - Potwierdzam, a gdy tylko siada mi na kolanach, łapię go mocno za głowę i przyciskam do swojej szyi. Gdy jego kły zatapiają się we mnie, a jad rozchodzi po ciele, z gardła wyrywa mi się jęk rozkoszy. Tak jak obiecałem, odciągam go, gdy moje ciało wraca do normy. Obydwaj mamy łzy w oczach. Moje ze szczęścia, a jego właściwie nie wiem, dlatego przytulam go mocno do siebie.

-Dlaczego płaczesz? Coś Cię boli? Pójść po Alis? - Zasypuje go pytaniami, bo tak cholernie się martwię.

-Tak bardzo się bałem, że Cię stracę na zawsze! - Wybucha tak gorzkim płaczem, że aż mi się serce kraja. Czekam chwilę, aż się uspokaja i ciągnie dalej. - Najpierw gdy dostałem to zdjęcie, poczułem taki straszny ból. Nie rozumiałem, dlaczego poszedłeś do kobiety. Dopiero gdy usłyszałem głos tego obcego faceta, a potem zauważyłem, że na zdjęciu masz związane ręce i nogi, ten ból przerodził się w złość. Nawet Rex nie mógł zatrzymać mnie w domu. Straciłem wszelką kontrolę nad sobą. W głowie miałem tylko jedną myśl. Odnaleźć Cię, zabić tego skurwysyna i mocniej Cię naznaczyć. - Coś mi tu nie pasuje. Fakt odnalazł mnie, a mój porywacz nie żyje, ale ostatnia rzecz się nie zgadza.

-To dlaczego jeszcze mnie nie naznaczyłeś mocniej? - Widzę, jak ucieka wzrokiem i już wiem, że coś za tym stoi. Znając go, coś związanego z naszymi ciałami. - Skarbie, musisz mi powiedzieć.

-No bo... - Wydusza z siebie po chwili, dość niechętnie. - Jeśli to zrobię możliwe, że dostanę ruje. To niebezpieczne w moim stanie i dlatego muszę z tym poczekać do porodu. - Uśmiech pojawia mi się na twarzy. Sięgam do jego szyi, gdzie widnieje naszyjnik.

-Powiedzmy, że tym naznaczyłem Cię w ludzki sposób. Nie musisz się martwić o takie głupoty. Istniejesz dla mnie tylko ty, jasne? - Udaje mi się podnieść z nim z łóżka. Zdezorientowany obejmuje mnie w pasie, ale nie protestuje.

-Gdzie ty idziesz? - Pyta, gdy wchodzimy do sali Alis. Ona też patrzy na mnie jak na wariata i w ogóle się nie dziwię. To co chcę zrobić, to naprawdę debilizm.

-Zrób coś dla mnie, Alis. Mówiłaś mi raz, że pracujesz nad czymś, co pomoże Erykowi uwierzyć, że wszyscy będą wiedzieć o tym, że ja należę do niego. Masz to? - Zapada cisza, po czym zostaję siłą posadzony na fotel do badań. Alis paroma, sprawnymi ruchami pozbawia mnie parę włosów z głowy, po czym wraca do pracy.

-Tak, opracowałam to, ale nie wiem, jakie są skutki uboczne. Jesteś pewny, że chcesz tak bardzo ingerować w swoje ciało?

-Oczywiście, że jestem pewny. Wszystko dla Eryka. - Rzucam od razu, a gdy Alis miesza coś w fiolce, wtrąca się właśnie on.

-Co wy kombinujecie? Niedawno prawie Cię straciłem, a ty znowu ryzykujesz? Nie mam do ciebie siły, naprawdę. - Posyłam mu tylko uśmiech, a po chwili w mojej szyi rozprzestrzenia się ból. To oczywiście sprawka tej szalonej badaczki, która płyn z fiolki wstrzyknęła mi do szyi.

-To nic wielkiego skarbie. Twoje instynkty zwierzęce będą szaleć z zazdrości, dopóki nie udowodnimy im, że jest twój. Dlatego opracowałam płyn, który sprawi, że od Luisa będzie walić twoimi feromonami na kilometr. W ten sposób będziesz spokojniejszy. - Alis wszystko mu tłumaczy, a ja rozmasowuje szyję. Powinna się nauczyć jak poprawnie dawać zastrzyki.

——————————————————

Leżymy wieczorem z Erykiem w mojej sali, przystosowanej oczywiście do obecności Eryka. Przez to, że spałem w dzień, nie mam ochoty teraz spać. Wolę patrzeć na spokojną twarz swojego ukochanego, który już od paru godzin nie może przestać mnie wąchać. Faktycznie uspokoiło to jego instynkty.

-Skarbie, myślałeś może o imieniu dla dziecka? - Odzywam się cicho, żeby go nie wystraszyć. Unosi na mnie leniwie wzrok.

-Nie, jeszcze nie. Nie miałem, kiedy i chciałem to zrobić z tobą. Ja wybiorę dla dziewczynki, a ty dla chłopczyka, dobrze? - No tak, Eryk już wcześniej przebąkiwał, że chce córeczkę. Uśmiecham się wesoło i zaczynam rozmyślać. Jest tyle opcji... Chciałbym, żeby to było wyjątkowe imię, żeby zawsze pamiętał, jak cudowny jest.

-Co powiesz, na Matthaeus? W łacinie Mateusz. Ładnie brzmi, prawda? Jest oryginalne. - Eryk zgadza się, po czym diabelsko uśmiecha.

-Jeśli będzie dziewczynka to Lilith. Tak jak demonica. Mam nadzieję, że odziedziczy po mnie skrzydełka, takie puszyste. - Wybucham śmiechem, po czym wtulam go mocniej do siebie.

-Oczywiście skarbie, pasuje mi, jeśli tobie się podoba i też mam nadzieję, że będzie miała piękne skrzydełka po tobie. - Ahh, gdybym wtedy nie przyjął tego zlecenia, jak bym skończył? Czy byłbym tak szczęśliwy?

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz