Rozdział 4

3.2K 195 43
                                    

Pukam do drzwi dyrektora, a po uzyskaniu zgody na wejście, uchylam je powoli. Najpierw do pokoju wchodzę ja, a dopiero potem wciągam za sobą Eryka. Dyrektor nie reaguje zbyt dobrze. Podnosi się gwałtownie i wyciąga pistolet zza pasa. Od razu zasłaniam hybrydę swoim ciałem, ale on ma inne plany i już po chwili to on mnie ochrania.

-Co robi tutaj ta hybryda, w dodatku bez skutych kończyn? - Eryk powarkuje jakby w odpowiedzi. Uspokajam go delikatnym głaskaniem po skrzydle. Powoli zaczyna to działać.

-Po pierwsze, ma na imię Eryk. Po drugie, zrobiłem z niego swoją własność. Wracam z nim do swojego mieszkania, tam będę kontynuował badania nad nim. To kwestia nie do dyskusji. - Widzę minę tego dyrcia, jego zdziwienie jest wręcz komiczne. Opuszcza broń, a Eryk grzecznie staje obok mnie. Uśmiecham się, bo właśnie mu pokazuje, że mam rację.

-Nie ma takiej opcji, jest zagrożeniem dla ludzi. Sam jego jad może zabić w parę sekund. - Wybucham śmiechem, co wprawia go w jeszcze większe zakłopotanie. Uśmiecham się do mojego malucha.

-Eryk, mógłbyś mu zaprezentować, jak bardzo niebezpieczny jest twój jad? Możesz wybrać miejsce. - Przez chwilę ani drgnie, ale ostatecznie się rusza. Wybiera szyję, mądra decyzja, bo stamtąd jad zadziałałby najszybciej. Czuję, jak zatapia we mnie kły, a po chwili zmodyfikowana ciecz rozprowadza się po moim ciele. Wzdycham z przyjemności, jaka mnie wypełnia. Chyba się od tego uzależnię. Po skończonej czynności, równie delikatnie wyciąga kły, a po chwili zaczyna delikatnie lizać ranę, żeby szybciej się zagoiła. - Widzisz?

-To nic nie świadczy. - Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam.

-Już powiedziałem, nie mam zamiaru o tym dyskutować. Badania, do których potrzebowałem specjalnych sprzętów, wykonałem. Pozostałe zrobię w domu. Prześlę wszystko pocztą. - Otwieram drzwi i delikatnie wypycham za nie Eryka. Zanim sam wychodzę, odwracam się jeszcze na chwilę do dyrcia. - Jeśli zawalę, poniosę odpowiednią karę. Jednak on jest naprawdę najłagodniejszą hybrydą, jaką badałem. Trochę wiary w swoje eksperymenty. - Wychodzę, nie czekając na odpowiedź. Czeka nas długa droga do mojego mieszkania.

——————————————————

Całą drogę do domu, Eryk przespał na moich kolanach. Było to dla mnie niesamowite, bo fakt, że zasnął przy mnie, oświadcza zaufanie. Teraz gdy trzeba wyjść na górę, nie mam serca go budzić, dlatego trzymając go na rękach, wdrapuję się do mieszkania. Udaje mi się nawet otworzyć drzwi i zanieść go do sypialni. Pozwólcie, że opiszę swoje skromne mieszkanko. Na wprost wejścia jest mały korytarzyk. Na lewo jest spiżarka z pralką, następnie salon z kuchnią. Na wprost pokoju dziennego jest moja sypialnia, a drugie drzwi na prawej ścianie to łazienka. Nic wielkiego, ale wystarcza mi to. Wszystko jest utrzymane w kolorach bieli, co mi akurat nie pasuje, ale nie mogę tego zmienić.

-Lu? - W pierwszej chwili nie reaguję. Dopiero po paru sekundach orientuję się, że Eryk mnie tak nazwał. Zerkam na niego zdziwiony. - Przepraszam. Pomyślałem, że mogę Cię tak nazywać. Jesteśmy u Ciebie? Pójdę spać gdzieś indziej. - Chce się podnieść, ale powstrzymuję go.

-Nie przeszkadza mi to, jak mnie nazywasz, to nawet urocze. Nie próbuj nigdzie iść, śpisz tutaj. Ja pójdę na kanapę. - Tym razem ja zostaję zatrzymany, przez najwidoczniej złego Eryka.

-Nie pozwolę Ci spać na kanapie, to twoje mieszkanie. - Wzdycham ciężko i podejmuję ważną decyzję. Układam się obok niego, chociaż nie mam zamiaru teraz spać. Powinienem coś zjeść i wziąć kąpiel, ale najpierw oswoję Eryka ze swoją bliskością. Nie ruszam się, ledwo co oddycham byle tylko go nie spłoszyć. Zapomniałem zamknąć drzwi, a jeśli się spłoszy, to może spróbować uciec. - Luis, mogę się do Ciebie przytulić? - Oddycham z ulgą, ale niestety muszę mu odmówić. Podnoszę się i spoglądam w jego przepiękne oczy.

-Najpierw się wymyję, ty po mnie. Ja w tym czasie zrobię nam coś do jedzenia i dopiero wtedy możemy pójść spać. W porządku? - Dostaję potwierdzenie, a gdy już mam wyjść do łazienki, zostaję zatrzymany.

-Mam prośbę. Pomożesz mi się wymyć? Nie robiłem tego jeszcze ze szponami i boję się, że coś uszkodzę. Wolałbym tego uniknąć. - Zgadzam się, to dla mnie pikuś. Chwytam go delikatnie za dłoń i ciągnę do łazienki.

——————————————————

Wymycie tego człowieka graniczyło z cudem… i nie, nie chodziło o jego zachowanie, bo był bardzo grzeczny. Jednak tak samo, jak u ptaków, nie łatwo było zamoczyć jego piórka. Ostatecznie udało nam się, a teraz Eryk wyciera się sam w sypialni. Jak się okazało, moja lodówka świeci pustkami i jedyne co mogę zrobić, to makaron z warzywami. Dlatego teraz spokojnie kroję wszystkie pomidory, ogórki i inne naturalne witaminki. Jestem tak śpiący, że prawie zasypiam, gdy nagle ktoś łapie rąbek mojej koszulki. Zerkam w stronę oczywiście hybrydy i przeżywam szok. Musiał wyciągnąć z mojej szafy koszulkę, potraktował ją jak pseudo piżamę. Muszę przyznać, że wygląda przepięknie, ale chyba mu przeszkadzają skrzydła. Uśmiecham się i chwytam nóż, co go przeraża. Odwracam jego sylwetkę plecami do mnie, żeby zrobić wycięcia na skrzydła. Udaje mi się to naprawdę dobrze, brawa dla mnie.

-Dlaczego to zrobiłeś?! Twoja koszulka jest teraz zepsuta. - Widzę łzy w jego oczach, co wprawia mnie w lekkie zakłopotanie. Schylam się i kciukiem ocieram słony płyn.

-To tylko koszulka, a tobie będzie wygodniej. Nie przejmuj się. Jutro kupię Ci więcej ubrań. - Wracam do podsmażania warzyw. Idzie mi to naprawdę sprawnie i po jakimś kwadransie, danie jest gotowe. Nakładam większą porcję Erykowi, sobie mniejszą. Zaczynam jeść, ale moją uwagę znów ściąga hybryda. Przygląda się widelcowi. - Coś się stało? - Zerka na mnie, po czym próbuje nim jeść, dość nieporadnie.

-Nie potrafię tym jeść. Mojej rodziny nie było na to stać. - Fakt, nie pytałem o jego życie przed eksperymentem, ale nie chcę tego teraz ruszać. Przesiadam się na krzesło obok i podsuwam Erykowi makaron nabity na widelec. Przez chwilę się waha, ale ostatecznie pozwala mi się karmić. Czuję się jak rodzic i wiecie co? To zajebiste uczucie.

——————————————————

Eryk poszedł już spać, a ja kończę załatwiać wieczorną toaletę. Zazwyczaj śpię w samych bokserkach, ale to go może skrępować. Z drugiej strony, powinienem zachowywać się naturalnie. Tak czy siak, mamy oddzielne kołdry, to powinno wystarczyć. Wchodzę do pokoju, całe szczęście, że Eryk już śpi, zwinięty w kulkę. Będzie problem z jego skrzydłami, muszę na nie w nocy uważać. Delikatnie układam się na skraju łóżka, plecami do chłopaka, a gdy już czuję, jak zasypiam, coś przyciska mi się do pleców. Coś zimniejszego ode mnie i milutkiego.

-Zimno... - Słyszę tylko. No tak, jest zimniejszy od ludzi. Najwidoczniej jego kołdra mu nie wystarcza. Przewracam się delikatnie przodem do niego i dodatkowo okrywam swoją kołdrą. Wtula się mocniej we mnie, jakby słuchał mojego serca. Po chwili sam zasypiam, wymęczony ostatnim dniem.

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz