Rozdział 7

2.8K 164 41
                                    

Stoję jak słup soli i obserwuję, jak Eryk powoli się do mnie zbliża. Z transu wybudza mnie jego oddech na szyi.

-Nie! Nie wolno mi. - Chcę się odsunąć, ale jego kły zatapiają się w mojej szyi. Tym razem nie jest to tak przyjemne, jak przy wstrzykiwaniu afrodyzjaku. Wgryza się znacznie mocniej, aż mam wrażenie, że przegryzie mi tętnice. Dopiero gdy się odrywa, domyślam się, co właśnie zrobił. Jego wzrok jest jakby nieobecny i wpatrzony w jego dzieło. Naznaczył mnie ugryzieniem.

-Proszę... - mówi szeptem, ciągnąc mnie do sypialni. - Naucz mnie wszystkiego, co sprawi nam razem przyjemność. Chcę tego. - Zamykam oczy i przecieram je palcami. Nie jestem w stanie się opanować, nie tylko dlatego, że wypuszcza feromony. Jest naprawdę uroczy i od samego początku połączył nas ten rodzaj więzi.

-W porządku, połóż się. - Jesli go zadowolę, to odpuści mi na jakiś czas. Będę mógł wykombinować, jak zmienić naszą więź. Nie chcę go oddawać, ale jeśli nie będę miał wyboru... Nie chcę nawet o tym myśleć. Muszę się skupić na Eryku, który właśnie pozbył się ubrań i ułożył na plecach. Nachylam się nad nim, a moje usta standardowo pieszczą jego czuły punkt. Dość szybko reaguje; zaczyna dyszeć, a jego biodra intensywnie ocierają się o moje. Jedną z dłoni układam na jego biodrze, drugą się podpieram, a ustami zjeżdżam na jego sutek. Najwyraźniej zaskakuję go tym, bo wydaje z siebie cichy pisk. Chwilę bawię się z nim, zagryzając delikatną skórę. Na sam koniec moje usta lądują na jego członku, który już dawno się ujawnił.

-Lu, co ty robisz? - Nie odpowiadam mu. Patrzę tylko na jego twarz, całując mu uda, aż ostatecznie biorę jego przyrodzenie do ust. Zasysa powietrze i zaciska palce na moich włosach. Domyślam się, że to dla niego kompletnie nowe uczucie. Gdy robię sobie krótką przerwę, podsuwam mu swoje palce pod usta.

-Naśliń je dobrze. Nie chcę, żeby coś Cię bolało. - Muszę się nieźle kontrolować, gdy jego zwinny język otacza moje palce. Wracam do swojej poprzedniej czynności i napajam się jego jękami stłumionymi przeze mnie. Po chwili uwalniam mu usta, a jeden mój palec bez problemów wślizguje się w Eryka. Jest zajebiście ciasny, a jednocześnie strasznie mokry. To chyba cecha zwierzęca, która ułatwia mi pracę. Dość szybko odnajduję jego słodki punkt, a gdy go naciskam, moje usta wypełniają się ciepłą mazią. W pokoju rozbrzmiewa głośny jęk. Brawo, doprowadziłem go do orgazmu i mogę liczyć tylko na to, że nie będzie chciał więcej. Uwalniam swoje usta, połykając całą sperme, a palec delikatnie wyciągam, gdy przestaje się na mnie zaciskać. Zerkam mu w oczy, z których ściekają łzy. Delikatnie tym wystraszony, ścieram mu je kciukiem.

-To tylko z przyjemności i radości, nic poważnego. - Tłumaczy, a po chwili popycha mnie tak, że teraz ja wygodnie leżę. - Stoi Ci.

-Eryk! - Podnoszę głos, bo nie jestem przyzwyczajony do takich tekstów. W zamian słyszę jego śmiech i dochodzi do mnie przykra informacja. Kocham go, a nie mogę. To zakazana miłość, która nie może wyjść. Raz już popełniłem ten błąd. Mimowolnie łza ścieka po moim policzku, a ręce odsuwają hybrydę od mojego ciała. Bez słowa podnoszę się do łazienki, po drodze chwytając telefon. Wybieram numer do dyrektora laboratorium.

-Dzień dobry doktorze. Jak idzie Panu opieka nad naszym cudnym eksperymentem? - Biorę głęboki wdech i zaczynam mu tłumaczyć całą sytuację. Łzy ściekają mi po policzkach strumykiem, a serce rozdziera się z bólu.

——————————————————

Po tym okrutnym telefonie i wyjściu z łazienki odnajduję Eryka skulonego na łóżku. Nadal nie ma niczego na sobie, jedynie skrzydła go osłaniają. Staram się być cicho, ale gdy chcę się położyć, łóżko głośno skrzypi.

-Przepraszam. - Rzuca od razu, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.

-To ja powinienem przeprosić. Miałem się tobą zająć, a zmusiłem Cię do czegoś takiego. - Zakrywam oczy, żeby nie widział moich łez. Jestem jednak zmuszony zabrać dłoń, gdy coś ciężkiego siada mi na biodrach.

-Nie zmusiłeś! Sam tego chciałem i nadal chcę, żebyśmy uprawiali prawdziwy sex, a nie tylko to, co przed chwilą. - Pragnę zaprotestować, ale gdy zaczyna się o mnie ocierać, nie potrafię go zatrzymać. Sam zaczynam pojękiwać, zbyt długo się powstrzymywałem.

-Chcesz się może sam na niego nabić, maluchu? - Pytam, pozbywając się swoich ubrań. Kiwa głową na tak, a gdy już chce zacząć czynność, powstrzymuję go. - Najpierw Cię porządnie przygotujemy. Połóż się na mnie. - Wykonuje polecenie. Układa głowę w zagłębieniu mojej szyi, a jego biodra unoszą się do góry. Jedną ręką sięgam do szuflady, z której wyjmuję lubrykant. Pokrywam nim palce i od razu zatapiam dwa z nich w Eryku. Zaczynam robić ruchy jak nożyczki, co chyba mu się podoba. Nie kontroluję śliny, która zaczyna po mnie spływać. Wolną ręką delikatnie głaszczę jego skrzydła.

-Dlaczego nie masujesz tego miejsca co ostatnio? - To dlatego rusza tak biodrami. Uśmiecham się zadziornie.

-Bo nie chcę, żebyś doszedł. Rozluźniam Cię tylko. - Słyszę jego niezadowolony pomruk, a po chwili czuję jego zęby w swoim obojczyku. Wzdycham głośno, tym razem nie czuję żadnego bólu, tylko ogromną rozkosz. - Dobra, doigrałeś się. Gdyby coś Cię naprawdę bolało, musisz mi powiedzieć. - Eryk prawie natychmiast unosi się i zaczyna nabijać na mojego penisa. Widzę, że ma trudności i gdy już planuję mu pomóc, udaje mu się. Zanurzam się w niego cały przy pierwszym opuszczeniu bioder.

-Lu! - Erykowi najwyraźniej się to wyrywa, bo zasłania usta. Uśmiecham się szeroko, tak właśnie miał zareagować. - Jesteś za duży, czuję się pełny.

-Zapamiętaj na przyszłość, takie rzeczy mówisz tylko wtedy, gdy chcesz, żeby twój partner mocniej Cię zerżnął. - Mówiąc to, chwytam jego biodra i zaczynam agresywnie się ruszać. Po paru sekundach Eryk zatapia szpony w moich biodrach. Syczę cicho i strącam go na miejsce obok, żeby móc się w nim płynniej poruszać. Jednocześnie pozwalam mu wbijać pazury w plecy, boli to mniej niż w biodra.

-Lu, już nie mogę! - W tym samym momencie wygina kręgosłup, a jego mięśnie zaczynają się na mnie zaciskać, przez co sam dochodzę po paru pchnięciach. Wychodzę z niego, opadam na miejsce obok i mam ochotę się zajebać. Dlaczego to zrobiłem, skoro muszę go za chwilę oddać?

——————————————————

Minęły jakieś dwie godziny od tego, jak go wykorzystałem. Nerwowo chodzę po salonie, co przyciąga uwagę hybrydy. Za chwilę powinni przyjechać z laboratorium, żeby go zabrać. Nakłamałem im, że muszę na jakiś czas wyjechać do rodziny i nie mam co z nim zrobić. Powinienem mu to powiedzieć, ale nie mam odwagi.

-Lu, wszystko w porządku? Usiądź obok mnie. - Zerkam na niego. Gdy właśnie nabieram odwagi, żeby mu powiedzieć, w domu rozlega się dźwięk pukania do drzwi. Zaraz po ich otworzeniu, siłą do domu wchodzą ochroniarze. Nie ruszam się z miejsca, nie potrafię. Słyszę tylko dźwięki szarpaniny, a po chwili widzę, jak siłą wyprowadzają go z salonu. - Lu, pomóż mi! Nic nie zrobiłem, powiedz im! - Staram się nie rozkleić na jego oczach. Kucam przed nim i głaszczę po policzku.

-Maluchu, muszę na jakiś czas wyjechać. Nie mogę zabrać Cię ze sobą, dlatego musisz wrócić do laboratorium. Obiecali, że będą traktować Cię bardzo dobrze, więc nie stwarzaj problemów. Będę za tobą tęsknił. - Widzę ten ból w jego oczach. Gdy chcę go pocałować w czoło, odsuwa głowę. Strażnicy go puszczają, zapewne na pożegnanie, które jednak nie następuje.

-Myślałem, że naprawdę mnie kochasz Luis. - Rzuca, wychodząc z domu w towarzystwie ochrony i zostawiając mnie z krwawiącym sercem.

Moja hybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz